Kiedy własny syn odbiera ci wszystko – historia matki, która musiała zacząć od nowa
— Mamo, podpisz tu, to tylko formalność — powiedział Tomek, podając mi długopis i stertę papierów. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, a ja czułam, jak drżą mi ręce. Przez okno wpadało zimowe światło, rozświetlając jego twarz, na której nie dostrzegałam już tego chłopca, którego kiedyś tuliłam do snu. Teraz patrzył na mnie z niecierpliwością dorosłego mężczyzny.
— Tomku, jesteś pewien, że to dla mnie dobre? — zapytałam cicho, próbując odczytać coś z jego spojrzenia.
— Mamo, przecież wiesz, że chcę tylko twojego dobra. Chcę, żebyś miała spokojną starość. Zaufaj mi — odpowiedział z uśmiechem, który miał mnie uspokoić. Podpisałam. Nie wiedziałam wtedy, że właśnie oddaję mu wszystko: mieszkanie, oszczędności, nawet prawo do decyzji o sobie.
Kilka tygodni później wróciłam do domu po zakupach i zastałam obcych ludzi w moim salonie. — Przepraszam panią, ale to już nie jest pani mieszkanie — powiedziała młoda kobieta z agencji nieruchomości. Zamarłam. Zadzwoniłam do Tomka. Nie odbierał. Dopiero wieczorem napisał mi SMS-a: „Mamo, musiałem to zrobić. Potrzebuję pieniędzy na rozwój firmy. Przepraszam.”
Zostałam z jedną torbą ubrań i portfelem. Przez pierwsze dni spałam u sąsiadki, pani Zosi. — Dziecko, jak on mógł ci to zrobić? — pytała ze łzami w oczach. Sama nie znałam odpowiedzi. Próbowałam się z nim skontaktować, ale Tomek unikał rozmów. Moja córka, Ania, mieszkała za granicą i nie mogła mi pomóc od razu.
W urzędzie powiedziano mi, że podpisałam wszystko dobrowolnie. — Przykro mi, ale nie możemy nic zrobić — usłyszałam od urzędniczki. Czułam się jak w koszmarnym śnie. Każdego dnia budziłam się z nadzieją, że to tylko zły sen.
Pewnego wieczoru zadzwoniła Ania. — Mamo, przylecę za tydzień. Nie martw się, coś wymyślimy — mówiła przez łzy. Wtedy po raz pierwszy pozwoliłam sobie na płacz. Płakałam całą noc, wspominając dzieciństwo Tomka: jak tulił się do mnie po upadku z roweru, jak przynosił laurki na Dzień Matki.
Przez kolejne tygodnie szukałam pracy i miejsca do życia. W moim wieku nikt nie chciał mnie zatrudnić. Czułam się upokorzona prosząc o pomoc w ośrodku pomocy społecznej. — Proszę pani, takich historii mamy coraz więcej — powiedziała pracownica socjalna. — Rodzina potrafi być okrutna.
W końcu Ania przyleciała i zabrała mnie do siebie na kilka miesięcy. — Mamo, musisz walczyć o siebie — powtarzała codziennie. Dzięki niej zaczęłam chodzić na terapię dla osób po traumie rodzinnej. Poznałam tam panią Halinę, która również została oszukana przez własne dzieci.
— Wie pani co? Najgorsza jest ta pustka po zaufaniu — powiedziała Halina podczas jednej z rozmów. Miała rację. Nie chodziło tylko o mieszkanie czy pieniądze. Chodziło o to, że ktoś, kogo kochałam najbardziej na świecie, potraktował mnie jak przeszkodę.
Po kilku miesiącach wróciłam do Polski i wynajęłam mały pokój w starej kamienicy. Zaczęłam pracować jako pomoc w przedszkolu. Dzieci przypominały mi o tym, że życie potrafi być dobre nawet po największej burzy.
Tomek nigdy nie przeprosił osobiście. Słyszałam od znajomych, że jego firma upadła i wyjechał za granicę. Próbowałam mu wybaczyć dla własnego spokoju, ale rana pozostała.
Często pytam siebie: gdzie popełniłam błąd? Czy za bardzo ufałam? Czy mogłam przewidzieć tę zdradę? Dziś wiem jedno: nawet jeśli zostaniesz zdradzony przez własną krew, możesz się podnieść i zacząć od nowa.
Czy można jeszcze zaufać ludziom po takiej zdradzie? Czy matka powinna wybaczyć synowi wszystko? Co wy byście zrobili na moim miejscu?