Podział majątku, który rozdarł rodzinę: Historia z polskiego podwórka
Z hukiem trzasnęły drzwi, a echo tego dźwięku jeszcze długo odbijało się w mojej głowie. Stałem w pustym salonie, patrząc na rozrzucone papiery rozwodowe i czułem, jakby ktoś wyrwał mi serce. To był ten dzień, kiedy wszystko się rozpadło – dzień podziału majątku. Nazywam się Michał Kaczmarek i przez ostatnie piętnaście lat byłem mężem Magdy. Mieliśmy dom na przedmieściach Poznania, dwójkę dzieci i – jak mi się wydawało – wspólne marzenia. Ale życie potrafi zadrwić z człowieka.
„Podpisz to, Michał. Nie mamy już o czym rozmawiać” – powiedziała Magda, nie patrząc mi w oczy. Jej głos był zimny, obcy. Jeszcze rok temu śmialiśmy się razem przy śniadaniu, teraz dzieliła nas przepaść.
Nie chciałem się kłócić. Chciałem tylko spokoju dla dzieci – dla Julki i Antka. Ale Magda była nieugięta. „Dom zostaje dla mnie i dzieci. Ty masz mieszkanie po babci, samochód i połowę oszczędności. To uczciwie” – rzuciła, jakby dzieliła się kawałkiem ciasta, a nie naszym życiem.
Wtedy wszedł mój ojciec, pan Janusz, z twarzą czerwoną od gniewu. „Nie pozwolę na to! Michał całe życie harował na ten dom! Ty sobie znalazłaś nowego faceta i myślisz, że wszystko ci się należy?” – wrzasnął.
Magda spojrzała na niego z pogardą. „Nie twoja sprawa, Janusz. To sąd zdecyduje”.
Wiedziałem już wtedy, że to nie będzie zwykły rozwód. To będzie wojna.
Zaczęły się tygodnie pełne awantur, cichych dni i szeptanych rozmów za zamkniętymi drzwiami. Moja matka, pani Teresa, próbowała mediować. „Magda, pomyśl o dzieciach…” – błagała. Ale Magda była nieugięta. Zatrudniła prawnika – panią Martę Zawadzką, która słynęła z bezwzględności.
„Michał, nie pozwól jej zabrać wszystkiego!” – powtarzał ojciec. „To twój dom! Twoje dzieci!”
Ale ja nie chciałem walczyć. Chciałem tylko widywać Julkę i Antka bez konieczności wyrywania ich sobie z rąk.
Pewnego wieczoru usłyszałem rozmowę Magdy przez telefon:
– „Tak, Krzysiek… On już się zgodził na wszystko. Będziemy mieli dom dla siebie…”
Zamarłem. Krzysiek? Przyjaciel rodziny? Ten sam, który pomagał mi remontować garaż?
Następnego dnia skonfrontowałem Magdę.
– „To z Krzyśkiem? Od kiedy?”
Spojrzała na mnie bez cienia skruchy.
– „Od dawna. Przynajmniej on mnie rozumie. Ty zawsze byłeś tylko w pracy albo z nosem w komputerze.”
Poczułem się zdradzony przez wszystkich – przez żonę, przez przyjaciela, nawet przez własną rodzinę, która zaczęła dzielić się na dwa obozy. Moja siostra Kasia stanęła po stronie Magdy: „Michał, ona też ma prawo do szczęścia! Nie byłeś idealnym mężem!”
W domu zaczęły się prawdziwe bitwy o każdy przedmiot: o ekspres do kawy, o rowery dzieci, nawet o starego kota Felka.
– „Felek zostaje ze mną!” – krzyczała Julka.
– „Nie! To tata go zawsze karmił!” – upierał się Antek.
Sądowe rozprawy ciągnęły się miesiącami. Każde spotkanie kończyło się łzami dzieci i moim poczuciem winy. Pewnego dnia Antek powiedział:
– „Tato, czemu nie możemy być wszyscy razem? Czemu mama płacze po nocach?”
Nie umiałem odpowiedzieć.
W międzyczasie Magda coraz częściej pojawiała się z Krzyśkiem pod domem. Sąsiedzi szeptali za naszymi plecami:
– „Widziałeś? Już się wprowadza…”
Czułem się upokorzony.
Matka próbowała mnie pocieszać:
– „Michał, musisz być silny dla dzieci. Nie możesz się poddać!”
Ale ja byłem wrakiem człowieka.
Kiedy przyszło do ostatecznego podziału majątku, okazało się, że Magda ukryła część oszczędności na koncie swojej matki. Mój prawnik – mecenas Tomasz Nowak – odkrył to przypadkiem podczas analizy wyciągów bankowych.
– „To jest przestępstwo! Możemy to zgłosić do sądu!” – powiedział z triumfem.
Ale czy chciałem ciągnąć tę wojnę?
W końcu zgodziłem się na kompromis: dom dla Magdy i dzieci (choć wiedziałem już, że zamieszka tam też Krzysiek), mieszkanie po babci dla mnie, połowa oszczędności i prawo do widywania dzieci co drugi weekend.
Ostatnie spotkanie w sądzie było jak pogrzeb naszego małżeństwa. Magda nawet nie spojrzała mi w oczy. Julka płakała na korytarzu, Antek tulił się do mojej matki.
Po wszystkim wróciłem do pustego mieszkania po babci. Stały tam jeszcze jej stare meble i pachniało naftaliną. Usiadłem na wersalce i rozpłakałem się jak dziecko.
Przez kolejne miesiące próbowałem poukładać życie na nowo. Dzieci przychodziły do mnie niechętnie – tęskniły za domem i matką. Felek – kot – też wydawał się zagubiony.
Ojciec nie odzywał się do Magdy ani do Krzyśka. Siostra Kasia przestała przychodzić na rodzinne obiady – matka płakała po nocach.
Pewnego dnia Antek zapytał:
– „Tato, czy kiedyś znów będziemy rodziną?”
Nie umiałem odpowiedzieć.
Czasem myślę: czy warto było walczyć o rzeczy? Czy dom bez miłości to jeszcze dom? Czy można wybaczyć zdradę najbliższych?
A Wy? Co byście zrobili na moim miejscu?