Kiedy miłość zamienia się w ciszę: Moje małżeństwo z Michałem
— Znowu wracasz tak późno? — zapytałam, patrząc na Michała, który bez słowa rzucił klucze na komodę i przeszedł obok mnie do kuchni. W jego oczach nie było już tej iskry, którą pamiętałam z naszych pierwszych lat. Słyszałam tylko szelest papierowej torby z kebabem i dźwięk otwieranej puszki piwa.
— Praca, Anka. Co mam ci powiedzieć? — odburknął, nawet na mnie nie patrząc.
Poczułam znajome ukłucie w sercu. Praca. Zawsze praca. A przecież kiedyś potrafiliśmy rozmawiać godzinami, śmiać się z byle czego, planować wspólne wyjazdy nad morze czy do Zakopanego. Teraz nasze życie przypominało cichy spektakl, w którym każde z nas grało swoją rolę, ale nikt już nie pamiętał scenariusza.
W kuchni unosił się zapach tłuszczu i cebuli. Michał usiadł przed telewizorem, nawet nie pytając, czy chcę coś zjeść. Usiadłam naprzeciwko niego, próbując zebrać się na odwagę.
— Może byśmy jutro poszli razem na spacer? Albo na basen? — zaproponowałam cicho.
Wzruszył ramionami.
— Zobaczymy, jak będę miał siłę.
Zawsze to samo. „Zobaczymy”. „Może”. „Nie wiem”. Każde takie słowo wbijało się we mnie jak kolec. Próbowałam jeszcze kilka razy — proponowałam wspólne gotowanie, rowery, nawet zwykłe wyjście do kina. Za każdym razem spotykałam się z murem obojętności.
Wieczorami leżałam w łóżku i słuchałam jego spokojnego oddechu. Czasem miałam ochotę go obudzić i krzyczeć: „Dlaczego już mnie nie kochasz? Dlaczego nie chcesz walczyć o nas?” Ale nie miałam siły. Bałam się odpowiedzi.
Zaczęłam coraz częściej rozmawiać z mamą przez telefon.
— Aniu, może on ma jakieś problemy w pracy? Może jest zmęczony? — próbowała tłumaczyć mama.
Ale ja wiedziałam, że to nie tylko zmęczenie. To była obojętność, która wkradła się między nas jak wilgoć w stare mury.
Pewnego dnia, kiedy wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle, zobaczyłam Michała siedzącego przy komputerze. Na ekranie migało okienko Messengera. Przez chwilę miałam ochotę podejść i zerknąć, z kim pisze, ale powstrzymałam się. Nie chciałam być tą zazdrosną żoną, która szpieguje męża.
Wieczorem spróbowałam jeszcze raz.
— Michał, czy ty mnie jeszcze kochasz?
Spojrzał na mnie zaskoczony, jakby nie rozumiał pytania.
— Co ty wymyślasz? Oczywiście, że tak.
Ale jego głos był pusty. Bez emocji.
Zaczęłam coraz częściej wychodzić sama — na spacery po parku, do kawiarni z koleżanką z pracy, Magdą. To ona pierwsza powiedziała mi prosto w oczy:
— Anka, ty się dusisz w tym małżeństwie. Przecież ty już nie jesteś tą samą osobą co kiedyś.
Miała rację. W lustrze widziałam kobietę ze smutnymi oczami i przygaszonym uśmiechem. Zaczęłam pisać pamiętnik, żeby nie zwariować od tej ciszy w domu.
W pracy też nie było łatwo. Szefowa coraz częściej zwracała mi uwagę na drobiazgi, a ja nie miałam siły się bronić. Koleżanki plotkowały o moim małżeństwie — wiedziały więcej niż powinny.
Najgorzej było podczas rodzinnych spotkań. Mama Michała patrzyła na mnie podejrzliwie:
— Aniu, może powinniście pomyśleć o dziecku? To by was zbliżyło.
Zaciskałam zęby i uśmiechałam się sztucznie. Jak mogłabym myśleć o dziecku, skoro ledwo rozmawiamy?
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Michała przez telefon:
— Nie wiem, stara… Jakoś wszystko mnie wkurza ostatnio… Tak, Anka też… Nie wiem, po prostu mam dość wszystkiego…
Serce mi zamarło. „Anka też” — jakby byłam tylko jednym z problemów do odhaczenia na liście.
Zaczęłam płakać po nocach. Czułam się niewidzialna, jak cień we własnym domu. Próbowałam jeszcze raz rozmawiać:
— Michał, musimy coś zmienić. Może terapia?
Pokręcił głową.
— Nie przesadzaj. Ludzie mają gorsze problemy.
Wtedy po raz pierwszy pomyślałam o rozwodzie. Ale bałam się samotności jeszcze bardziej niż tej pustki między nami.
Któregoś dnia wróciłam do domu i zobaczyłam Michała śpiącego na kanapie z pilotem w ręku. Obok stały dwie puste puszki po piwie i niedokończona pizza. Spojrzałam na niego i poczułam… nic. Żadnej złości, żadnego żalu — tylko pustkę.
Zadzwoniła Magda:
— Anka, idziemy dziś na kolację? Musisz wyjść z domu.
Poszłyśmy do małej knajpki na Starym Mieście. Rozmawiałyśmy długo o wszystkim i o niczym. Po raz pierwszy od miesięcy poczułam się lekko.
Wróciłam późno. Michał nawet nie zauważył mojej nieobecności.
Następnego dnia spakowałam kilka rzeczy i pojechałam do mamy.
— Muszę odpocząć — powiedziałam tylko.
Mama przytuliła mnie mocno i nic nie mówiła. Wiedziała wszystko bez słów.
Przez kilka dni czułam się jak dziecko — bezpieczna pod opieką mamy, ale też zagubiona i bezradna wobec przyszłości.
Michał zadzwonił dopiero po tygodniu:
— Kiedy wrócisz?
— Nie wiem — odpowiedziałam szczerze.
Po raz pierwszy od dawna poczułam ulgę.
Czy można odzyskać siebie po latach życia w cieniu cudzej obojętności? Czy warto walczyć o miłość za wszelką cenę? Czasem zastanawiam się: ile jeszcze kobiet tkwi w takich małżeństwach jak moje?