Nie kupię trzypokojowego mieszkania tylko po to, by mieszkać z teściową
– Nie, Damir, nie zgadzam się! – mój głos drżał, choć starałam się brzmieć stanowczo. – Nie kupię trzypokojowego mieszkania tylko po to, żeby twoja mama mogła z nami zamieszkać.
Damir spuścił wzrok, jakby szukał odpowiedzi na podłodze. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, a za oknem szarzał listopadowy wieczór. W powietrzu wisiała cisza, którą co chwilę przerywało stukanie filiżanki o spodek – to Vesna, jego matka, nerwowo popijała herbatę.
– Kochanie, przecież mama nie ma nikogo – powiedział cicho Damir. – Po śmierci taty jest sama. Pomogła nam zebrać wkład własny, bez niej nie byłoby nas na to stać.
Spojrzałam na niego z bólem. Wiedziałam, że to prawda. Vesna sprzedała działkę po mężu i zaoferowała nam pieniądze na mieszkanie. Ale od tamtej pory jej obecność była jak cień – zawsze blisko, zawsze gotowa wtrącić się w każdą decyzję.
– To nie chodzi o pieniądze – odpowiedziałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Chodzi o nas. O mnie. O to, że nie chcę żyć pod jednym dachem z twoją mamą. Chcę mieć dom, w którym będę mogła być sobą.
Vesna odłożyła filiżankę i spojrzała na mnie z wyraźnym wyrzutem.
– Marto, ja tylko chcę pomóc. Nie chcę być ciężarem. Ale po śmierci Staszka… – jej głos się załamał. – Nie mam nikogo oprócz was.
Zrobiło mi się jej żal, ale jednocześnie czułam narastającą złość. Przez ostatnie dwa lata Vesna była wszędzie: w naszej kuchni, w naszych rozmowach, nawet w naszych kłótniach. Kiedy Damir miał gorszy dzień, dzwoniła do mnie, żeby zapytać, czy dobrze go karmię. Gdy kupowałam nową sukienkę, komentowała, że „za krótka jak na żonę jej syna”. Nawet nasz ślub był bardziej jej projektem niż moim marzeniem.
Wiedziałam, że nie jestem bez winy. Często milczałam, nie chcąc wywoływać konfliktów. Ale teraz, kiedy mieliśmy podjąć decyzję o naszym pierwszym wspólnym domu, poczułam, że muszę się postawić.
– Vesna, rozumiem, że jest ci ciężko – powiedziałam spokojniej. – Ale my też musimy mieć swoje życie. Chcę mieć z Damirem przestrzeń tylko dla nas. Chcę mieć dzieci i nie zastanawiać się, czy ktoś słyszy każdy nasz krok.
Damir westchnął ciężko.
– Może znajdziemy mieszkanie z dwoma oddzielnymi wejściami? – zaproponował niepewnie. – Albo dom bliźniak?
Pokręciłam głową. – To nie rozwiąże problemu. Chodzi o granice. O to, że musimy nauczyć się być rodziną, ale też mieć swoje życie.
Vesna wstała gwałtownie, jej twarz była blada. – W takim razie nie chcę być przeszkodą. Zróbcie, co chcecie. – Wyszła z kuchni, trzaskając drzwiami.
Zapanowała cisza. Damir patrzył na mnie z wyrzutem.
– Czy musiałaś być taka ostra? – zapytał cicho.
– A czy ty musisz zawsze stawiać ją przede mną? – odpowiedziałam, czując jak napięcie rozsadza mi klatkę piersiową.
Tej nocy nie spałam. Przewracałam się z boku na bok, słysząc ciche szlochy Vesny zza ściany. Damir leżał obok, ale czułam, jakby był bardzo daleko. Myśli kłębiły mi się w głowie: czy jestem egoistką? Czy powinnam poświęcić swoją wygodę dla dobra rodziny? Ale czy to naprawdę byłoby dobre dla nas wszystkich?
Następnego dnia Vesna zachowywała się, jakby nic się nie stało. Przygotowała śniadanie, zaproponowała kawę. Ale jej spojrzenie było chłodne, a rozmowy ograniczały się do minimum.
Po południu Damir wrócił z pracy wcześniej niż zwykle. Usiadł obok mnie na kanapie i długo milczał.
– Rozmawiałem z mamą – powiedział w końcu. – Powiedziała, że nie chce być ciężarem. Ale wiem, że jest jej bardzo przykro.
– Damir, ja też nie chcę jej krzywdzić – odpowiedziałam. – Ale nie mogę żyć w poczuciu winy tylko dlatego, że chcę mieć własny dom.
– Może powinniśmy poszukać mieszkania bliżej niej, ale jednak osobno? – zaproponował.
Poczułam ulgę. – To byłoby najlepsze rozwiązanie. Możemy jej pomagać, odwiedzać ją codziennie, ale każdy będzie miał swoją przestrzeń.
Wieczorem usiedliśmy razem z Vesną. Damir delikatnie wyjaśnił jej naszą decyzję. Była rozczarowana, ale nie protestowała. Widziałam w jej oczach smutek i żal, ale też cień zrozumienia.
Minęły tygodnie. Znaleźliśmy dwupokojowe mieszkanie kilka ulic od Vesny. Pomogła nam w przeprowadzce, choć przez długi czas unikała rozmów na temat wspólnego zamieszkania. Z czasem jednak relacje zaczęły się poprawiać. Zaczęliśmy odwiedzać ją regularnie, a ona powoli odzyskiwała radość życia – zapisała się na zajęcia dla seniorów, zaczęła spotykać się z koleżankami.
Czasem jednak nachodziły mnie wątpliwości. Czy nie powinnam była bardziej się postarać? Czy nie zraniłam jej zbyt mocno? Ale patrząc na Damira, który znów był pogodny i na nasz mały, przytulny dom, czułam, że podjęliśmy właściwą decyzję.
Czy naprawdę można być szczęśliwym, jeśli nie ma się własnej przestrzeni? Czy rodzina to zawsze kompromis między miłością a własnymi granicami? Może każdy z nas musi znaleźć swoją odpowiedź na to pytanie.