Miłość z daleka: Historia Antoniego i moich wyborów

— Dlaczego nie możesz po prostu wrócić do domu, Antoni? — zapytałam, patrząc na niego przez łzy. Siedzieliśmy w naszej małej kuchni, a za oknem szalał listopadowy wiatr. W powietrzu wisiała cisza, która bolała bardziej niż jakiekolwiek słowa.

Antoni spuścił wzrok. — Bo tu jest moje życie, Aniu. Tam już nic na mnie nie czeka.

Pamiętam dzień, kiedy go poznałam. Był wtedy jeszcze żołnierzem, przysłanym do naszego miasta z Białegostoku. Wysoki, ciemnowłosy, z tym swoim nieśmiałym uśmiechem. Wszyscy mówili, że jest zamknięty w sobie, ale ja od razu zobaczyłam w nim coś więcej — tęsknotę za czymś, czego sam nie potrafił nazwać. Spotykaliśmy się przypadkiem na przystanku autobusowym, potem coraz częściej rozmawialiśmy. On opowiadał mi o swoim dzieciństwie na Podlasiu, o surowym ojcu i matce, która zawsze płakała po kątach. Ja mówiłam mu o mojej rodzinie — o matce, która nigdy nie zaakceptowała moich wyborów, i ojcu, który odszedł, gdy miałam dziesięć lat.

Po zakończeniu służby Antoni nie wrócił do domu. Został tutaj, choć jego rodzina nie mogła tego zrozumieć. — Synu, wracaj! — błagała go przez telefon matka. — Tu jest twój dom! — Ale on tylko milczał albo odpowiadał wymijająco. Wynajął małe mieszkanie na obrzeżach miasta i zaczął pracować jako magazynier w hurtowni spożywczej. Przez jakiś czas mieszkał z dziewczyną poznaną jeszcze w wojsku — Magdą. Ich związek rozpadł się jednak szybko; Magda była zbyt ambitna, chciała wyjechać za granicę, a Antoni nie potrafił zostawić wszystkiego za sobą.

Poznaliśmy się bliżej dopiero wtedy, gdy Magda wyprowadziła się na dobre. Spotykaliśmy się wieczorami na spacerach po parku, rozmawialiśmy godzinami o wszystkim i o niczym. Zakochałam się w nim powoli, niepostrzeżenie. On był inny niż wszyscy mężczyźni, których znałam — cichy, zamyślony, ale pełen ciepła.

Nasza miłość nie była łatwa. Moja matka nigdy nie zaakceptowała Antoniego. — To obcy! — powtarzała z pogardą. — Nie wiadomo, co on tu robi i czego chce od ciebie! — Ale ja wiedziałam. Chciał tylko być kochany i mieć kogoś bliskiego.

Pobraliśmy się skromnie, bez wielkiej uroczystości. Tylko kilku znajomych i moja siostra przyszli na ślub. Matka nie pojawiła się nawet w urzędzie stanu cywilnego. Po wszystkim wróciliśmy do naszego mieszkania i wypiliśmy herbatę przy kuchennym stole.

Przez pierwsze miesiące byliśmy szczęśliwi. Antoni starał się jak mógł — przynosił mi kwiaty z bazaru, gotował obiady, naprawiał cieknący kran. Ale z czasem zaczęły pojawiać się problemy. Jego matka dzwoniła coraz częściej, błagając go o powrót. — Ojciec choruje — mówiła raz po raz. — Potrzebujemy cię tutaj! — Antoni był rozdarty między nami a swoją rodziną.

Zaczęliśmy się kłócić o drobiazgi: o to, kto wyniesie śmieci, kto zapłaci rachunki, kto zadzwoni do teściowej. Czułam się coraz bardziej samotna w tym związku. Czasem miałam wrażenie, że jestem tylko przystankiem w jego życiu — miejscem, gdzie może odpocząć przed kolejną podróżą.

Najgorsze przyszło pewnego zimowego wieczoru. Antoni wrócił późno z pracy, zmęczony i rozdrażniony. — Muszę jechać do Białegostoku — powiedział bez ogródek. — Ojciec jest w szpitalu.

Nie protestowałam. Wiedziałam, że musi tam być. Ale kiedy wyjechał na kilka dni, poczułam pustkę tak wielką, że aż bolało mnie serce. Dzwoniłam do niego codziennie, ale on był coraz bardziej odległy.

Po powrocie był inny — zamknięty w sobie, milczący. Przestał ze mną rozmawiać o swoich uczuciach. Zaczęłam podejrzewać najgorsze: może spotkał tam kogoś? Może chce wrócić do dawnego życia?

Któregoś dnia znalazłam w jego telefonie wiadomość od Magdy: „Cieszę się, że mogliśmy porozmawiać po tylu latach.” Serce mi zamarło. Zrobiłam mu awanturę.

— To tylko rozmowa! — bronił się Antoni. — Nic więcej!

Nie wierzyłam mu wtedy. Przez kilka dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie.

W końcu usiedliśmy razem przy stole i zaczęliśmy rozmawiać szczerze jak nigdy wcześniej.

— Aniu, ja naprawdę cię kocham — powiedział cicho Antoni. — Ale czasem czuję się rozdarty między dwoma światami: moją rodziną tam i tobą tutaj.

Płakałam długo tej nocy. Wiedziałam już wtedy, że nasza miłość będzie zawsze wystawiana na próbę przez przeszłość i oczekiwania innych.

Dziś siedzę sama przy tym samym kuchennym stole i zastanawiam się: czy można naprawdę być szczęśliwym z kimś, kto nigdy nie przestaje tęsknić za domem? Czy miłość wystarczy, by pokonać wszystkie przeszkody? Może czasem trzeba pozwolić komuś odejść… Ale czy ja jestem na to gotowa?