Moja sąsiadka myśli, że zawsze będę niańczyć jej dziecko. Dziś muszę powiedzieć: dość!
– Aniu, mogłabyś dziś znowu zostać z Olkiem? – głos Magdy rozbrzmiał za drzwiami, zanim jeszcze zdążyłam włożyć buty. Była ósma rano, a ja ledwo zdążyłam wypić łyk kawy. Olek, jej czteroletni synek, już stał obok niej z plecakiem i pluszowym misiem, patrząc na mnie wielkimi oczami.
– Magda, ja… – zaczęłam niepewnie, ale ona już wpychała Olka do środka.
– Wiem, że masz wolne, a ja naprawdę muszę dziś być wcześniej w pracy. Jesteś kochana! – rzuciła przez ramię i zniknęła na klatce schodowej.
Zostałam sama z Olkiem i własnym poczuciem winy. Przecież to nie pierwszy raz. Od miesięcy Magda coraz częściej zostawiała mi synka – najpierw na godzinę, potem na dwie, aż w końcu całe popołudnia. Zawsze miałam wymówkę: „Przecież to tylko sąsiadka, trzeba sobie pomagać”. Ale coraz częściej czułam się jak darmowa opiekunka, a nie przyjaciółka.
Olek bawił się klockami na dywanie, a ja patrzyłam przez okno na szare bloki. W głowie kłębiły mi się myśli: „Czy jestem złą osobą, jeśli powiem dość? Czy Magda się obrazi? Co powiedzą inni sąsiedzi?”
Pamiętam, jak się poznaliśmy. Przeprowadziłam się tu dwa lata temu po rozwodzie. Byłam wtedy wrakiem człowieka – bez pracy, bez rodziny w pobliżu. Magda pierwsza zapukała do moich drzwi z ciastem i uśmiechem. Pomogła mi wtedy znaleźć pracę w pobliskiej bibliotece. Z czasem zaczęłyśmy pić razem kawę, rozmawiać o życiu i problemach. Kiedy urodził się Olek, czułam się niemal jak ciotka.
Ale coś się zmieniło. Magda zaczęła coraz częściej prosić o pomoc – najpierw drobne przysługi: podlewanie kwiatów, odbieranie paczek. Potem przyszły prośby o opiekę nad Olkiem. Z początku czułam się potrzebna, ważna. Ale teraz…
Telefon zadzwonił. To była moja mama.
– Aniu, kiedy w końcu przyjedziesz do nas? Tyle razy cię zapraszałam! – usłyszałam w słuchawce.
– Mamo, nie mogę… Opiekuję się dzieckiem sąsiadki – odpowiedziałam cicho.
– Znowu? Aniu, ty zawsze wszystkim pomagasz, a kto pomoże tobie? – jej głos był pełen troski.
Zawstydziłam się. Mama miała rację. Ostatnio nawet nie miałam czasu zadzwonić do niej czy spotkać się z przyjaciółką. Wszystko kręciło się wokół Olka i Magdy.
Po południu Magda wróciła po synka.
– Jesteś aniołem! – rzuciła na powitanie i pocałowała mnie w policzek. – Jutro też mogłabyś go wziąć? Mam zebranie w pracy…
Poczułam narastającą złość.
– Magda, musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.
Zaskoczona spojrzała na mnie.
– Coś się stało?
– Tak… Czuję się trochę wykorzystywana. Ostatnio coraz częściej zostawiasz mi Olka i…
Nie dokończyłam. Magda przerwała mi zirytowana:
– Przecież zawsze mówiłaś, że ci to nie przeszkadza! Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami!
– Jesteśmy… Ale mam też swoje życie. Chciałabym czasem odpocząć albo pojechać do mamy. Nie mogę być zawsze dostępna – głos mi drżał.
Magda spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Myślałam, że mogę na ciebie liczyć…
Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać. Przez chwilę stałyśmy w milczeniu.
– Wiesz co? Skoro tak uważasz… – rzuciła i wyszła trzaskając drzwiami.
Olek spojrzał na mnie smutno.
Przez kolejne dni unikałyśmy się na klatce schodowej. Czułam ulgę, ale też żal. Czy naprawdę musiało do tego dojść? Czy nie można było tego rozwiązać inaczej?
Wieczorem zadzwoniła do mnie koleżanka z pracy.
– Anka, idziemy jutro do kina! Idziesz z nami?
Uśmiechnęłam się pierwszy raz od dawna.
– Tak! Tym razem idę!
Zrozumiałam wtedy, że mam prawo do własnych granic. Że pomaganie innym nie może oznaczać rezygnacji z siebie.
Czasem patrzę przez okno na plac zabaw i widzę Magdę z Olkiem. Już nie rozmawiamy tak jak kiedyś, ale czuję spokój. Może kiedyś znów będziemy przyjaciółkami – ale już na innych zasadach.
Czy naprawdę trzeba poświęcać siebie dla innych? Czy asertywność to egoizm? A może to właśnie pierwszy krok do prawdziwej przyjaźni?