Ostatnie słowa mamy na nocnym stoliku: Czy można wybaczyć matce, która mnie wymazała ze swojego testamentu?

– Zosiu, nie przesadzaj, przecież mama zawsze cię kochała – powiedziała Agnieszka, patrząc na mnie z tym swoim spokojem, który zawsze mnie irytował. Stałyśmy w kuchni, a na stole leżał testament. Kartka papieru, która roztrzaskała moje życie na kawałki.

Jeszcze kilka godzin wcześniej byłam przekonana, że po śmierci mamy nic już nie może mnie zranić. Przecież przeżyłyśmy razem tyle trudnych chwil – jej chorobę, moje nieudane małżeństwo, kłótnie o drobiazgi i te ciche wieczory, kiedy siedziałyśmy razem przy herbacie. Ale kiedy zobaczyłam swoje imię – a raczej jego brak – wśród spadkobierców, poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce.

– Przecież to niemożliwe – szepnęłam do siebie. – To musi być pomyłka.

Agnieszka wzruszyła ramionami. – Może mama miała powód? Może chciała cię chronić?

– Przed czym? Przed własną rodziną? – głos mi się załamał. – Przed tobą?

Wiedziałam, że to niesprawiedliwe. Agnieszka była starsza, zawsze bardziej odpowiedzialna, zawsze bliżej mamy. Ale czy to znaczyło, że ja nie zasłużyłam nawet na wspomnienie w jej ostatniej woli?

Wróciłam do swojego pokoju i usiadłam na łóżku. Testament leżał na nocnym stoliku, jakby czekał, aż znów po niego sięgnę. Przeczytałam go jeszcze raz. „Całość majątku przekazuję mojej córce Agnieszce Nowak. Zosi życzę szczęścia i miłości.” Tyle. Ani słowa o tym, co przeżyłyśmy razem. Ani słowa o tym, jak bardzo się starałam być dobrą córką.

Przez następne dni chodziłam jak cień. Agnieszka próbowała ze mną rozmawiać, ale ja nie potrafiłam jej wybaczyć. Nie potrafiłam wybaczyć mamie. Każda filiżanka po niej, każdy zapach jej perfum w łazience przypominał mi o tym, że zostałam wymazana z jej życia.

– Zosiu, musimy to jakoś rozwiązać – powiedziała któregoś wieczoru Agnieszka. – Nie chcę, żebyśmy się kłóciły przez pieniądze.

– To nie chodzi o pieniądze! – wybuchłam. – Chodzi o to, że mama mnie nie chciała! Że nawet po śmierci nie uznała mnie za swoją córkę!

Agnieszka spuściła wzrok. – Może powinnaś porozmawiać z tatą? Może on coś wie?

Tata był zawsze gdzieś obok, ale nigdy nie w centrum naszych spraw. Po śmierci mamy zamknął się w sobie jeszcze bardziej. Kiedy przyszłam do niego z testamentem w ręku, spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Zosiu… twoja mama bardzo cię kochała. Ale bała się o ciebie. Bała się, że jeśli dostaniesz dom, zostaniesz tu na zawsze i nigdy nie zaczniesz żyć po swojemu.

– To absurdalne! – krzyknęłam przez łzy. – Przecież ja całe życie próbowałam jej udowodnić, że potrafię być samodzielna!

Tata tylko pokręcił głową. – Czasem rodzice robią głupie rzeczy z miłości.

Nie mogłam tego zrozumieć. Wróciłam do domu i zamknęłam się w swoim pokoju. Przeglądałam stare zdjęcia – urodziny w ogrodzie, wakacje nad morzem, święta przy stole. Na każdym z nich byłam ja i mama. Uśmiechnięte, szczęśliwe. Gdzie popełniłam błąd? Dlaczego ona uznała, że nie zasługuję na jej pamięć?

Zaczęły się plotki wśród sąsiadów. „Podobno Zosia nic nie dostała…” „Agnieszka zawsze była ulubienicą…” Czułam się jak wyrzutek we własnym domu.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie ciotka Basia.

– Zosiu, nie możesz tak tego zostawić. Musisz walczyć o swoje!

– Ale ja nie chcę walczyć o dom czy pieniądze! Chcę tylko wiedzieć, dlaczego mama mnie odrzuciła!

Ciotka westchnęła ciężko.

– Twoja mama była dumna z ciebie. Ale bała się twoich wyborów. Bała się, że jeśli dostaniesz wszystko na tacy, przestaniesz walczyć o siebie.

Te słowa wracały do mnie nocami jak echo. Czy naprawdę byłam dla niej rozczarowaniem? Czy może chciała mnie chronić przed samą sobą?

Minęły tygodnie. Agnieszka zaczęła remontować dom po mamie. Zaprosiła mnie na kawę.

– Chciałabym, żebyś tu była ze mną – powiedziała cicho. – To też twój dom.

Spojrzałam na nią przez łzy.

– Ale już nie czuję się tu jak u siebie.

Próbowałyśmy odbudować naszą relację, ale coś pękło na zawsze. Każda rozmowa kończyła się wspomnieniem testamentu. Każdy gest był podszyty żalem.

Któregoś dnia znalazłam w szufladzie stare listy od mamy. Pisała w nich o swoich lękach i nadziejach. Pisała o tym, jak bardzo chciałaby, żebym była szczęśliwa – nawet jeśli oznacza to życie daleko od rodzinnego domu.

Czy mogę jej wybaczyć? Czy mogę pogodzić się z tym, że kochała mnie na swój sposób?

Czasem patrzę na ten testament i myślę: czy naprawdę majątek jest ważniejszy od miłości? Czy można wybaczyć matce to jedno ostatnie rozczarowanie?

Może wy też kiedyś musieliście wybaczyć swoim bliskim coś niewybaczalnego? Jak sobie z tym poradziliście?