Skradzione lata: Historia Magdy z warszawskiego blokowiska

„Magda, gdzie byłaś tak długo?!” – usłyszałam głos mojej mamy przez telefon, kiedy jeszcze stałam na klatce schodowej z walizką w ręku. Ale nie odpowiedziałam. Stałam jak wryta przed drzwiami mieszkania na warszawskim Ursynowie, które przez ostatnie dwa lata dzieliłam z mężem, Pawłem. W środku słyszałam śmiech – kobiecy, młody, beztroski. To nie był mój śmiech. To nie był śmiech żadnej z moich przyjaciółek.

Otworzyłam drzwi i zobaczyłam ją – dziewczynę w bluzie Pawła, z kubkiem kawy w ręku. Zamarłam.

– Przepraszam… Ty jesteś Magda? – zapytała cicho, jakby bała się, że zaraz wybuchnę.

– Tak. A ty?

– Ola…

W tej chwili wszystko się we mnie zatrzymało. Przez głowę przeleciały mi wszystkie te wieczory, kiedy Paweł mówił, że musi zostać dłużej w pracy. Wszystkie te weekendy, kiedy „nie czuł się najlepiej” i prosił, żebym pojechała do mamy na Pragę.

– Co tu robisz? – zapytałam, choć odpowiedź była oczywista.

– Ja… Paweł mówił, że… że już nie mieszkacie razem…

Nie odpowiedziałam. Przeszłam obok niej do sypialni. Na łóżku leżały dwie poduszki – jedna z moją poszewką, druga nowa, kolorowa. Na komodzie stało zdjęcie Pawła z jakąś kobietą na Mazurach. To nie byłam ja.

Wróciłam do kuchni. Ola już zbierała swoje rzeczy.

– Przepraszam… Nie wiedziałam…

– Nie musisz przepraszać. To nie twoja wina – powiedziałam, choć głos mi drżał.

Wtedy zadzwonił Paweł.

– Magda? Już wróciłaś? – zapytał beztrosko.

– Tak. Jestem w domu. Z Olą.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Magda… To nie tak…

– A jak?

– Chciałem ci powiedzieć… Ale nie wiedziałem jak…

– To już nie musisz.

Rozłączyłam się i usiadłam na kanapie. Ola wyszła bez słowa. Siedziałam tak długo, aż zrobiło się ciemno za oknem. W końcu zadzwoniła mama.

– Madziu, wszystko w porządku?

– Nie, mamo. Paweł mnie zdradził.

Po drugiej stronie długo była cisza.

– Wróć do domu, dziecko. Zawsze możesz wrócić.

Nie chciałam wracać na Pragę. Tam czekała na mnie mama po udarze i syn Bartek, który właśnie zaczął studia na Politechnice Warszawskiej. Całe życie byłam dla nich – po rozwodzie z pierwszym mężem to ja dźwigałam wszystko: pracę w szkole podstawowej jako woźna, opiekę nad mamą i wychowanie Bartka. O miłości przestałam marzyć dawno temu.

Paweł pojawił się nagle – poznaliśmy się przez znajomych z pracy. Był rozwodnikiem bez dzieci, spokojny, czuły, umiał słuchać. Po roku zamieszkaliśmy razem na Ursynowie. Bartek był wtedy nastolatkiem i nie ukrywał zazdrości o „nowego faceta mamy”. Ale Paweł starał się – naprawiał cieknący kran, gotował obiady w niedzielę, woził mamę na rehabilitację.

Kiedy poprosił mnie o rękę podczas spaceru nad Wisłą, myślałam, że to cud. Że po tylu latach walki o przetrwanie los wreszcie się do mnie uśmiechnął.

Ale potem przyszły kompromisy: Paweł dostał awans i coraz częściej wyjeżdżał służbowo do Poznania. Ja zostałam z mamą i Bartkiem na Pradze – nie chciałam zmieniać synowi szkoły ani zostawiać mamy samej po drugim udarze. Spotykaliśmy się głównie w weekendy; dzwoniliśmy codziennie wieczorem. Czasem miałam wrażenie, że jestem tylko dodatkiem do jego życia.

Kiedy Bartek zdał maturę i dostał się na studia, mama poczuła się lepiej – mogła już sama wychodzić na zakupy i nawet zaczęła chodzić na spacery z sąsiadką. Wtedy Paweł zaproponował: „Przeprowadźcie się do mnie na Ursynów”.

Zgodziłam się – spakowałyśmy z mamą walizki i przeniosłyśmy się do jego mieszkania. Myślałam: teraz zacznie się nasze nowe życie.

Ale Paweł coraz częściej znikał – „delegacje”, „szkolenia”, „zmęczenie”. Bartek rzadko bywał w domu; miał swoje życie na uczelni i nową dziewczynę. Mama coraz częściej pytała: „Madziu, jesteś szczęśliwa?”

Nie wiedziałam już sama.

Aż do dzisiejszego dnia – kiedy wróciłam wcześniej z pracy i zobaczyłam Olę w mojej kuchni.

Wieczorem Paweł wrócił do domu. Stał w drzwiach jak zbity pies.

– Magda… Przepraszam… To wszystko mnie przerosło… Ty zawsze miałaś rodzinę wokół siebie… Ja byłem sam… Ola była tylko przyjaciółką…

Popatrzyłam mu prosto w oczy:

– Przyjaciółki nie noszą twoich bluz i nie śpią w naszym łóżku.

Zamilkł.

– Chciałem ci powiedzieć… Ale bałem się cię zranić…

– Już mnie zraniłeś.

Spakowałam walizkę i wyszłam. Pojechałam do mamy na Pragę. Bartek wrócił wieczorem – spojrzał na mnie pytająco.

– Mama?

– Paweł mnie zdradził.

Przytulił mnie mocno:

– Zasługujesz na kogoś lepszego.

Przez kolejne tygodnie żyłam jak we śnie – praca w szkole, zakupy dla mamy, rozmowy z Bartkiem o jego studiach i planach na przyszłość. Czasem spotykałam się z koleżankami z pracy na kawie w barze pod blokiem; rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym.

Wieczorami patrzyłam przez okno na światła Warszawy i myślałam: czy jeszcze kiedyś będę szczęśliwa? Czy warto było tyle lat poświęcać się dla innych? Czy lepiej ufać ludziom do końca czy zamknąć serce na zawsze?

A Wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy można jeszcze zaufać po takim upokorzeniu?