Nie jestem waszą służącą: Historia Magdy z Krakowa

— Magda, dlaczego znowu nie ma obiadu na stole? — głos teściowej przebił się przez ciszę kuchni, jakby ktoś rozbił talerz o podłogę. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w pianie, i poczułam, jak w gardle rośnie mi gula. Michał siedział w salonie, zapatrzony w ekran telewizora, jakby nie słyszał tej sceny. Znowu. Od ośmiu lat powtarza się to samo: ja, kuchnia, obowiązki, oczekiwania. I zawsze to samo pytanie — kiedy w końcu będę mogła być sobą?

Pamiętam dzień naszego ślubu. Byłam wtedy pełna nadziei, patrzyłam na Michała jak na swojego bohatera. Wydawało mi się, że razem możemy wszystko. Ale już po kilku miesiącach zaczęłam rozumieć, że w tej rodzinie jest miejsce tylko dla jednej królowej — jego matki. Pani Teresa, kobieta o stalowym spojrzeniu i głosie, który nie znosi sprzeciwu. „U nas w domu zawsze się gotowało na czas”, powtarzała przy każdej okazji. „Michał lubi porządek, Magda. Musisz się postarać.”

Na początku starałam się. Gotowałam, sprzątałam, dbałam o wszystko. Nawet o to, żeby jego koszule były idealnie wyprasowane. Pracowałam na pół etatu w księgarni na Kazimierzu, ale po pracy biegłam do domu, żeby zdążyć przed powrotem Michała i jego matki. Z czasem przestałam spotykać się z przyjaciółkami. „Nie masz czasu na głupoty”, mówiła Teresa. „Rodzina jest najważniejsza.”

Z roku na rok czułam się coraz bardziej przezroczysta. Michał nie zauważał mojego zmęczenia. Kiedy próbowałam z nim rozmawiać, wzruszał ramionami: „Przesadzasz, Magda. Mama tylko chce dobrze.” Ale ja już nie wiedziałam, co to znaczy „dobrze”. Dla kogo dobrze? Dla mnie?

Najgorsze były święta. Wszyscy zjeżdżali się do naszego mieszkania — szwagierka z mężem i dziećmi, teść z nową partnerką. Ja biegałam między kuchnią a salonem, podając kolejne dania, zbierając talerze, sprzątając po wszystkich. Nikt nie zapytał mnie nigdy, czy mam ochotę usiąść i po prostu być częścią rodziny. Zawsze byłam tłem.

Pewnego dnia, kiedy wróciłam z pracy zmęczona i zmarznięta, zobaczyłam Teresę w mojej sypialni. Przesuwała moje rzeczy w szafie.
— Co pani robi? — zapytałam drżącym głosem.
— Szukam miejsca na nowe ręczniki — odpowiedziała chłodno. — U nas w domu zawsze był porządek.

Wtedy coś we mnie pękło. Poczułam, że nie mam już siły walczyć o kawałek własnej przestrzeni nawet w swoim domu.

Wieczorem próbowałam porozmawiać z Michałem.
— Michał, ja tak nie mogę dłużej żyć. Twoja mama traktuje mnie jak służącą.
On nawet nie oderwał wzroku od telefonu.
— Przesadzasz. Mama jest starsza, trzeba jej pomóc.
— Ale ja też jestem człowiekiem! — krzyknęłam nagle, sama zaskoczona swoją odwagą.
— Magda, nie rób scen — rzucił tylko i wyszedł z pokoju.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie głosy: „Musisz się postarać”, „Rodzina jest najważniejsza”, „Nie rób scen”. A gdzie w tym wszystkim byłam ja?

Zaczęłam coraz częściej wychodzić na długie spacery po Krakowie. Siadałam na ławce przy Wiśle i patrzyłam na ludzi — zakochane pary, matki z dziećmi, starszych panów grających w szachy. Zazdrościłam im wolności, lekkości bycia sobą.

Pewnego dnia spotkałam Anię, moją dawną przyjaciółkę ze studiów.
— Magda! Jak ty wyglądasz… — objęła mnie mocno. — Co się z tobą dzieje?
Nie wytrzymałam i rozpłakałam się jej na ramieniu.
— Nie jestem szczęśliwa — wyszeptałam.
Ania spojrzała mi prosto w oczy.
— Musisz coś zmienić. Życie masz tylko jedno.

Te słowa długo dźwięczały mi w głowie. Zaczęłam marzyć o tym, żeby wrócić do pracy na pełen etat, może nawet zapisać się na kurs fotografii, o którym zawsze marzyłam. Ale za każdym razem, gdy próbowałam o tym wspomnieć Michałowi, słyszałam:
— Teraz nie czas na twoje fanaberie.

Któregoś dnia Teresa zachorowała i musiała zostać w szpitalu na kilka dni. Po raz pierwszy od lat poczułam ulgę. Dom był cichy, spokojny. Zrobiłam sobie herbatę i usiadłam z książką w fotelu. Michał wrócił z pracy i spojrzał na mnie zdziwiony.
— Nic dzisiaj nie ugotowałaś?
— Nie — odpowiedziałam spokojnie. — Dzisiaj odpoczywam.
— Co się z tobą dzieje? — zapytał zirytowany.
— Zaczynam żyć swoim życiem — odpowiedziałam cicho.

Od tego dnia zaczęłam stawiać granice. Nie było łatwo. Michał był coraz bardziej niezadowolony, Teresa po powrocie ze szpitala patrzyła na mnie z pogardą. Ale ja czułam się coraz silniejsza.

Pewnego wieczoru wybuchła awantura.
— Jesteś egoistką! — krzyczała Teresa. — Myślisz tylko o sobie!
— Przez osiem lat myślałam tylko o was! — odpowiedziałam drżącym głosem. — Teraz chcę pomyśleć o sobie.
Michał patrzył na mnie z niedowierzaniem.
— Jeśli ci się nie podoba, możesz odejść — powiedział zimno.

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek wcześniej. Ale wtedy zrozumiałam, że już nie chcę żyć cudzym życiem.

Spakowałam kilka rzeczy i pojechałam do Ani. Przygarnęła mnie bez słowa.
— Zawsze możesz na mnie liczyć — powiedziała.

Teraz siedzę przy oknie w jej mieszkaniu i patrzę na światła Krakowa. Boję się przyszłości, ale po raz pierwszy od lat czuję się wolna. Czy miałam prawo zawalczyć o siebie? Czy egoizm to naprawdę myślenie o sobie, czy może po prostu prawo do szczęścia? Może czasem trzeba wszystko stracić, żeby odnaleźć siebie?