Między obowiązkiem a własnym życiem – wyznania babci, która nie chce być tylko opiekunką wnuków
– Po co rodziłyście dzieci, skoro teraz nie macie dla nich czasu? – usłyszałam wczoraj od mojej córki, Magdy. Siedziała naprzeciwko mnie przy kuchennym stole, z oczami pełnymi pretensji i zmęczenia. Wnuczka, Zosia, bawiła się na dywanie, a ja czułam, jak narasta we mnie fala gniewu i bezsilności.
Nie wiem, kiedy stałam się tą „złą babcią”, która nie chce poświęcić całego swojego życia dla wnuków. Przecież przez tyle lat byłam dla wszystkich – dla męża, dla dzieci, dla rodziców. Teraz, kiedy wreszcie mogłabym pomyśleć o sobie, wszyscy oczekują ode mnie jeszcze więcej.
– Mamo, ja naprawdę nie mam już siły. Pracuję po dziesięć godzin dziennie, Tomek ciągle w delegacjach. Kto ma zająć się Zosią? – Magda mówiła coraz głośniej, a ja czułam się coraz mniejsza.
Chciałam jej powiedzieć, że rozumiem. Że wiem, jak ciężko być matką w dzisiejszych czasach. Ale czy ktoś rozumie mnie? Czy ktoś zapytał mnie, czego ja chcę?
Od śmierci mojego męża minęły trzy lata. Przez ten czas próbowałam odnaleźć siebie na nowo. Zapisałam się na zajęcia taneczne, zaczęłam chodzić na spacery z sąsiadkami, nawet zaczęłam malować obrazy. Po raz pierwszy od lat poczułam, że żyję dla siebie. Ale to wszystko przestało mieć znaczenie w oczach mojej córki, kiedy urodziła Zosię.
– Babciu, pobawisz się ze mną? – Zosia podeszła do mnie z lalką w ręku. Uśmiechnęłam się do niej ciepło i pogłaskałam po głowie.
– Za chwilkę, kochanie – odpowiedziałam cicho.
Magda przewróciła oczami.
– Widzisz? Nawet nie masz ochoty pobawić się z własną wnuczką! – rzuciła z wyrzutem.
Poczułam ukłucie w sercu. Czy naprawdę jestem taka zła? Czy to źle, że chcę mieć trochę czasu dla siebie?
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. W głowie krążyły mi słowa Magdy: „Po co miałaś dzieci, skoro teraz nie masz dla nich czasu?”. Przecież całe życie byłam dla niej. Odkładałam swoje marzenia na później, żeby mogła studiować, żeby miała wszystko, czego potrzebuje. A teraz… teraz jestem tylko babcią na telefon.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka, pani Irena.
– Basiu, idziemy dziś na nordic walking? – zapytała radośnie.
Spojrzałam na zegarek. Za godzinę miałam odebrać Zosię z przedszkola.
– Nie mogę, Irenko. Magda poprosiła mnie o pomoc – odpowiedziałam ze smutkiem.
– Ty zawsze wszystkim pomagasz, a kto pomoże tobie? – westchnęła Irena.
Te słowa długo dźwięczały mi w uszach. Kto pomoże mnie? Kto zapyta mnie o moje potrzeby?
W piątek wieczorem Magda przyszła po Zosię później niż zwykle. Była wyraźnie zdenerwowana.
– Mamo, musisz mi pomóc częściej. Ja już nie daję rady! – powiedziała bez ogródek.
– Magda… Ja też mam swoje życie – zaczęłam ostrożnie.
– Jakie życie? Co ty masz do roboty? Przecież jesteś na emeryturze! – przerwała mi gwałtownie.
Zatkało mnie. Czy naprawdę moje życie już się skończyło? Czy emerytura oznacza tylko gotowanie zupki i zabawianie wnuków?
– Chcę jeszcze coś przeżyć. Chcę tańczyć, malować… Chcę żyć! – wyrwało mi się nagle.
Magda spojrzała na mnie jak na obcą osobę.
– Ty jesteś egoistką – powiedziała cicho i wyszła trzaskając drzwiami.
Zostałam sama w pustym mieszkaniu. Łzy napłynęły mi do oczu. Czy naprawdę jestem egoistką? Czy to źle chcieć czegoś więcej od życia?
Przez kolejne dni Magda nie dzwoniła. Czułam się winna i samotna jednocześnie. Zastanawiałam się, czy powinnam przeprosić. Ale za co? Za to, że chcę być szczęśliwa?
W niedzielę poszłam na spacer do parku. Spotkałam tam grupkę starszych pań z klubu seniora. Rozmawiały o swoich pasjach, planach na wakacje, o tym, jak ważne jest mieć własne życie nawet po sześćdziesiątce.
– Moja córka uważa, że powinnam siedzieć tylko z wnukami – powiedziałam nieśmiało.
Jedna z pań uśmiechnęła się do mnie ciepło.
– Dzieci muszą nauczyć się odpowiedzialności za swoje wybory. My też mamy prawo do szczęścia – powiedziała stanowczo.
Te słowa dodały mi otuchy. Postanowiłam porozmawiać z Magdą jeszcze raz.
Wieczorem zadzwoniłam do niej.
– Magda… Musimy porozmawiać – zaczęłam spokojnie.
– O czym? O tym, że nie chcesz pomagać? – usłyszałam w jej głosie żal i rozgoryczenie.
– Chcę pomagać. Kocham cię i kocham Zosię. Ale muszę też dbać o siebie. Nie mogę być szczęśliwą babcią, jeśli będę nieszczęśliwą kobietą – powiedziałam drżącym głosem.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Nie rozumiem cię… – wyszeptała Magda.
– Może kiedyś zrozumiesz – odpowiedziałam cicho.
Odłożyłam słuchawkę i poczułam ulgę. Po raz pierwszy od dawna powiedziałam głośno to, co naprawdę czuję.
Dziś siedzę przy oknie i patrzę na zachód słońca. Myślę o tym wszystkim, co przeszłam i o tym, co jeszcze przede mną. Czy jestem złą matką i babcią tylko dlatego, że chcę mieć własne życie? Czy kobieta po sześćdziesiątce naprawdę musi rezygnować ze swoich marzeń?
Może czasem warto postawić granice i zawalczyć o siebie… Ale czy rodzina kiedykolwiek to zaakceptuje?