Spotkanie w Biedronce: Kiedy przyjaźń staje się jednostronna

– O, cześć, Anka! – usłyszałam znajomy głos tuż za sobą, kiedy sięgałam po chleb w Biedronce. Odwróciłam się gwałtownie, a serce zabiło mi szybciej. Magda. Ta sama Magda, z którą jeszcze pół roku temu spędzałam każdą wolną chwilę, a potem nagle – cisza. Żadnych wiadomości, żadnych telefonów. Jakby ktoś wyciął mnie z jej życia gumką do mazania.

– Cześć, Magda – odpowiedziałam, próbując ukryć nerwowość. – Dawno się nie widziałyśmy.

– Oj, no wiem! Tyle się działo! – zaczęła od razu, nie pytając nawet, co u mnie. – Wyobraź sobie, że Bartek dostał awans, więc teraz ciągle go nie ma w domu. A dzieciaki… Matko jedyna, znowu przeziębione! A ja? Wiesz, jak to jest, wszystko na mojej głowie. I jeszcze te korki na trasie do pracy… – mówiła szybko, jakby bała się, że zabraknie jej czasu na opowiedzenie wszystkiego.

Stałam tam z koszykiem pełnym zakupów i czułam się coraz mniejsza. Próbowałam wtrącić coś o sobie – o tym, że mama znowu trafiła do szpitala, że w pracy szefowa zaczęła mnie pomijać przy ważnych projektach, że czuję się ostatnio strasznie samotna – ale Magda nie dawała mi szansy.

– A pamiętasz tę naszą kawiarnię na rogu? – zapytałam w końcu nieśmiało.

– Oj, Anka, teraz to ja nie mam czasu na takie rzeczy! – machnęła ręką. – Wiesz, jak to jest. Dzieci, dom, praca… Może kiedyś się uda.

Zrobiło mi się przykro. Przecież jeszcze niedawno to ona dzwoniła do mnie z płaczem po kłótni z Bartkiem. To ja ją pocieszałam, kiedy jej mama zachorowała. To ja pilnowałam jej dzieci, gdy musiała jechać na nocny dyżur. A teraz? Stałam przed nią jak obca osoba.

– No nic, muszę lecieć! – rzuciła nagle. – Trzymaj się! – I już jej nie było.

Zostałam sama między półkami z pieczywem i poczułam łzy napływające do oczu. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystko i wybiec ze sklepu. Ale zebrałam się w sobie i dokończyłam zakupy. W drodze do domu myślałam tylko o jednym: kiedy nasze drogi tak bardzo się rozeszły?

W domu czekała na mnie cisza. Tata siedział przed telewizorem i nawet nie zauważył, że wróciłam. Mama dzwoniła ze szpitala – była zmęczona i smutna. „Nie martw się o mnie, Aniu” – powtarzała zawsze. Ale jak miałam się nie martwić?

Wieczorem usiadłam przy kuchennym stole i zaczęłam przeglądać stare zdjęcia na telefonie. Ja i Magda na Mazurach, śmiejemy się do łez. Ja i Magda na parapetówce u Kasi. Ja i Magda w naszej ulubionej kawiarni na rogu. Czy to wszystko już naprawdę minęło?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie siostra.

– Anka, słyszałam, że spotkałaś Magdę? – zapytała od razu.

– Tak… przypadkiem w sklepie.

– I co? Nadal wszystko kręci się tylko wokół niej?

Westchnęłam ciężko.

– Nawet nie zapytała, co u mnie.

– Wiesz co? Może czas przestać się starać za dwie osoby – powiedziała Basia stanowczo. – Przyjaźń to nie jednostronna relacja.

Wiedziałam, że ma rację. Ale serce bolało mnie na myśl o tym wszystkim, co przeżyłyśmy razem z Magdą. Czy naprawdę można tak po prostu przestać być dla kogoś ważnym?

Przez kolejne dni chodziłam jak struta. W pracy byłam rozkojarzona, w domu jeszcze bardziej zamknięta w sobie niż zwykle. Tata coraz częściej pytał: „Co się dzieje?”, ale nie umiałam mu odpowiedzieć.

W końcu postanowiłam napisać do Magdy wiadomość:

„Hej Magda! Fajnie było Cię zobaczyć w sklepie. Jeśli znajdziesz chwilę na kawę albo spacer, daj znać :)”

Czekałam na odpowiedź dwa dni. W końcu przyszła:

„Anka, teraz mam taki młyn, że nie dam rady. Odezwę się jak będzie luźniej!”

Nie odezwała się już nigdy.

Z czasem pogodziłam się z tym, że nasze drogi naprawdę się rozeszły. Zaczęłam więcej rozmawiać z Basią, odnowiłam kontakt z dawną koleżanką z liceum – Martą. Z Martą mogłam rozmawiać o wszystkim: o tym, jak trudno pogodzić pracę z opieką nad chorą mamą; o tym, jak bardzo brakuje mi prawdziwej bliskości; o tym, jak czasem chciałabym po prostu wyjechać gdzieś daleko i zacząć od nowa.

Pewnego dnia Marta zaproponowała:

– Chodźmy do tej kawiarni na rogu! Zawsze mówiłaś, że tam najlepiej smakuje sernik.

Uśmiechnęłam się pierwszy raz od dawna.

W kawiarni usiadłyśmy przy oknie. Patrzyłam na ludzi spieszących się gdzieś w deszczu i pomyślałam: może to dobrze, że życie czasem samo robi porządki w naszych relacjach? Może to znak, żeby otworzyć się na nowe?

Wieczorem zadzwoniła mama ze szpitala.

– Aniu? Dziś miałam dobry dzień. Lekarz mówi, że może niedługo wrócę do domu.

Poczułam ulgę i wdzięczność za te proste słowa.

Czasem jeszcze myślę o Magdzie. O tym wszystkim, co nas łączyło i co nas podzieliło. Ale już nie czuję żalu – raczej wdzięczność za to, czego mnie nauczyła ta przyjaźń.

Czy naprawdę warto walczyć o ludzi, którzy nie chcą być częścią naszego życia? A może lepiej skupić się na tych relacjach, które dają nam siłę i radość? Co Wy o tym sądzicie?