Cienie zdrady: melodia nowego życia

– Krzysztof, znowu wróciłeś po północy! – mój głos drżał, kiedy zamykał za sobą drzwi. Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi. – Praca, Weronika, praca… – rzucił, zdejmując płaszcz i rzucając go niedbale na krzesło. Ale ja już od dawna czułam, że to nie tylko praca. Coś się zmieniło. Nasze rozmowy były coraz krótsze, spojrzenia coraz rzadsze, a dotyk… jakbyśmy byli obcymi ludźmi.

Nie spałam tej nocy. Leżałam w łóżku, słuchając cichego tykania zegara i próbując znaleźć sens w tym, co się dzieje. Krzysztof coraz częściej zostawał w pracy do późna albo znikał w garażu z Jackiem, swoim najlepszym kumplem. „Co oni tam mogą robić prawie codziennie?” – pytałam siebie, próbując odpędzić najgorsze myśli. Ale one wracały, jak natrętne muchy.

Kilka dni później, kiedy Krzysztof znowu wyszedł z domu, postanowiłam nie siedzieć bezczynnie. Wzięłam płaszcz, zamknęłam drzwi i wyszłam na ulice Krakowa. Potrzebowałam oddechu, przestrzeni, czegoś, co pozwoli mi nie zwariować. Przeszłam się po centrum handlowym, patrząc na ludzi, którzy wydawali się szczęśliwi, beztroscy. Zazdrościłam im tej lekkości, której mi brakowało.

W pewnym momencie usłyszałam znajomy śmiech. Odwróciłam się i zobaczyłam Krzysztofa. Stał przy kawiarni, trzymając za rękę młodą kobietę o długich, rudych włosach. Śmiali się, patrzyli sobie w oczy, jakby świat wokół nie istniał. Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Przez chwilę nie mogłam oddychać. Chciałam podejść, zrobić awanturę, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Stałam jak wryta, patrząc na scenę, która rozgrywała się tuż przede mną.

Wróciłam do domu, nie pamiętając nawet, jak pokonałam tę drogę. W głowie miałam tylko jedno pytanie: „Dlaczego?”. Przez kolejne dni unikałam Krzysztofa, a on jakby tego nie zauważał. Był nieobecny, zamknięty w sobie. W końcu nie wytrzymałam.

– Kim ona jest? – zapytałam pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy przy stole w kuchni. Krzysztof spojrzał na mnie zaskoczony, ale w jego oczach nie było już czułości. – O czym ty mówisz? – próbował udawać, ale widziałam, że wie, o co chodzi.

– Widziałam was. W centrum. Trzymałeś ją za rękę. – Mój głos był spokojny, ale w środku czułam, jak wszystko we mnie krzyczy.

Przez chwilę milczał. Potem spuścił głowę.

– To nie tak, Weronika… – zaczął, ale przerwałam mu.

– To dokładnie tak! – wybuchłam. – Zdradziłeś mnie! Po tylu latach!

Wybiegłam z kuchni, trzaskając drzwiami. Zamknęłam się w łazience i płakałam, aż zabrakło mi łez. Wspomnienia wracały falami: nasz ślub w kościele Mariackim, pierwsze wspólne mieszkanie na Kazimierzu, narodziny naszej córki Oliwii. Wszystko to nagle straciło sens.

Krzysztof próbował ze mną rozmawiać, tłumaczyć się, ale nie chciałam go słuchać. Przez kilka dni żyliśmy obok siebie jak cienie. Oliwia patrzyła na nas z niepokojem, wyczuwając napięcie. Wiedziałam, że muszę coś zrobić, dla niej, dla siebie.

Zadzwoniłam do mojej mamy. – Mamo, nie wiem, co robić… – wyszeptałam do słuchawki. – Weronika, musisz być silna. Pomyśl o Oliwii. Nie pozwól, żeby przez to cierpiała – usłyszałam w odpowiedzi. Ale jak być silną, kiedy serce pęka na milion kawałków?

Wieczorem Krzysztof przyszedł do mnie do sypialni. Usiadł na łóżku, spuścił głowę.

– Przepraszam. Nie wiem, co się ze mną stało. Ta kobieta… to tylko chwila słabości. Nic dla mnie nie znaczy. Proszę, daj mi szansę.

Patrzyłam na niego długo. Widziałam w jego oczach strach, żal, może nawet miłość. Ale czy można odbudować coś, co zostało tak brutalnie zniszczone?

– Nie wiem, Krzysztofie. Potrzebuję czasu. Muszę zrozumieć, kim jestem bez ciebie – odpowiedziałam cicho.

Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak współlokatorzy. Krzysztof starał się naprawić to, co zepsuł: pomagał w domu, spędzał więcej czasu z Oliwią, przynosił mi kwiaty, gotował kolacje. Ale ja nie potrafiłam mu zaufać. Każdy jego gest wydawał mi się fałszywy, każde słowo podejrzane.

Pewnego dnia spotkałam się z Jackiem, jego przyjacielem. – Jacek, powiedz mi prawdę. Wiedziałeś o wszystkim? – zapytałam bez ogródek. Jacek spuścił wzrok.

– Weronika, nie chciałem się wtrącać. Krzysiek był zagubiony. Wiem, że to nie jest żadne usprawiedliwienie… Przepraszam.

Poczułam się jeszcze bardziej samotna. Nawet najbliżsi nie potrafili mi pomóc. Zaczęłam chodzić na długie spacery po Plantach, szukać ukojenia w muzyce i książkach. Znalazłam terapeutkę, z którą mogłam porozmawiać o wszystkim, co mnie bolało.

Z czasem zaczęłam odzyskiwać równowagę. Zrozumiałam, że nie jestem tylko żoną i matką. Jestem też kobietą, która ma prawo do szczęścia. Zaczęłam spotykać się z przyjaciółkami, zapisałam się na kurs fotografii, o którym zawsze marzyłam.

Krzysztof widział moją przemianę. Próbował wrócić do mojego życia, ale ja już nie byłam tą samą Weroniką. Pewnego wieczoru usiedliśmy razem w kuchni.

– Weronika, kocham cię. Chcę, żebyśmy spróbowali jeszcze raz – powiedział cicho.

Spojrzałam na niego i poczułam spokój. – Może kiedyś. Ale teraz muszę być sama. Muszę nauczyć się żyć na nowo.

Odszedł bez słowa. Zostałam sama w kuchni, patrząc na światła miasta za oknem. Czy można wybaczyć zdradę? Czy można odbudować zaufanie? A może czasem trzeba pozwolić sobie na nowe życie, nawet jeśli to boli?

Nie wiem, co przyniesie jutro. Ale wiem jedno: jestem silniejsza, niż myślałam. I może właśnie o to chodzi w życiu – żeby odnaleźć siebie, nawet w cieniu zdrady.