„Nie jestem już tą samą kobietą”: Historia Marioli, która nie chce być tłem dla cudzej rodziny

— Znowu te dzieciaki rozniosą cały dom! — wyszeptałam przez zaciśnięte zęby, słysząc, jak Agata z hukiem otwiera drzwi wejściowe.

— Mamo! Babciu! — wrzasnął mały Krzyś, zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć. Zbigniew już czekał w przedpokoju, szeroko się uśmiechając, jakby właśnie wygrał los na loterii. Ja stałam w kuchni, ściskając kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce.

— Cześć, mamo! — rzuciła Agata, nawet na mnie nie patrząc. — Dzieci są głodne. Macie coś do jedzenia?

Nie jestem ich matką. Nie jestem nawet ich babcią. Ale od pięciu lat, co weekend, zamieniam się w kucharkę, sprzątaczkę i mediatora. Zbyszek uważa, że to normalne. „Przecież to rodzina” — powtarza. Ale czyja rodzina? Bo ja coraz częściej czuję się jak tło dla cudzego życia.

Kiedyś byłam inna. Miałam swoje marzenia: podróże, kurs tańca, własny ogród pełen róż. Teraz mam rozrzucone klocki Lego pod stopami i wieczne pretensje Agaty, że „u nas dzieci się nudzą”. Próbowałam rozmawiać ze Zbyszkiem.

— Kochanie, może byśmy czasem gdzieś wyszli sami? — zaproponowałam pewnego wieczoru.

— Przecież mamy rodzinę! — odpowiedział z uśmiechem. — Agata potrzebuje wsparcia. Dzieciaki cię uwielbiają!

Uwielbiają? Może i tak. Ale ja coraz mniej lubię siebie w tej roli.

Pamiętam pierwszy raz, kiedy Agata przyjechała do nas z dziećmi. Byłam pełna entuzjazmu. Upiekłam ciasto, przygotowałam zabawy. Chciałam być dobrą macochą. Ale szybko okazało się, że jestem tylko wygodnym dodatkiem do ich świata. Agata traktowała mnie jak służącą — rzucała kurtkę na krzesło, zostawiała brudne talerze na stole, a dzieci biegały po całym domu, nie zwracając uwagi na moje prośby o ciszę.

Z czasem zaczęłam się wycofywać. Zamykałam się w sypialni pod pretekstem bólu głowy. Przestałam piec ciasta. Przestałam się starać. Ale wtedy pojawiły się wyrzuty sumienia.

— Mariola, co się z tobą dzieje? — zapytał Zbyszek pewnego wieczoru.

— Nic — skłamałam.

Ale przecież coś się działo. Czułam się niewidzialna. Jakby moje potrzeby nie miały znaczenia.

Najgorsze były rozmowy z moją mamą.

— Dziecko, przecież wiedziałaś, że Zbyszek ma córkę i wnuki — mówiła przez telefon. — Rodzina to skarb.

— Ale czyja rodzina? — pytałam w myślach.

Pewnego dnia nie wytrzymałam. Agata przyszła z dziećmi bez zapowiedzi. W salonie panował chaos: Krzyś rozlał sok na dywan, a mała Ola rozrzuciła kredki po całym stole.

— Agata, czy możesz trochę bardziej pilnować dzieci? — powiedziałam stanowczo.

Agata spojrzała na mnie z wyrzutem.

— Przesadzasz. To tylko dzieci! — rzuciła i wzruszyła ramionami.

Zbyszek milczał. Jak zwykle.

Po tej scenie zamknęłam się w łazience i płakałam długo, tłumiąc szloch w ręcznik. Wtedy postanowiłam: muszę coś zmienić.

Zaczęłam wychodzić na długie spacery sama ze sobą. Zapisałam się na jogę. Kupiłam sobie nową sukienkę — czerwoną, choć Zbyszek zawsze powtarzał, że wolę stonowane kolory.

Zaczęłam mówić „nie”. Kiedy Agata zadzwoniła w piątek wieczorem:

— Mamo, przyjedziemy jutro na obiad!

Odpowiedziałam spokojnie:

— Przykro mi, ale mam plany.

Zapadła cisza po drugiej stronie słuchawki.

Zbyszek był wściekły.

— Co ty wyprawiasz? Przecież to twoja rodzina!

— Nie, Zbyszku — powiedziałam cicho. — To twoja rodzina. Ja też mam prawo do swojego życia.

Przez kilka dni nie odzywał się do mnie prawie wcale. W domu panowała napięta atmosfera. Ale pierwszy raz od dawna poczułam ulgę.

W pracy koleżanka zapytała:

— Mariola, promieniejesz! Co się stało?

Uśmiechnęłam się tylko tajemniczo.

Nie było łatwo. Agata przestała mnie odwiedzać na kilka tygodni. Zbyszek chodził naburmuszony. Ale ja zaczęłam oddychać pełną piersią.

Po miesiącu Agata zadzwoniła:

— Mamo… przepraszam za tamto ostatnio. Może przyjedziemy w niedzielę? Obiecuję pilnować dzieci.

Zgodziłam się — ale postawiłam warunki: wspólne sprzątanie po obiedzie, dzieci nie biegają po całym domu bez opieki.

Zbigniew długo patrzył na mnie z niedowierzaniem.

— Nie jesteś już tą samą kobietą — powiedział cicho pewnego wieczoru.

— Właśnie o to chodzi — odpowiedziałam spokojnie.

Dziś wiem jedno: nie chcę być tłem dla cudzej rodziny. Chcę być sobą i mieć prawo do własnych granic.

Czasem zastanawiam się: ile kobiet żyje tak jak ja — w cieniu cudzych oczekiwań? Czy naprawdę musimy poświęcać siebie dla „rodziny” za wszelką cenę?