Chcę rozwodu, ale boję się, że żona sobie nie poradzi. Czy jestem egoistą?
– Michał, czemu znowu wracasz tak późno? – głos Magdy przeszył ciszę mieszkania, gdy tylko przekroczyłem próg. W jej oczach widziałem zmęczenie, żal i coś jeszcze – może strach? Odpowiedziałem półgębkiem, zdejmując buty: – Praca się przeciągnęła.
Nie była to prawda. Od miesięcy wracałem później nie przez nadgodziny, ale przez to, że nie potrafiłem zmusić się do powrotu do domu. Wolałem siedzieć w samochodzie na parkingu pod blokiem i patrzeć w ciemność niż znów udawać przed Magdą, że wszystko jest w porządku.
Mam trzydzieści pięć lat. Kiedyś myślałem, że wiem, czego chcę od życia. Magdę poznałem na studiach – była wtedy pełna energii, śmiała się głośno, miała plany i marzenia. Zakochałem się w niej bez pamięci. Oświadczyłem się po roku znajomości, a ona płakała ze szczęścia. Wszyscy mówili, że jesteśmy idealną parą.
Ale życie to nie bajka. Po ślubie wszystko zaczęło się zmieniać. Najpierw drobiazgi – coraz mniej rozmów, coraz więcej milczenia. Potem pojawiły się kłótnie o pieniądze, o teściową, o to, że nie mamy dzieci. Magda bardzo tego pragnęła. Ja… chyba nie byłem gotowy.
Pamiętam ten wieczór sprzed dwóch lat. Siedzieliśmy przy stole, a ona nagle wybuchła płaczem:
– Michał, ja już nie mogę! Czuję się jakbyśmy byli tylko współlokatorami!
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Przytuliłem ją wtedy, ale w środku czułem pustkę.
Od tamtej pory było już tylko gorzej. Magda zamknęła się w sobie. Przestała wychodzić z domu, rzuciła pracę. Całe dnie spędzała przed telewizorem albo spała. Ja uciekałem w pracę i spotkania ze znajomymi. Czasem myślałem: „Może gdybyśmy mieli dziecko, wszystko by się ułożyło?” Ale nie mieliśmy.
Wtedy pojawiła się Ania. Nowa koleżanka z pracy – energiczna, uśmiechnięta, pełna życia. Zaczęliśmy rozmawiać podczas przerw na kawę. Z czasem te rozmowy stały się coraz bardziej osobiste. Opowiadałem jej o swoim życiu, o Magdzie, o tym, jak bardzo czuję się samotny. Ania słuchała mnie uważnie, czasem dotknęła mojej dłoni.
Pewnego dnia po pracy zaproponowała spacer po Starym Mieście. Śmialiśmy się jak nastolatkowie. Poczułem coś, czego nie czułem od lat – lekkość, radość, nadzieję. Wiedziałem jednak, że przekraczam granicę.
Wróciłem do domu późno tamtego wieczoru. Magda siedziała w kuchni przy zgaszonym świetle.
– Gdzie byłeś? – zapytała cicho.
– Na spacerze – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
– Z nią?
Nie odpowiedziałem. Widziałem łzy w jej oczach.
Od tamtej pory między nami zapadła cisza cięższa niż kiedykolwiek wcześniej. Magda coraz częściej mówiła o swoim smutku, o tym, że nie widzi sensu życia. Zacząłem się bać – nie tylko o nią, ale też o siebie.
Myśl o rozwodzie pojawiała się coraz częściej. Ale za każdym razem powstrzymywało mnie jedno: strach. Bałem się nie o siebie – bałem się o Magdę. Wiedziałem, że jest słaba psychicznie, że nie ma nikogo poza mną i swoją matką (z którą od lat jest skłócona). Bałem się, że jeśli odejdę, ona sobie nie poradzi.
Czasami wyobrażałem sobie nasze życie po rozstaniu: ja z Anią – szczęśliwy, spełniony; Magda – sama w pustym mieszkaniu, pogrążona w depresji. Czy miałbym to na sumieniu?
Pewnego dnia zebrałem się na odwagę i powiedziałem Magdzie:
– Musimy porozmawiać.
Spojrzała na mnie z przerażeniem.
– Chcesz odejść?
Zamilkłem na chwilę.
– Nie wiem… Chyba tak.
Zaczęła płakać tak jak nigdy wcześniej. Drżały jej ręce.
– Michał… ja nie dam rady sama…
Wyszedłem wtedy na balkon i zapaliłem papierosa – choć rzuciłem palenie lata temu. Patrzyłem na światła miasta i czułem się jak najgorszy człowiek na świecie.
Przez kolejne dni Magda prawie ze mną nie rozmawiała. Chodziła po mieszkaniu jak cień samej siebie. Ja też byłem wrakiem człowieka – w pracy nie mogłem się skupić, z Anią przestałem rozmawiać.
W końcu zadzwoniła do mnie teściowa:
– Michał, co ty wyprawiasz? Magda jest załamana! Jeśli ją zostawisz…
Nie dokończyła zdania.
Czułem presję z każdej strony: rodzina Magdy obwiniała mnie za wszystko; moi rodzice mówili: „Może powinieneś spróbować jeszcze raz?”; Ania czekała na moją decyzję; a ja… ja chciałem tylko poczuć się wolny i szczęśliwy.
Któregoś wieczoru usiadłem z Magdą przy stole.
– Magda… ja naprawdę nie wiem już co robić. Nie chcę cię ranić, ale nie mogę żyć w kłamstwie.
Spojrzała na mnie smutno:
– To odejdź… Ale proszę cię… pomóż mi najpierw znaleźć pomoc…
Zrozumiałem wtedy jedno: nie mogę być odpowiedzialny za czyjeś życie kosztem własnego szczęścia. Ale też nie mogę zostawić kogoś bez wsparcia w najtrudniejszym momencie.
Pomogłem Magdzie znaleźć terapeutkę. Zacząłem rozmawiać z jej matką – próbowałem odbudować ich relację. To był długi proces – pełen łez i wyrzutów sumienia.
Dziś mieszkam sam. Magda powoli staje na nogi – znalazła pracę w bibliotece, czasem dzwoni do mnie z pytaniem o drobiazgi. Z Anią kontakt urwał się naturalnie – chyba oboje wiedzieliśmy, że to była ucieczka przed samotnością.
Często wracam myślami do tamtych dni i pytam siebie: czy miałem prawo odejść? Czy można być szczęśliwym kosztem czyjegoś cierpienia? A może czasem trzeba wybrać siebie – nawet jeśli boli to najbardziej?