Wszyscy wiedzieli, tylko nie ja – historia zdrady, która zmieniła wszystko
– Naprawdę niczego nie zauważyłaś? – głos mojej siostry, Magdy, drżał od napięcia. Siedziałyśmy w mojej kuchni, a jej spojrzenie wbijało się we mnie jak szpilki.
– O czym ty mówisz? – zapytałam, czując jak serce zaczyna mi walić. W powietrzu wisiało coś ciężkiego, coś, co od dawna unosiło się nad moim domem, ale czego nigdy nie chciałam nazwać.
Magda spuściła wzrok. – O Bartka i tę jego koleżankę z pracy. O Martę. Wszyscy już o tym wiedzą. Tylko ty… – urwała i westchnęła ciężko.
W tej chwili świat przestał istnieć. Słyszałam tylko szum krwi w uszach i czułam, jak coś we mnie pęka. Bartek? Mój Bartek? Ten sam, który jeszcze wczoraj całował mnie na dobranoc i mówił, że jestem jego wszystkim?
Nie pamiętam, jak długo siedziałam w milczeniu. Magda próbowała mnie objąć, ale odsunęłam się gwałtownie. Potrzebowałam powietrza. Potrzebowałam uciec.
Wyszłam na balkon i spojrzałam na nasze podwórko. Dzieci sąsiadów grały w piłkę, ktoś rozwieszał pranie. Zwykły dzień na warszawskim blokowisku. Tylko mój świat właśnie się skończył.
Kiedy Bartek wrócił z pracy, czekałam na niego w salonie. Siedziałam sztywno na kanapie, ściskając w dłoniach kubek z zimną już herbatą.
– Cześć, kochanie – rzucił beztrosko, zdejmując buty. – Coś się stało?
Spojrzałam mu prosto w oczy. – Zdradziłeś mnie z Martą?
Zamarł. Przez chwilę miałam nadzieję, że zaprzeczy, że wybuchnie śmiechem i powie, że to absurd. Ale on tylko spuścił głowę.
– Przepraszam… – wyszeptał.
To jedno słowo wystarczyło. Wszystko stało się jasne.
Przez kolejne dni żyłam jak w amoku. Bartek próbował rozmawiać, tłumaczyć się, przysięgać, że to był błąd, że nic dla niego nie znaczyła. Ale każde jego słowo bolało mnie coraz bardziej.
Najgorsze było to, że wszyscy wokół wiedzieli. Moja mama patrzyła na mnie ze współczuciem, sąsiadka z naprzeciwka unikała mojego wzroku. Nawet nasza córka Zosia zaczęła zadawać pytania: „Mamo, dlaczego tata śpi na kanapie?”
W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanki szeptały za moimi plecami. Czułam się upokorzona i samotna.
Pewnego wieczoru zadzwoniła Marta.
– Przepraszam, Aniu – powiedziała cicho. – Nie chciałam… To wszystko wymknęło się spod kontroli.
Zacisnęłam pięści. – Nie chciałaś? To dlaczego to zrobiłaś? Wiedziałaś, że mamy dziecko! Że jesteśmy rodziną!
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Bartek powiedział mi, że już was nic nie łączy… Że jesteście razem tylko dla Zosi…
Poczułam mdłości. Czy naprawdę tak mówił o naszym małżeństwie? Czy przez lata żyliśmy w kłamstwie?
Zaczęłam analizować każdy szczegół ostatnich miesięcy: spóźnienia Bartka, jego nagłe wyjazdy służbowe, tajemnicze wiadomości w telefonie. Wszystko układało się w całość.
Przestałam jeść. Przestałam spać. Każda noc była walką z myślami: czy powinnam go wyrzucić? Czy powinnam walczyć o rodzinę?
Moja mama przyszła do mnie pewnego popołudnia z ciastem drożdżowym.
– Aniu, wiem, że ci ciężko – zaczęła delikatnie. – Ale musisz pomyśleć o Zosi. Ona potrzebuje ojca.
– A ja? – wybuchłam nagle. – Ja też czegoś potrzebuję! Szacunku! Miłości! Prawdy!
Mama pokiwała głową ze smutkiem.
– Wiem, kochanie… Ale życie to nie bajka. Czasem trzeba wybaczyć.
Nie chciałam jej słuchać. Wybaczyć? Jak można wybaczyć coś takiego?
Bartek zaczął pisać mi listy. Codziennie zostawiał je na stole w kuchni:
„Ania,
Nie potrafię wyrazić słowami, jak bardzo żałuję tego, co zrobiłem. Byłem głupi i ślepy. Straciłem najważniejszą osobę w moim życiu. Proszę, daj mi szansę to naprawić.”
Czytałam te listy i płakałam. Część mnie chciała mu wierzyć. Przecież byliśmy razem od liceum! Przeżyliśmy tyle wspólnych chwil: pierwsze mieszkanie na Ursynowie, narodziny Zosi, wakacje nad Bałtykiem… Czy to wszystko miało przestać istnieć przez jeden błąd?
Ale druga część mnie była pełna gniewu i żalu.
Pewnego dnia Zosia przyszła do mnie z rysunkiem: narysowała naszą trójkę trzymającą się za ręce.
– Mamo, kiedy tata wróci do domu?
Nie potrafiłam jej odpowiedzieć.
Wieczorem zadzwonił Bartek.
– Aniu… Proszę cię, spotkajmy się. Musimy porozmawiać.
Zgodziłam się niechętnie. Spotkaliśmy się w naszej ulubionej kawiarni na Mokotowie. Bartek wyglądał na zmęczonego i przybitego.
– Wiem, że cię zraniłem – zaczął cicho. – Nie proszę cię o natychmiastowe wybaczenie. Ale proszę… spróbujmy jeszcze raz. Dla Zosi. Dla nas.
Patrzyłam na niego długo w milczeniu. Widziałam łzy w jego oczach i czułam własne serce rozdzierane na pół.
– Nie wiem, czy potrafię ci zaufać – powiedziałam w końcu.
Bartek skinął głową ze zrozumieniem.
– Będę czekał tak długo, jak trzeba.
Od tamtej pory minęły tygodnie pełne rozmów i łez. Chodziliśmy razem na terapię małżeńską, rozmawialiśmy godzinami o tym, co poszło nie tak.
Ale wciąż czułam wstyd przed ludźmi. Wstyd przed rodziną i znajomymi – wszyscy wiedzieli o zdradzie Bartka wcześniej niż ja! Czułam się jak ostatnia naiwna idiotka.
Czasem myślę o Marcie – czy ona też cierpi? Czy żałuje? Czy wie, jak bardzo zniszczyła nasze życie?
Najtrudniejsze są poranki: kiedy budzę się sama i przez chwilę łudzę się, że to był tylko zły sen.
Zosia coraz częściej pyta o tatę. Widzę jej smutek i tęsknotę w oczach.
Nie wiem jeszcze, co zrobię. Czy potrafię wybaczyć? Czy będziemy kiedyś jeszcze szczęśliwi?
Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: czy jestem słaba, jeśli zdecyduję się zostać? A może silna? Czy można odbudować coś, co zostało tak brutalnie zniszczone?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu?