Dlaczego babcia już nie przychodzi? Walka matki z ciszą teściowej

– Mamo, kiedy babcia znowu do nas przyjdzie? – zapytała Zosia, patrząc na mnie wielkimi, zaszklonymi oczami. Stałam w kuchni, mieszając zupę, ale ręka mi zadrżała. Odwróciłam się do niej plecami, żeby nie widziała łez, które napłynęły mi do oczu.

– Nie wiem, kochanie – odpowiedziałam cicho, próbując nie zdradzić drżenia głosu. – Może niedługo…

Ale przecież wiedziałam, że to nieprawda. Od pół roku moja teściowa, pani Helena, nie pojawiła się w naszym domu. Nie zadzwoniła, nie napisała nawet krótkiego SMS-a na urodziny wnuków. Jeszcze rok temu była codziennie – przynosiła domowe ciasto, czytała dzieciom bajki, czasem nawet zostawała na noc, kiedy z mężem musieliśmy zostać dłużej w pracy. Była obecna w naszym życiu tak bardzo, że nie wyobrażałam sobie dnia bez jej śmiechu i ciepłych słów.

A teraz… cisza. Taka głęboka i bolesna, że aż dzwoni w uszach.

Wieczorem, kiedy dzieci już spały, usiadłam z Markiem w salonie. On też był inny – zamknięty w sobie, coraz częściej milczący. Próbowałam rozmawiać:

– Marek… musimy coś zrobić. Dzieci tęsknią za twoją mamą. Ja też…

Westchnął ciężko i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Próbowałem dzwonić. Odbiera rzadko, mówi krótko. Ostatnio powiedziała tylko: „Nie mam czasu”.

– Ale dlaczego? Co się stało? – zapytałam po raz setny.

Wzruszył ramionami.

– Może się obraziła? Może coś powiedziałaś…

Zabolało mnie to. Przecież zawsze starałam się być dla niej dobra. Pomagałam jej w zakupach, zapraszałam na święta, nawet wtedy, gdy miałam ochotę spędzić je tylko z moją rodziną. Nigdy nie powiedziałam jej złego słowa.

Ale przecież coś się musiało stać.

Zaczęłam analizować każdy szczegół ostatnich miesięcy. Przypomniałam sobie tamtą kłótnię o to, że Zosia dostała dwóję z matematyki i babcia skrytykowała moje metody wychowawcze. Może wtedy poczuła się urażona, kiedy poprosiłam ją, żeby nie podważała moich decyzji przy dzieciach? Ale czy to powód, by zerwać kontakt?

Następnego dnia postanowiłam pojechać do niej sama. Marek został z dziećmi. Jechałam przez miasto z bijącym sercem i tysiącem myśli w głowie. Kiedy stanęłam pod jej drzwiami i zadzwoniłam domofonem, przez chwilę miałam nadzieję, że może wszystko wróci do normy.

– Kto tam? – usłyszałam jej głos przez domofon.

– To ja… Ania.

Cisza. Potem kliknięcie zamka.

Weszłam do mieszkania pachnącego starymi książkami i lawendą. Pani Helena siedziała przy stole z filiżanką herbaty.

– Dzień dobry – powiedziałam cicho.

Skinęła głową bez uśmiechu.

– Co cię sprowadza?

Usiadłam naprzeciwko niej i poczułam się jak mała dziewczynka przed surową nauczycielką.

– Chciałam porozmawiać… Dzieci za panią tęsknią. Ja też…

Spojrzała na mnie chłodno.

– Dzieci są twoje. Poradzisz sobie.

Zatkało mnie. Próbowałam jeszcze raz:

– Proszę mi powiedzieć… Czy zrobiłam coś nie tak? Jeśli tak, przepraszam…

Wzruszyła ramionami.

– Nie chodzi o ciebie. Po prostu… mam swoje sprawy.

Wiedziałam, że kłamie. Zawsze była dumna i zamknięta w sobie, ale nigdy aż tak. Czułam się jak intruz w jej życiu.

Wróciłam do domu rozbita. Przez kolejne dni chodziłam jak cień. Dzieci coraz rzadziej pytały o babcię – widziałam w ich oczach rezygnację i smutek.

Pewnego wieczoru Zosia przyszła do mnie ze swoim rysunkiem – narysowała babcię trzymającą ją za rękę.

– Mamo… czy babcia już nas nie kocha?

Serce mi pękło.

Przytuliłam ją mocno i obiecałam sobie, że nie pozwolę tej ciszy nas zniszczyć. Zaczęłam pisać listy do pani Heleny – krótkie wiadomości o dzieciach, zdjęcia ich rysunków, opisy codziennych drobiazgów. Nie odpowiadała, ale wiedziałam, że je czyta – Marek widział je na jej stole podczas jednej z wizyt.

Minęły miesiące. Nauczyliśmy się żyć bez niej, ale rana pozostała otwarta. Czasem łapię się na tym, że szukam jej twarzy w tłumie na rynku albo nasłuchuję jej kroków na klatce schodowej.

Nie wiem, czy jeszcze kiedyś wróci do naszego życia. Może potrzebuje czasu? Może nigdy nie wybaczy mi tamtej rozmowy? A może to ja powinnam zrobić pierwszy krok jeszcze raz?

Czasem zastanawiam się: ile jesteśmy w stanie poświęcić dumy dla dobra rodziny? Czy warto walczyć o relacje za wszelką cenę? Co byście zrobili na moim miejscu?