Między światłem a cieniem: Historia Kasi i Adama
— Czemu tak na mnie patrzysz? No tak, nie chcę dzieci. Chyba nie jest nam tak źle we dwoje? — zapytałam, starając się, by mój głos nie drżał. Pierwszy promień słońca zajrzał do kuchni. Przebijając się przez żaluzje, rozrysował na podłodze, ścianie i blacie pasy światła i cienia. Dotarł w końcu do twarzy Adama i uderzył w jego zaczerwienione od bezsenności oczy.
Adam milczał. W tej ciszy słyszałam tykanie zegara i własne serce, które waliło jak oszalałe. Wczoraj wieczorem znowu wróciliśmy do tej rozmowy. Zawsze kończyło się tak samo – on zrezygnowany, ja z poczuciem winy. Ale dziś rano czułam, że coś się zmieniło. Że to już nie jest tylko rozmowa, ale decyzja, która może wszystko zniszczyć.
— Kasia… — zaczął powoli, jakby każde słowo ważyło tonę. — Myślałem, że po prostu się boisz. Że to minie. Ale ty naprawdę…?
— Tak — przerwałam mu. — Naprawdę nie chcę dzieci. Nie teraz. Może nigdy.
Adam odwrócił wzrok. Widziałam, jak jego dłoń zaciska się na kubku z kawą. Przez chwilę miałam ochotę go przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale wiedziałam, że to nieprawda.
W naszym otoczeniu temat dzieci był jak niewypowiedziane zaklęcie. Mama dopytywała przy każdej okazji: „No i kiedy wreszcie zostanę babcią?” Teściowa wysyłała mi zdjęcia wnuków koleżanek. Nawet koleżanki z pracy patrzyły na mnie z politowaniem, gdy mówiłam, że nie planujemy potomstwa.
Ale ja… Ja zawsze czułam, że coś jest ze mną nie tak. Że jestem wadliwa, egoistyczna, zimna. Przecież każda kobieta powinna chcieć być matką, prawda? Tak mówiły gazety, seriale i sąsiadki na klatce schodowej.
— Kasia, ja… Ja zawsze chciałem mieć rodzinę — powiedział Adam cicho. — Myślałem, że będziemy mieli syna albo córkę. Że będziemy razem uczyć je jeździć na rowerze, chodzić na spacery do lasu…
Zacisnęłam powieki. Widziałam te obrazy w jego oczach: małe buciki w przedpokoju, śmiech dziecka w niedzielny poranek, wspólne wakacje nad morzem. Ale dla mnie to były tylko obrazy – piękne, ale obce.
— Przepraszam — wyszeptałam. — Ale nie mogę żyć cudzymi marzeniami.
Adam wstał od stołu i wyszedł z kuchni. Zostałam sama z kubkiem zimnej kawy i poczuciem winy cięższym niż kiedykolwiek.
Tego dnia nie rozmawialiśmy już więcej. Adam wrócił późno z pracy i zamknął się w swoim gabinecie. Ja siedziałam na kanapie i patrzyłam w okno na szare bloki za szybą. Próbowałam sobie przypomnieć moment, kiedy zaczęłam czuć się tak obco we własnym życiu.
Może to było wtedy, gdy miałam osiem lat i patrzyłam na zmęczoną mamę krzątającą się po kuchni? Może wtedy obiecałam sobie, że nigdy nie pozwolę, by ktoś inny decydował za mnie? A może po prostu jestem inna?
Następnego dnia Adam zaproponował spacer po parku. Szliśmy obok siebie w milczeniu, mijając matki z wózkami i bawiące się dzieci. Czułam jego spojrzenie na sobie.
— Kasia… Czy ty mnie jeszcze kochasz? — zapytał nagle.
Zatrzymałam się i spojrzałam mu w oczy.
— Kocham cię — odpowiedziałam szczerze. — Ale nie mogę ci dać tego, czego pragniesz najbardziej.
Widziałam łzy w jego oczach. Adam nigdy nie płakał przy mnie. Teraz wyglądał jak ktoś zupełnie obcy – złamany, bezbronny.
— Może powinniśmy się rozstać? — wyszeptał.
To słowo zawisło między nami jak wyrok. Rozstać się… Po tylu latach wspólnego życia? Po wszystkich wspólnych świętach, podróżach, planach?
Wróciliśmy do domu w milczeniu. Przez kolejne dni unikaliśmy siebie nawzajem. Każdy gest był wymuszony, każde słowo brzmiało sztucznie.
W weekend przyszli moi rodzice na obiad. Mama od razu zauważyła napiętą atmosferę.
— Co się dzieje? Pokłóciliście się? — zapytała z troską.
Spojrzałam na Adama. On spuścił wzrok.
— Mamo… Nie chcę mieć dzieci — powiedziałam cicho.
Zapadła cisza gęsta jak śmietana.
— Kasiu… Ale dlaczego? Przecież jesteś zdrowa, macie mieszkanie…
— Bo nie czuję takiej potrzeby — odpowiedziałam drżącym głosem.
Mama spojrzała na mnie jak na kogoś obcego.
— To przez Adama? On ci coś zrobił?
— Nie! To moja decyzja!
Adam wyszedł do drugiego pokoju. Mama zaczęła płakać.
Po ich wyjściu długo siedziałam sama w kuchni. Czułam się winna wobec wszystkich: Adama, mamy, teściowej… Nawet wobec siebie samej.
Wieczorem Adam usiadł obok mnie na kanapie.
— Kasia… Ja cię kocham. Ale nie wiem, czy potrafię żyć bez dziecka. Bez tej nadziei na przyszłość.
Poczułam łzy pod powiekami.
— Może powinniśmy dać sobie czas? — zaproponowałam cicho.
Adam pokiwał głową bez przekonania.
Minęły tygodnie pełne napięcia i niedopowiedzeń. Próbowaliśmy żyć normalnie – chodziliśmy do pracy, robiliśmy zakupy, oglądaliśmy seriale wieczorami. Ale coś między nami pękło.
Pewnego dnia Adam spakował walizkę i wyprowadził się do kolegi.
Zostałam sama w naszym mieszkaniu pełnym wspomnień i niedokończonych rozmów. Każdy kąt przypominał mi o tym, co straciłam – i o tym, co wybrałam.
Czasem zastanawiam się: czy mogłam postąpić inaczej? Czy egoizm to naprawdę najgorsza rzecz na świecie? A może szczerość wobec siebie jest ważniejsza niż spełnianie cudzych oczekiwań?
Czy ktoś z was też kiedyś musiał wybierać między miłością a własną prawdą?