„Mamo, podpisz za mnie” – Historia matki, która musiała wybrać między sercem a rozumem
– Mamo, proszę cię… Podpisz to za mnie. – Głos Kacpra drżał, a w oczach miał łzy. Stał przede mną w kuchni, ściskając w dłoni kartkę papieru. Był już dorosły, a jednak w tej chwili wyglądał jak mały chłopiec, który zgubił się w tłumie.
Spojrzałam na dokument. Kredyt na mieszkanie – 400 tysięcy złotych. Poręczenie. Mój podpis miałby być gwarancją, że jeśli on nie spłaci, bank przyjdzie do mnie. Do mnie, do kobiety po pięćdziesiątce, która całe życie pracowała w szkole i ledwo wiązała koniec z końcem.
– Kacper… – zaczęłam cicho. – Przecież wiesz, że to ogromne ryzyko. Nie stać mnie na taki dług. Co będzie, jeśli stracisz pracę? Jeśli coś się stanie?
– Mamo! – przerwał mi gwałtownie. – To moja jedyna szansa! Nie chcę już dłużej mieszkać z tobą i tatą. Chcę być samodzielny! Wszyscy moi znajomi już mają swoje mieszkania. Tylko ja ciągle jestem nikim!
Poczułam ukłucie żalu i wstydu. Czy naprawdę byłam taką matką, która nie potrafiła dać synowi skrzydeł? Czy to moja wina, że nie miałam pieniędzy, by mu pomóc? Przez chwilę miałam ochotę podpisać wszystko bez słowa, byle tylko zobaczyć uśmiech na jego twarzy.
Ale potem przypomniałam sobie rozmowy z mężem. Andrzej był stanowczy: „Nie wolno ci tego robić. Jeśli coś pójdzie nie tak, stracimy wszystko. Dom, oszczędności, spokój.”
Wieczorem siedziałam sama w pokoju i płakałam. Modliłam się do Boga o znak, o siłę, o mądrość. W głowie słyszałam głos mojej mamy: „Matka powinna chronić dziecko przed światem, ale czasem musi je też nauczyć odpowiedzialności.”
Następnego dnia Kacper wrócił z pracy wcześniej niż zwykle. Był blady i spięty.
– I co? – zapytał bez przywitania.
– Kacper… Ja… Nie wiem…
– Wszyscy mają normalnych rodziców! – wybuchł nagle. – Tylko wy zawsze musicie robić problemy! Nawet nie potraficie mi pomóc!
Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Przez chwilę miałam ochotę wybiec z domu i nigdy nie wracać. Ale zostałam. Bo matka nie ucieka.
Wieczorem Andrzej wrócił z pracy i od razu zobaczył moją minę.
– Znowu rozmawiałaś z Kacprem?
– On mnie błaga… Andrzej, on naprawdę tego potrzebuje.
– A my? My też mamy prawo do bezpieczeństwa! Pomyśl o tym, co będzie za kilka lat. Nie możemy ryzykować wszystkim dla jego marzeń.
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, licząc oddechy i powtarzając w myślach modlitwy. Rano poszłam do kościoła. Usiadłam w ławce i patrzyłam na ołtarz.
– Boże… Daj mi znak – szeptałam. – Powiedz mi, co mam zrobić.
Wróciłam do domu z pustką w sercu. Kacper czekał na mnie w kuchni.
– Podpiszesz?
– Synku… – zaczęłam drżącym głosem. – Kocham cię najbardziej na świecie. Ale nie mogę tego zrobić. To zbyt duże ryzyko dla naszej rodziny.
Patrzył na mnie przez chwilę bez słowa. Potem odwrócił się na pięcie i wyszedł trzaskając drzwiami.
Przez kolejne dni unikał mnie jak ognia. Jadł posiłki w swoim pokoju, nie odzywał się do nas prawie wcale. Czułam się jak najgorsza matka na świecie.
Pewnej nocy usłyszałam cichy płacz za ścianą. Chciałam wejść do jego pokoju, przytulić go jak dawniej, ale wiedziałam, że muszę pozwolić mu dorosnąć.
Minęły tygodnie. Kacper powoli zaczął się otwierać. Pewnego dnia przyszedł do mnie do kuchni i usiadł naprzeciwko.
– Przepraszam, mamo – powiedział cicho. – Byłem niesprawiedliwy. Wiem, że chciałaś dobrze.
Objęłam go mocno i płakałam razem z nim.
Dziś Kacper wynajmuje małe mieszkanie z kolegą z pracy. Nie jest to wymarzone własne M3, ale radzi sobie coraz lepiej. Ja każdego dnia dziękuję Bogu za to, że dał mi siłę podjąć tę trudną decyzję.
Czasem zastanawiam się: czy byłam dobrą matką? Czy można kochać dziecko i jednocześnie odmówić mu pomocy? Może właśnie na tym polega prawdziwa miłość?