Dlaczego moja córka nie wierzy w moje szczęście? Historia Marii, która po pięćdziesiątce postanowiła zacząć od nowa

– Mamo, błagam cię, nie rób tego! – głos Zuzanny drżał od emocji, a jej oczy błyszczały łzami. Stałyśmy naprzeciwko siebie w mojej kuchni, między nami stół, na którym leżały dwie filiżanki niedopitej kawy i koperta z zaproszeniem na mój ślub.

Miałam 57 lat i pierwszy raz od śmierci męża poczułam, że mogę jeszcze być szczęśliwa. Poznałam Andrzeja przypadkiem – w kolejce do apteki. Pomógł mi wtedy z ciężką torbą i zaproponował kawę. Od tamtej pory spotykaliśmy się coraz częściej. Był czuły, uważny, słuchał mnie jak nikt inny. Po latach samotności jego obecność była jak ciepły koc w zimowy wieczór.

Ale Zuzanna nie potrafiła tego zaakceptować. – On chce cię wykorzystać! – powtarzała niemal codziennie przez telefon. – Mamo, przecież nawet nie znasz jego rodziny! Skąd masz pewność, że nie chodzi mu o twoje mieszkanie?

Wiedziałam, że jej obawy nie są bezpodstawne. Sama słyszałam historie o kobietach oszukanych przez „miłość życia”. Ale Andrzej był inny. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Pewnego wieczoru Zuzanna przyszła do mnie bez zapowiedzi. Była roztrzęsiona. – Mamo, sprawdziłam go w internecie. Nie znalazłam żadnych informacji o jego przeszłości! Nawet nie ma Facebooka! To podejrzane!

Westchnęłam ciężko. – Zuza, nie każdy musi mieć konto na Facebooku. Twój tata też nie miał.

– Ale tata był inny! – wybuchła. – Ty nie rozumiesz, jak łatwo jest teraz kogoś oszukać! On cię omotał!

Poczułam się jak dziecko przyłapane na czymś złym. Czy naprawdę byłam aż tak naiwna? Czy tęsknota za bliskością mogła mnie aż tak zaślepić?

Andrzej był cierpliwy wobec moich wątpliwości. – Jeśli twoja córka chce mnie poznać, zaproś ją na obiad – powiedział pewnego dnia. – Nie mam nic do ukrycia.

Zorganizowałam spotkanie. Zuzanna przyszła z mężem i wnuczką. Atmosfera była napięta jak struna. Andrzej starał się być uprzejmy, opowiadał o swojej pracy w bibliotece, o pasji do książek i podróży rowerowych po Mazurach. Zuzanna zadawała mu pytania jedno po drugim, jakby przesłuchiwała podejrzanego na komisariacie.

Po kolacji poprosiła mnie na bok. – Mamo, on unika odpowiedzi na temat swojej rodziny. Czemu nigdy nie mówi o swoich dzieciach? Przecież wspominał, że ma syna!

Zapytałam Andrzeja o to wieczorem. Spuścił wzrok. – Syn mieszka za granicą, od lat nie mamy kontaktu… To trudny temat.

Zaczęłam się bać. Może Zuzanna miała rację? Może za bardzo chciałam wierzyć w szczęście?

Następnego dnia Zuzanna zadzwoniła z płaczem. – Mamo, jeśli wyjdziesz za niego, przestanę przychodzić do ciebie z Hanią! Nie chcę, żeby moja córka patrzyła, jak ktoś cię rani!

Serce mi pękło. W jednej chwili musiałam wybierać między własnym szczęściem a rodziną.

Przez kilka dni chodziłam jak cień samej siebie. Andrzej zauważył zmianę.
– Maria, jeśli chcesz to zakończyć… Rozumiem – powiedział cicho.

Nie spałam całą noc. Przeglądałam zdjęcia z przeszłości: ślub z moim pierwszym mężem, narodziny Zuzanny, pierwsze wakacje nad Bałtykiem… Zawsze byłam dla innych: dla męża, dla córki, dla wnuczki. A co ze mną?

Rano zadzwoniłam do Zuzanny.
– Córciu… Wiem, że się boisz. Ja też się boję. Ale czy naprawdę chcesz, żebym resztę życia spędziła sama?

Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Nie chcę cię stracić – wyszeptała w końcu.
– Ja ciebie też nie.

Spotkałyśmy się tego samego dnia w parku. Rozmawiałyśmy długo – o strachu przed samotnością, o tym, jak trudno jest zaufać komuś nowemu po pięćdziesiątce, o tym, że każda z nas czegoś się boi.

Nie wiem jeszcze, jak potoczy się moja historia z Andrzejem. Wiem tylko jedno: zasługuję na szczęście tak samo jak każdy inny człowiek.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy mam prawo walczyć o swoje życie nawet wtedy, gdy inni się tego boją? Czy szczęście matki zawsze musi być mniej ważne niż spokój dziecka?