Moja mama ukradła pieniądze na moją operację i pojechała nad jezioro – czy można wybaczyć coś takiego?
– Mamo, gdzie są te pieniądze? – zapytałam drżącym głosem, patrząc na nią przez łzy. W kuchni pachniało kawą, ale w powietrzu wisiała cisza tak gęsta, że aż bolało. Mama odwróciła wzrok, udając, że szuka czegoś w szafce. Wiedziałam już. Wiedziałam, zanim jeszcze odpowiedziała.
To miały być pieniądze na moją operację. Zbierałyśmy je razem przez pół roku – ja odkładałam każdą złotówkę z korepetycji, ona brała dodatkowe zmiany w sklepie. Wszyscy wiedzieliśmy, że bez tej operacji moje życie nie wróci do normalności. Ale kiedy przyszło do zapłaty zaliczki w klinice, konto było puste.
– Musiałam… musiałam odpocząć – wyszeptała w końcu mama. – Pojechałam nad jezioro z Haliną. Potrzebowałam tego.
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. – Potrzebowałaś? A ja? Ja nie potrzebuję zdrowia? – głos mi się załamał.
Mama zaczęła płakać. – Przepraszam, Martyna. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Wszystko mnie przytłoczyło…
Wyszłam z kuchni i zatrzasnęłam za sobą drzwi. W pokoju usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Przez głowę przelatywały mi obrazy: mama śmiejąca się na zdjęciach znad jeziora, ja leżąca w łóżku z bólem, tata dzwoniący z Niemiec i pytający, czy wszystko w porządku. Kłamałam mu wtedy, że tak.
Przez kilka dni nie rozmawiałyśmy. Mama chodziła po domu jak cień, a ja unikałam jej wzroku. W szkole nie mogłam się skupić – koleżanki pytały, co się stało, ale nie potrafiłam im powiedzieć prawdy. Czułam się zdradzona przez najbliższą osobę.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę mamy przez telefon:
– Halina, nie wiem, jak to naprawić… Martyna mnie nienawidzi… Tak, wiem, że to był błąd…
Wtedy dotarło do mnie, że ona naprawdę nie rozumie, co zrobiła. Że dla niej te kilka dni nad jeziorem było ważniejsze niż moje zdrowie.
Zaczęłam szukać pracy – sprzątałam u sąsiadki, pomagałam w bibliotece. Każda złotówka była dla mnie jak symbol walki o siebie. Tata przysłał trochę pieniędzy z Niemiec, ale to wciąż było za mało.
Mama próbowała się do mnie zbliżyć:
– Martynko, zrobię wszystko, żeby ci to wynagrodzić…
– Nie chcę twoich przeprosin – odpowiedziałam chłodno.
Z czasem zaczęły wychodzić na jaw inne rzeczy. Okazało się, że mama od dawna miała problemy z pieniędzmi – pożyczała od znajomych i nigdy nie oddawała. Tata o niczym nie wiedział. Kiedy mu powiedziałam podczas rozmowy przez Skype’a, był w szoku.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś wcześniej?
– Bałam się…
W domu atmosfera była coraz gorsza. Mama zamknęła się w sobie, a ja czułam się coraz bardziej samotna. Nawet babcia zaczęła mnie wypytywać:
– Co się dzieje między tobą a matką?
– Nic…
Ale przecież wszystko się zmieniło.
Któregoś dnia mama przyszła do mojego pokoju i usiadła na brzegu łóżka.
– Martyna… wiem, że cię zawiodłam. Wiem też, że nie zasługuję na wybaczenie. Ale jesteś moją córką i kocham cię najbardziej na świecie.
Patrzyłam na nią długo. Chciałam jej wybaczyć, ale nie potrafiłam.
Operacja została przesunięta o pół roku. Przez ten czas żyłam jakby obok własnego życia – niby chodziłam do szkoły, spotykałam się ze znajomymi, ale wszystko było jakieś puste. Mama próbowała naprawić sytuację – pracowała więcej niż kiedykolwiek wcześniej, przestała spotykać się z Haliną i zaczęła chodzić na terapię.
Z czasem zaczęłyśmy rozmawiać coraz więcej – o drobiazgach: pogodzie, zakupach, szkole. Ale temat pieniędzy i operacji wisiał między nami jak cień.
Dopiero kiedy leżałam już w szpitalu przed operacją i zobaczyłam mamę siedzącą przy moim łóżku z czerwonymi od płaczu oczami, poczułam coś na kształt współczucia.
– Przepraszam cię jeszcze raz…
– Wiem…
Operacja się udała. Powoli wracałam do zdrowia. Mama była przy mnie każdego dnia – gotowała mi ulubione zupy, czytała książki na głos.
Ale coś we mnie pękło na zawsze. Zaufanie już nigdy nie wróciło w pełni.
Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć komuś taką zdradę? Czy rodzina to zawsze miejsce bezpieczeństwa? A może czasem trzeba nauczyć się żyć z ranami i iść dalej mimo wszystko?