Między Dwoma Domami: Kiedy Twoje Rzeczy Stają się Czyimiś Marzeniami
– Marta, czy mogłabyś pożyczyć mi ten blender? Wiesz, ten nowy, co dostałaś na urodziny – głos mojej siostry Ani rozbrzmiewał w słuchawce z nutą niecierpliwości. Stałam przy kuchennym blacie, ścierając resztki kaszki z talerzyka mojej dwuletniej Hani. W tle słyszałam śmiech męża, który próbował ją rozbawić, ale ja czułam, jak w środku narasta we mnie napięcie.
To nie był pierwszy raz. Ostatnie miesiące to nieustanny festiwal próśb: „Marta, masz może jakieś ubranka po Hani? Moja Zosia tak szybko rośnie!”, „Słyszałam, że macie nowy odkurzacz – stary mi się zepsuł, pożyczysz na tydzień?”, „A może oddasz mi ten fotelik samochodowy, bo wy już chyba nie potrzebujecie?”. Za każdym razem czułam się jak złodziejka własnych rzeczy, gdy próbowałam wymyślić wymówkę albo – co gorsza – zgadzałam się, a potem żałowałam.
Mój mąż, Tomek, patrzył na mnie z troską. – Musisz im w końcu powiedzieć, że nie możesz wszystkiego oddawać. Przecież to nasze rzeczy, nasza codzienność. – Ale jak? – pytałam go szeptem, żeby Hania nie słyszała mojego zdenerwowania. – Przecież to rodzina. Jak powiem „nie”, będą gadać, obrażą się… Moja mama zawsze powtarzała: „Rodzina jest najważniejsza, trzeba sobie pomagać”. Ale czy pomaganie oznacza rezygnację z siebie?
Pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz poczułam się naprawdę źle z tym wszystkim. Była niedziela, mieliśmy jechać na spacer do parku. Szukałam kurtki Hani i nagle przypomniałam sobie, że oddałam ją kuzynce. Hania stała w przedpokoju w cienkiej bluzie i patrzyła na mnie wielkimi oczami. – Mamusiu, zimno mi – powiedziała cicho. Wtedy poczułam się jak najgorsza matka na świecie.
Wieczorem usiadłam z Tomkiem przy kuchennym stole. – Może przesadzam? Może powinnam być bardziej hojna? – pytałam go z rozpaczą. – Marta, nie możesz dawać wszystkiego tylko dlatego, że ktoś tego chce. Masz prawo do swoich rzeczy. Masz prawo powiedzieć „nie” – odpowiedział spokojnie.
Ale jak powiedzieć „nie” własnej siostrze? Jak odmówić mamie, która dzwoni i mówi: „Wiesz, sąsiadka pytała, czy nie masz jakiegoś starego miksera…”? Każda taka rozmowa kończyła się we mnie burzą emocji: wstydem, poczuciem winy, złością na siebie i na nich.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie ciotka Basia. – Martuś, słyszałam, że macie taki fajny ekspres do kawy. Wiesz, mój się popsuł, a ja tak lubię kawę… Może byś mi go oddała? Przecież i tak Tomek pije tylko herbatę! – Zaniemówiłam. Ekspres był prezentem od Tomka na naszą rocznicę. Używałam go codziennie rano, kiedy tylko miałam chwilę dla siebie. To był mój mały luksus w świecie pieluch i nieprzespanych nocy.
– Ciociu, bardzo mi przykro, ale nie mogę oddać ekspresu. To prezent od męża i naprawdę go potrzebuję – powiedziałam drżącym głosem. Po drugiej stronie zapadła cisza. – No cóż… myślałam, że rodzina jest po to, żeby sobie pomagać – usłyszałam chłodno.
Przez cały wieczór chodziłam jak struta. Tomek próbował mnie pocieszyć, ale ja czułam się winna. Czy naprawdę jestem samolubna? Czy powinnam była się zgodzić?
Następnego dnia zadzwoniła mama. – Słyszałam, że Basia była u ciebie z prośbą o ekspres. Wiesz, ona ma ciężko… Może mogłabyś jej pomóc? – Mamo, ja też mam ciężko! – wybuchłam nagle. – Cały czas ktoś czegoś ode mnie chce! Czy ja nie mam prawa do swoich rzeczy? Czy muszę wszystko oddawać tylko dlatego, że jestem córką, siostrą, kuzynką?
Mama zamilkła na chwilę. – Nie wiedziałam, że tak to przeżywasz… – powiedziała cicho. – Może powinnaś im powiedzieć, jak się czujesz?
Wieczorem długo leżałam bezsennie w łóżku. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdą rozmowę z ostatnich miesięcy. Przypomniałam sobie, jak kiedyś sama prosiłam o pomoc i jak bardzo doceniłam wsparcie rodziny. Ale czy to znaczy, że muszę rezygnować z siebie?
Kilka dni później spotkałam się z Anią na kawie. Siedziałyśmy w małej kawiarni na Kazimierzu, a ja czułam, jak serce wali mi jak młot. – Aniu, muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam niepewnie. – Ostatnio mam wrażenie, że wszyscy czegoś ode mnie chcą. Czuję się zmęczona i czasem mam wrażenie, że nie mam już nic swojego. Potrzebuję trochę przestrzeni i chcę sama decydować, co mogę oddać, a czego nie.
Ania spojrzała na mnie zaskoczona. – Nie wiedziałam, że tak to odbierasz… Myślałam, że ci to nie przeszkadza. Przepraszam, jeśli cię przytłoczyłam.
Poczułam ulgę. Po raz pierwszy od miesięcy ktoś mnie wysłuchał bez pretensji. Zrozumiałam wtedy, że granice nie są oznaką egoizmu, tylko troski o siebie i bliskich.
Dziś wiem, że nie muszę być zawsze tą „dobrą córką” czy „hojną siostrą”. Mam prawo do swoich rzeczy i do swoich uczuć. Ale wciąż zadaję sobie pytanie: czy można być jednocześnie dobrą dla innych i dla siebie? Czy rodzina zrozumie, że czasem „nie” znaczy „kocham cię, ale muszę zadbać też o siebie”?
Może każdy z nas musi kiedyś nauczyć się mówić „nie” – nie po to, by ranić innych, ale by ocalić siebie.