Pismo, które nigdy nie zostało wysłane: Tajemnica mojej mamy, która zmieniła wszystko

— Znowu grzebiesz w moich rzeczach? — usłyszałam w głowie głos mamy, choć od jej śmierci minęły już dwa tygodnie. Stałam w jej sypialni, otoczona zapachem lawendy i starego drewna, przeglądając szuflady, które zawsze były dla mnie zakazane. Zawsze powtarzała: „Nie wszystko musisz wiedzieć, Marto.”

Ale teraz jej już nie było. Zostałam sama z pustką, z żalem i z setkami pytań, na które nikt nie chciał lub nie mógł odpowiedzieć. Ojciec zamknął się w sobie, brat wyjechał do Anglii zaraz po pogrzebie. A ja… ja zostałam z jej rzeczami i wspomnieniami, które nagle zaczęły wydawać się niepełne.

To był zwykły zeszyt, schowany na dnie szuflady pod stertą starych chustek. Otworzyłam go bez większych oczekiwań — może jakieś przepisy, może lista zakupów. Ale już po pierwszych słowach wiedziałam, że to coś innego.

„Drogi Andrzeju,
Nie wiem, czy kiedykolwiek przeczytasz te słowa. Może nigdy nie będę miała odwagi ich wysłać…”

Zamarłam. Andrzej? Przecież mój ojciec miał na imię Piotr. Przewróciłam kilka stron dalej. List był długi, pełen emocji, żalu i tęsknoty. Mama pisała o miłości, której nigdy nie mogła wyznać, o decyzjach, które podjęła wbrew sobie, o życiu, które stało się kompromisem między marzeniami a obowiązkiem.

„Czasem patrzę na Martę i zastanawiam się, jak wyglądałoby nasze życie, gdyby wszystko potoczyło się inaczej. Czy byłabym szczęśliwsza? Czy ona byłaby szczęśliwsza?”

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Nagle wszystkie nasze kłótnie, jej chłód i dystans nabrały nowego znaczenia. Przez całe życie czułam się niewystarczająca — jakby mama oczekiwała ode mnie czegoś więcej, czegoś innego. Teraz zrozumiałam: ona sama czuła się niewystarczająca dla siebie.

Z listu wynikało, że Andrzej był jej pierwszą miłością. Poznali się na studiach w Krakowie. On był artystą, ona — córką nauczycielki z małego miasteczka pod Lublinem. Rodzina nie zaakceptowała ich związku; dziadek postawił sprawę jasno: „Albo wracasz do domu i zapominasz o nim, albo radź sobie sama.” Mama wróciła.

Piotra poznała kilka miesięcy później na weselu kuzynki. Był spokojny, poukładany, miał dobrą pracę w urzędzie. „Nie kochałam go tak jak Andrzeja,” pisała mama, „ale wydawało mi się, że to wystarczy.”

Wystarczyło na trzydzieści lat wspólnego życia — pełnego codziennych obowiązków, milczenia i niedopowiedzianych słów. List kończył się słowami:

„Może kiedyś Marta zrozumie, dlaczego byłam taka surowa. Może wybaczy mi to wszystko.”

Zamknęłam zeszyt i przez chwilę siedziałam w ciszy. W głowie kłębiły mi się pytania: Czy powinnam powiedzieć ojcu? Czy brat powinien wiedzieć? A może lepiej zostawić to wszystko w przeszłości?

Wieczorem zadzwoniłam do brata.
— Michał… znalazłam coś w rzeczach mamy. List.
— Jaki list?
— Do jakiegoś Andrzeja…
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Myślisz, że powinniśmy powiedzieć tacie?
— Nie wiem… Może lepiej nie ruszać tego tematu? — odpowiedział Michał cicho.

Ale ja nie mogłam przestać o tym myśleć. Każde wspomnienie z dzieciństwa zaczęło wyglądać inaczej: jej spojrzenie przez okno podczas niedzielnych obiadów, wieczorne spacery po ogrodzie z zamyślonym wyrazem twarzy, łzy ukradkiem ocierane w kuchni.

Kilka dni później zebrałam się na odwagę i porozmawiałam z ojcem.
— Tato… czy mama była kiedyś zakochana w kimś innym?
Spojrzał na mnie zaskoczony.
— Skąd to pytanie?
— Po prostu… czasem mam wrażenie, że była smutna.
Ojciec długo milczał.
— Każdy ma swoje tajemnice, Marto. Ważne jest to, co robimy z tymi tajemnicami.

Nie powiedziałam mu o liście. Może to tchórzostwo, a może szacunek dla mamy. Ale od tamtej pory patrzę na nią inaczej — z większym zrozumieniem i współczuciem. Zrozumiałam też coś o sobie: ile razy ja sama wybierałam kompromis zamiast marzeń? Ile razy tłumiłam swoje pragnienia ze strachu przed oceną innych?

Czasem siadam wieczorem przy oknie i czytam ten list jeszcze raz. Myślę o mamie — młodej dziewczynie z wielkimi marzeniami i złamanym sercem. I pytam siebie: czy naprawdę znamy tych, których kochamy najbardziej? Ile słów zostaje niewypowiedzianych między ścianami naszych domów?

Może każdy z nas nosi w sobie takie niewysłane listy…