Pół roku bez męża – czy jeszcze mam rodzinę?

– Znowu nie wrócisz na noc? – zapytałam, starając się, by mój głos nie zadrżał. Stałam w kuchni, ściskając kubek z zimną już herbatą, patrząc na Marka, który pakował kolejną torbę z ubraniami. Nawet nie spojrzał mi w oczy.

– Mama źle się czuje. Wiesz przecież – odpowiedział, jakby to wszystko było oczywiste. Jakby to było normalne, że od pół roku mieszka u swojej matki, a do naszego mieszkania wpada tylko po rzeczy albo żeby sprawdzić pocztę.

Poczułam, jak narasta we mnie złość. Przez pierwsze tygodnie rozumiałam – naprawdę. Jego mama, pani Halina, miała operację biodra i potrzebowała pomocy. Ale teraz? Minęło już pół roku! Rehabilitacja dawno się skończyła, a ona sama chodzi na spacery z sąsiadką. Marek jednak twierdzi, że „nie może jej zostawić”.

– A mnie możesz? – wyrwało mi się. W końcu musiałam to powiedzieć. – Przecież ja też tu jestem! To jest twój dom!

Wzruszył ramionami i westchnął ciężko, jakby to on był ofiarą tej sytuacji.

– Nie rozumiesz mnie. Nigdy mnie nie rozumiałaś. Mama mnie potrzebuje.

Zatkało mnie. Przez chwilę miałam ochotę rzucić tym kubkiem o ścianę. Ale tylko odwróciłam się i wyszłam do sypialni. Usiadłam na łóżku i poczułam łzy napływające do oczu. Jak to możliwe, że po dziesięciu latach małżeństwa zostałam sama? Że mój mąż wybiera matkę zamiast mnie?

Przez pierwsze tygodnie próbowałam być wyrozumiała. Gotowałam mu obiady na wynos, dzwoniłam wieczorami, pytałam, czy czegoś nie potrzebuje. Ale z czasem zaczęłam czuć się jak służąca bez znaczenia. Nasze rozmowy stawały się coraz krótsze i coraz bardziej chłodne.

Moja mama mówiła: „Daj mu czas, Halina naprawdę była w ciężkim stanie”. Ale nawet ona zaczęła się niepokoić, gdy Marek nie pojawił się na urodzinach naszej córki Zosi.

Zosia ma siedem lat i coraz częściej pyta: „Mamo, kiedy tata wróci do domu?”. Co mam jej odpowiedzieć? Że tata woli babcię od nas?

W pracy ledwo się trzymam. Koleżanki patrzą na mnie ze współczuciem, a jedna z nich – Ania – powiedziała mi ostatnio:

– Może on po prostu nie chce wracać? Może coś się stało między wami?

Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać. Przecież nie było żadnej wielkiej kłótni, żadnej zdrady… Chyba że zdradą można nazwać to, że Marek wybrał swoją matkę zamiast mnie.

Wczoraj wieczorem zadzwoniłam do niego jeszcze raz. Chciałam porozmawiać spokojnie, bez pretensji.

– Marek… czy ty w ogóle zamierzasz wrócić do domu? – zapytałam cicho.

Usłyszałam tylko długie milczenie po drugiej stronie słuchawki.

– Nie wiem – odpowiedział w końcu. – Może powinniśmy zrobić sobie przerwę?

Przerwę? Przecież my już mamy przerwę! Od pół roku żyję sama, wychowuję dziecko sama, wszystko jest na mojej głowie. On nawet nie wie, że Zosia miała ostatnio gorączkę przez trzy dni.

W nocy nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim. Czy naprawdę jestem taka zła? Czy może to on jest niedojrzały i nie potrafi postawić granic swojej matce?

Pani Halina nigdy mnie nie lubiła. Od początku dawała mi do zrozumienia, że „żadna kobieta nie będzie wystarczająco dobra dla jej syna”. Kiedyś próbowałam ją przekonać do siebie – piekłam ciasta na święta, pomagałam w sprzątaniu po rodzinnych obiadach. Ale zawsze znajdowała powód do narzekania: „Za słodkie”, „Za tłuste”, „Za mało posprzątane”.

Marek nigdy nie stanął po mojej stronie. Zawsze mówił: „Daj spokój, mama już taka jest”.

Teraz mam wrażenie, że pani Halina wygrała tę walkę o syna. A ja zostałam z niczym.

Dziś rano Zosia znów zapytała:

– Mamo, czy tata nas już nie kocha?

Serce mi pękło. Przytuliłam ją mocno i powiedziałam:

– Tata ma teraz dużo na głowie… Ale bardzo cię kocha.

Nie wiem, czy jeszcze w to wierzę.

Wieczorem przyszła do mnie Ania z butelką wina.

– Musisz coś z tym zrobić – powiedziała stanowczo. – Albo go postawisz pod ścianą i każesz wybrać, albo będziesz tak tkwić latami.

Ale co mam zrobić? Postawić ultimatum? A jeśli wybierze matkę?

Czuję się rozdarta między lojalnością wobec męża a własnym poczuciem wartości. Czy naprawdę jestem taka samolubna, że chcę mieć męża przy sobie? Czy może to on jest egoistą?

Czasem myślę o rozwodzie. O tym, jak wyglądałoby moje życie bez niego. Czy byłabym szczęśliwsza? Czy Zosia by cierpiała?

Dziś wieczorem długo patrzyłam na nasze wspólne zdjęcia sprzed lat. Uśmiechnięci, zakochani… Gdzie to wszystko się podziało?

Może powinnam walczyć o naszą rodzinę? A może lepiej odpuścić i zacząć żyć dla siebie?

Nie wiem już, co jest właściwe. Czy można kochać kogoś tak bardzo i jednocześnie czuć się tak bardzo samotnym?

Czy to ja jestem winna temu wszystkiemu? A może są sytuacje, w których po prostu trzeba pozwolić odejść…?