„Przygotuj się, mama i brat przyjdą po spadek” – Dom, tajemnica i walka z sumieniem

– Michał, przygotuj się. Mama i Bartek zaraz tu będą. – Głos mojej żony, Magdy, drżał lekko, gdy zamykała drzwi od kuchni. W jej oczach widziałem niepokój, który sam czułem od kilku dni. Wiedziałem, że to spotkanie nie będzie zwyczajne.

Odkąd tata zmarł, wszystko się zmieniło. Nasz dom w podwarszawskim Milanówku stał się areną cichych walk i niewypowiedzianych żalów. Siedziałem przy stole, patrząc na stare zdjęcie rodziców. Mama uśmiechała się na nim tak ciepło, jakby nie znała bólu ani rozczarowania. Bartek, mój starszy brat, zawsze był jej oczkiem w głowie. Ja – ten młodszy, cichy, wiecznie w cieniu.

– Michał, słyszysz mnie? – Magda położyła mi dłoń na ramieniu. – Oni już są na podjeździe.

Wstałem powoli. W głowie miałem tysiąc myśli. Czy mogłem postąpić inaczej? Czy gdybym wtedy nie podpisał tych papierów, wszystko wyglądałoby dziś inaczej?

Drzwi otworzyły się z trzaskiem. Mama weszła pierwsza – drobna, ale z wyprostowanymi plecami i spojrzeniem, które potrafiło przeszyć na wskroś. Za nią Bartek – wysoki, zaciśnięte szczęki, wzrok wbity w podłogę.

– Dzień dobry – powiedziała chłodno mama. – Możemy porozmawiać?

– Oczywiście – odpowiedziałem, choć głos mi zadrżał.

Usiedliśmy przy stole. Magda podała herbatę, ale nikt jej nie tknął.

– Michał – zaczął Bartek, nie patrząc mi w oczy – chcemy wiedzieć, dlaczego to ty dostałeś dom.

Zacisnąłem pięści pod stołem. Przypomniałem sobie dzień po pogrzebie taty. Siedzieliśmy wtedy we trójkę w salonie. Mama płakała cicho, a Bartek mówił o kredytach, które musi spłacać. Wtedy podjąłem decyzję.

– Bartek – powiedziałem wtedy – weź mój udział w spadku. Ty masz rodzinę na utrzymaniu, ja z Magdą jakoś sobie poradzimy.

Bartek spojrzał na mnie z wdzięcznością. Mama milczała. Podpisaliśmy dokumenty u notariusza. Byłem pewien, że robię dobrze.

Ale kilka miesięcy później przyszło pismo z sądu. Okazało się, że tata zostawił testament – dom zapisał mnie. Bartek dostał działkę pod Warszawą.

– To nie jest sprawiedliwe – powiedziała teraz mama. – Twój ojciec chciał inaczej.

– Mamo… Ja nie wiedziałem o testamencie. Oddałem Bartkowi wszystko…

– Ale dom jest twój! – wybuchnął Bartek. – Ja mam tylko kawałek pola! Ty masz wszystko!

Czułem narastającą złość i bezradność.

– Przecież możemy się dogadać…

– Dogadać? – przerwała mi mama. – Ty zawsze byłeś tym dobrym synkiem, co? Zawsze ustępowałeś Bartkowi! A teraz masz dom i udajesz pokrzywdzonego?

Magda ścisnęła moją dłoń pod stołem.

– Mamo… Ja naprawdę chciałem dobrze…

– Dobrze? Dla kogo? Dla siebie! – krzyknęła mama.

Bartek spojrzał na mnie z pogardą.

– Oddaj mi ten dom – powiedział cicho. – Albo chociaż połowę.

Poczułem się jak dziecko. Jak wtedy, gdy Bartek zabierał mi zabawki i mama mówiła: „Ustąp bratu, on jest starszy”.

– Nie mogę… To już nie takie proste…

Wiedziałem, że dom jest obciążony hipoteką. Że Magda i ja ledwo wiążemy koniec z końcem po remoncie dachu. Ale jak miałem im to powiedzieć?

– Michał… – głos Bartka był zimny jak lód – jeśli nie oddasz mi domu, idziemy do sądu.

Mama spuściła wzrok.

– Twój ojciec by tego nie chciał…

Wstałem gwałtownie.

– A co wy byście chcieli? Żebym został z niczym? Żebym znów był tym gorszym?

Zapadła cisza. Magda patrzyła na mnie ze łzami w oczach.

– Michał… – szepnęła mama – ja już nie mam siły na te kłótnie.

Bartek wstał pierwszy.

– Zastanów się nad tym, co robisz – rzucił przez zaciśnięte zęby i wyszedł trzaskając drzwiami.

Mama została jeszcze chwilę. Spojrzała na mnie smutno.

– Synku… Czasem trzeba umieć odpuścić.

Nie odpowiedziałem. Gdy wyszła, usiadłem ciężko na krześle. Magda objęła mnie ramieniem.

– Zrobiłeś wszystko, co mogłeś – powiedziała cicho.

Ale czy naprawdę? Czy mogłem zrobić coś inaczej?

Przez kolejne dni nie spałem po nocach. W pracy byłem rozkojarzony. Każdy dźwięk telefonu przyprawiał mnie o dreszcze.

Pewnego wieczoru zadzwonił Bartek.

– Michał… Przepraszam za tamto. Ale ja naprawdę nie daję rady finansowo…

Siedziałem w ciszy przez chwilę.

– Bartek… Ja też mam kredyt na głowie. Ten dom to ruina…

– Ale masz dach nad głową! Ja muszę wynajmować mieszkanie!

Zacisnąłem powieki.

– Może spróbujemy sprzedać działkę i podzielić się pieniędzmi?

Bartek milczał długo.

– Pomyślę…

Rozłączył się bez pożegnania.

Magda przyszła do mnie z kubkiem herbaty.

– Może czas odpuścić? Może trzeba pozwolić im odejść?

Patrzyłem przez okno na ogród pełen chwastów i wspomnień z dzieciństwa. Pamiętałem zapach ciasta drożdżowego mamy i śmiech Bartka podczas gry w piłkę na trawniku.

Czy naprawdę jeden dom wart jest tylu łez?

Kilka tygodni później dostałem pismo z sądu. Bartek jednak zdecydował się walczyć o dom. Mama przestała odbierać moje telefony.

W sądzie spotkaliśmy się jak obcy ludzie. Każdy miał swojego prawnika, swoje argumenty i swoje żale.

Po rozprawie podszedłem do Bartka.

– Bracie… Naprawdę chcesz tak żyć? W nienawiści?

Spojrzał na mnie ze łzami w oczach.

– Nie wiem już nic…

Wyszedłem przed sąd i poczułem ulgę pomieszaną z pustką.

Dziś siedzę w tym domu sam. Magda wyjechała do matki na kilka dni – nie wytrzymała napięcia. Oglądam stare zdjęcia i myślę o tym wszystkim, co straciliśmy przez jeden testament i kilka podpisów.

Czy warto było walczyć o ten dom? Czy rodzina jest ważniejsza niż mury i wspomnienia?

A może to ja jestem winny temu wszystkiemu? Czy można żyć ze świadomością, że jeden podpis rozbił rodzinę na kawałki?