Obietnica pod światłami wesela: Matczyna ofiara czy zdrada?
– Nie wierzę ci, mamo! Jak mogłaś mi to zrobić?! – krzyczała Julia, a jej głos odbijał się echem od ścian naszego mieszkania na warszawskim Mokotowie. Stała przede mną w białej sukni ślubnej, którą wybrałyśmy razem, ale w jej oczach nie było już ani radości, ani wdzięczności. Była tylko złość i rozczarowanie.
Jeszcze dwa lata temu siedziałyśmy na naszym balkonie, popijając kawę i przeglądając stare zdjęcia z rodzinnych wakacji nad Bałtykiem. – Mamo, wiesz, o czym marzę? Żebyś to ty zorganizowała mi wesele. Takie, żebym nie musiała się niczym martwić. Żebym czuła się najważniejsza na świecie – powiedziała wtedy Julia. Przytuliłam ją i obiecałam: – Będziesz najpiękniejszą panną młodą w Warszawie. Obiecuję ci to.
Nie wiedziałam wtedy, że życie wystawi mnie na próbę, której żadna matka nie powinna przechodzić. Mój mąż, Andrzej, stracił pracę w fabryce samochodów na Żeraniu. Nasz syn, Kacper, wpadł w złe towarzystwo i zaczął grać w automaty w pobliskim barze. Pewnej nocy, gdy prasowałam ubrania do pracy, zadzwonił telefon.
– Pani Małgorzato? Pani syn ma długi. Jeśli nie zapłacicie do piątku, będzie miał poważne kłopoty – usłyszałam obcy, zimny głos. Ręce mi się trzęsły, gdy liczyłam oszczędności – pieniądze odłożone na wesele Julii.
– Co teraz zrobimy? – spytałam Andrzeja. Siedział przy stole, zgarbiony i przygaszony. – Nie możemy pozwolić, żeby Kacper wpadł w jeszcze większe bagno. To nasz syn – powiedział cicho. – Wiem… Ale Julia nigdy mi tego nie wybaczy – odpowiedziałam.
Podjęłam decyzję, która rozdarła mnie na pół – uratowałam syna, a zawiodłam córkę.
Kiedy Julia dowiedziała się prawdy, jej słowa były jak ostrze:
– Zawsze wybierasz jego! Całe życie go usprawiedliwiasz! Ja zawsze byłam tą dobrą córką!
– To nie tak… Ty jesteś silna, zawsze sobie radziłaś. Kacper nie jest taki jak ty. Musiałam mu pomóc.
– A mnie? Mnie nie musiałaś?
Jej łzy były dla mnie najgorszą karą. Wesele odbyło się skromnie – mała sala na Pradze, kilku przyjaciół i najbliższa rodzina. Nie było orkiestry ani białych gołębi, o których marzyła. Nie było też tortu z cukierni Bliklego, który chciała zamówić od dziecka.
Po ślubie Julia zaczęła się oddalać. Przestała przychodzić na niedzielne obiady. Moją wnuczkę Zosię widuję tylko na zdjęciach przesyłanych przez WhatsAppa. Za każdym razem, gdy dzwoni telefon, mam nadzieję, że to ona… Ale najczęściej to Kacper z kolejnym problemem albo Andrzej, który milczy i patrzy przez okno.
Pewnego wieczoru siedziałam nad stosem rachunków i zdjęć z dzieciństwa Julii. Andrzej podszedł do mnie i powiedział cicho:
– Może popełniliśmy błąd… Może powinniśmy byli pozwolić Kacprowi samemu się nauczyć.
– A co by wtedy z nim było? – spytałam przez łzy.
– Może w końcu by dorósł. A może przynajmniej Julia zostałaby z nami.
Nie umiałam odpowiedzieć. Moje serce rozdzierało się między dwójką dzieci – jedno ciągle potrzebujące pomocy i drugie zasługujące na miłość i uwagę, których nie umiałam dać we właściwy sposób.
Minęło kilka miesięcy. Kacper znów popadł w długi. Andrzej zaczął dorabiać u sąsiada Zbyszka na budowie. Ja sprzątałam klatki schodowe w blokach na osiedlu, żeby uzbierać choć trochę pieniędzy na prezent dla Zosi na urodziny.
Pewnego dnia spotkałam Julię na Hali Mirowskiej. Stała z małą Zosią przy stoisku z truskawkami. Podeszłam powoli, serce waliło mi jak młotem.
– Julia… Jak się masz?
Popatrzyła na mnie chłodno:
– Dobrze. Zosia lubi truskawki.
Dziewczynka spojrzała na mnie dużymi oczami i nieśmiało powiedziała:
– Babciu…
Uklękłam i podałam jej rękę:
– Wszystkiego najlepszego, kochanie.
Wyjęłam z torby małego pluszowego misia kupionego za ostatnią wypłatę.
Julia patrzyła na mnie bez słowa. Powietrze między nami było ciężkie jak ołów.
– Wiesz… Przepraszam za wszystko. Nie wiedziałam jak inaczej…
Julia wzruszyła ramionami:
– Zawsze wybierałaś jego. Ja już się przyzwyczaiłam być druga.
Odwróciła się i odeszła z Zosią.
Stałam tam długo po tym, jak zniknęły w tłumie ludzi. Zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd – czy powinnam była być surowsza dla Kacpra czy bardziej czuła dla Julii? Czy można kochać dwoje dzieci tak samo, gdy jedno ciągle domaga się więcej?
Dziś siedzę sama przy stole, patrzę na zdjęcia z wesela Julii i pytam siebie: Czy matka może kiedykolwiek naprawić taki błąd? Czy Julia mi wybaczy? A może nasze obietnice już zawsze będą tylko pustymi słowami?