Niepotrzebna taka… – Historia Piotra z warszawskiego biura
Dzisiaj znowu miałem ten dziwny sen. A może to już nie był sen? Wszystko zaczęło się jak zwykle – w biurze, wśród szumu komputerów i zapachu taniej kawy. „Piotr, chodź tu!” – głos szefa rozległ się przez słuchawkę, przerywając moje rozmyślania o tym, czy zdążę dziś po pracy do apteki. Serce zabiło mi mocniej. Wiedziałem, po co mnie woła. I nie myliłem się.
Wszedłem do gabinetu Jana Kazimierza, kierownika produkcji. Siedział za biurkiem, jak zawsze wyprostowany, z miną, która nie wróżyła niczego dobrego. „Jesteś? Siadaj, Piotr.” – powiedział beznamiętnie. Usiadłem, czując jak pot spływa mi po plecach. „Znowu zawaliłeś projekt. Dostajesz naganę i nie licz na premię w tym kwartale.” Jego słowa uderzyły mnie jak zimny prysznic. Próbowałem coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle.
„Panie Janie, ja…” zacząłem nieśmiało, ale on przerwał mi ruchem ręki. „Nie chcę słuchać wymówek. Wszyscy mają problemy, a jakoś inni dają radę. Może powinieneś się zastanowić, czy ta praca jest dla ciebie?” Zamilkłem. Wyszedłem z gabinetu jak skazaniec, czując na sobie spojrzenia kolegów. Wiedziałem, że słyszeli wszystko przez cienkie ściany.
Przez resztę dnia nie mogłem się skupić. Każdy dźwięk klawiatury wydawał się zbyt głośny, każdy mail – zbyt wymagający. Myśli krążyły wokół jednej frazy: „Niepotrzebna taka…” – tak powiedziała kiedyś moja matka, kiedy wróciłem do domu z czwórką zamiast piątki na świadectwie. „Niepotrzebna taka nieudolność w naszej rodzinie.” Te słowa wracały do mnie jak bumerang.
Po pracy wróciłem do mieszkania na Pradze. Drzwi otworzyła mi żona, Marta. Jej twarz od razu zdradziła, że coś jest nie tak. „Znowu późno? Dzieci czekały na ciebie z kolacją.” Westchnąłem ciężko i rzuciłem torbę w kąt. „Miałem ciężki dzień w pracy…” – zacząłem, ale ona już odwróciła się na pięcie i poszła do kuchni.
W salonie siedziała moja córka Zosia, zapatrzona w ekran telefonu. Syn, Kuba, układał klocki na dywanie. Próbowałem się uśmiechnąć, ale wyszło to sztucznie. „Tata jest zmęczony” – rzuciła Marta przez ramię. Zosia nawet nie podniosła wzroku.
Usiadłem przy stole i spojrzałem na zimną już zupę. W głowie dudniły mi słowa szefa i matki. „Niepotrzebna taka…” Czy naprawdę jestem aż tak beznadziejny? Czy wszystko, czego się dotykam, zamieniam w porażkę?
Wieczorem spróbowałem porozmawiać z Martą. „Marta, musimy pogadać…” – zacząłem niepewnie. Spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem. „O czym? O tym, że znowu nie dostałeś premii? Że nie stać nas na wakacje? Że dzieci pytają, dlaczego tata jest ciągle smutny?” Każde jej słowo bolało bardziej niż poprzednie.
„Przepraszam… Staram się jak mogę…” – wyszeptałem. „Może powinieneś się bardziej postarać” – odpowiedziała cicho i wyszła z pokoju.
Zostałem sam ze swoimi myślami. Wziąłem do ręki zdjęcie sprzed lat – uśmiechnięta rodzina na Mazurach, dzieci jeszcze małe, Marta obejmuje mnie ramieniem. Gdzie to wszystko się podziało? Kiedy przestałem być potrzebny?
Nocą znów miałem ten sen – jestem w biurze, szef krzyczy na mnie, a potem nagle zamienia się w moją matkę. „Niepotrzebna taka nieudolność!” – powtarza jak mantra. Budzę się zlany potem.
Rano wszystko wydaje się jeszcze trudniejsze. Marta nie odzywa się do mnie przy śniadaniu. Dzieci wychodzą do szkoły bez pożegnania. W pracy kolega z biurka obok rzuca mi krótkie: „Trzymaj się.” Nawet on wie.
Podczas lunchu dzwoni telefon – to matka. Odbieram niechętnie.
– Piotrze, czemu nie dzwonisz? Ojciec pytał o ciebie.
– Mamo, mam dużo pracy…
– Zawsze masz wymówki. Może gdybyś był bardziej zaradny… W twoim wieku ojciec już miał własną firmę.
Zaciskam pięści pod stołem.
– Mamo, proszę…
– Nie podnoś głosu! Ja tylko chcę ci pomóc.
Rozłączam się bez słowa.
Po południu szef znowu mnie woła.
– Piotr, musimy porozmawiać poważnie. Firma tnie koszty. Jeśli nie poprawisz wyników do końca miesiąca…
Nie słucham dalej. Wiem już wszystko.
Wracam do domu wcześniej niż zwykle. Marta siedzi przy stole z listą rachunków.
– Piotrze, musimy zapłacić za przedszkole Kuby i ratę kredytu.
– Wiem…
– Wiesz? To zrób coś w końcu!
Czuję jak narasta we mnie gniew i bezsilność.
– Myślisz, że nie próbuję?!
– Próbujesz? Od miesięcy tylko narzekasz!
Wybiegam z mieszkania trzaskając drzwiami. Idę bez celu przez ulice Warszawy, mijając ludzi zajętych swoimi sprawami. Nikt nie zwraca na mnie uwagi.
Siadam na ławce w parku Skaryszewskim i patrzę na wodę. Próbuję zebrać myśli. Czy naprawdę jestem taki bezużyteczny? Czy wszystko musi być takie trudne?
Wracam do domu późno w nocy. Marta śpi na kanapie przykryta kocem. Dzieci śpią w swoich pokojach. Siadam przy kuchennym stole i patrzę na rachunki rozrzucone na blacie.
Piszę do szefa maila: „Chcę porozmawiać o swojej sytuacji w firmie.” Nie wiem jeszcze co powiem, ale wiem jedno – muszę coś zmienić.
Patrzę na zdjęcie rodziny i pytam sam siebie: Czy naprawdę jestem niepotrzebny? A może to ja sam sobie wmówiłem tę historię? Może czas przestać uciekać przed sobą i zawalczyć o swoje życie?
Czy ktoś z was też czasem czuje się tak zagubiony? Co robicie, kiedy świat wali się na głowę?