Dwie babcie, jedna wnuczka: Rozdzierająca walka o miłość – historia Petry
– Znowu byłaś u tej drugiej? – głos mojej mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Zosia, moja pięcioletnia córka, ścisnęła mnie za rękę, a ja poczułam znajome ukłucie w sercu.
– Mamo, proszę… – zaczęłam, ale ona już patrzyła na mnie z wyrzutem. – Przecież wiesz, że ona nigdy nie będzie dla Zosi tak dobrą babcią jak ja.
Wiedziałam, że „ona” to teściowa, pani Halina. Odkąd tylko Zosia się urodziła, obie babcie rywalizowały o jej względy. Każda chciała być tą najważniejszą, tą ukochaną. Początkowo wydawało mi się to zabawne – prezenty, słodycze, wyścigi po odbiór z przedszkola. Ale szybko przerodziło się to w coś znacznie poważniejszego.
Pamiętam pierwszy raz, kiedy Zosia wróciła od Haliny i powiedziała: – Babcia Halina mówi, że twoja mama nie umie piec ciasta. – Moja mama usłyszała to i przez tydzień nie odzywała się do mnie ani do Zosi. Potem zaczęły się drobne złośliwości: „Nie pozwalaj jej jeść tych ciastek, bo potem boli ją brzuch”, „Nie ubieraj jej tak cienko, bo się przeziębi”. Każda z nich była przekonana, że wie lepiej.
Z czasem atmosfera w domu stawała się coraz bardziej napięta. Zosia zaczęła pytać: – Mamo, czy mogę mieć tylko jedną babcię? – Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież każda z nich kochała ją na swój sposób, ale ich miłość była jak lina przeciągana w przeciwnych kierunkach.
Najgorzej było podczas świąt. Wigilia u nas zamieniła się w pole bitwy. Mama przyniosła własny barszcz, Halina – własne pierogi. Każda chciała być tą, której potrawy Zosia zje pierwsza. Kiedy Zosia wybrała pierogi Haliny, moja mama wyszła z płaczem do łazienki.
Mój mąż Tomek próbował łagodzić sytuację: – Petra, może powinniśmy ograniczyć wizyty? Ale jak miałam powiedzieć matce lub teściowej, że nie są mile widziane? Przecież obie były samotne, obie żyły dla tej wnuczki.
Pewnego dnia Zosia wróciła z przedszkola i powiedziała: – Pani powiedziała, że nie można się kłócić o zabawki. Czy babcie też są jak zabawki? – Poczułam łzy pod powiekami. Moje dziecko stało się zakładnikiem dorosłych emocji.
Wieczorem zadzwoniłam do mamy:
– Mamo, musimy porozmawiać.
– O czym? O tym, że Halina znowu kupiła Zosi rowerek?
– O tym, że Zosia cierpi przez waszą rywalizację.
– To nie ja zaczęłam! – krzyknęła mama.
Następnego dnia próbowałam porozmawiać z Haliną:
– Pani Halino, proszę…
– To twoja matka zawsze wszystko psuje! Ja tylko chcę dobrze dla Zosi!
Czułam się bezsilna. Każda rozmowa kończyła się wzajemnymi pretensjami i łzami. Zosia coraz częściej zamykała się w sobie. Przestała cieszyć się na wizyty u babć. Kiedyś zapytała: – Mamo, czy jak będę duża, też będę musiała wybierać?
W końcu przyszedł dzień, kiedy musiałam podjąć decyzję. Usiadłam z Tomkiem przy kuchennym stole.
– Tomek, nie dam rady dłużej tego ciągnąć. Musimy postawić granice.
– Wiem… Ale co powiemy mamom?
– Że jeśli nie przestaną rywalizować i nie zaczną szanować siebie nawzajem, nie będą widywać Zosi tak często jak dotąd.
To była najtrudniejsza rozmowa w moim życiu. Najpierw z mamą:
– Mamo, kochasz Zosię i wiem to. Ale jeśli nie przestaniesz walczyć z Haliną o jej miłość, będziemy musiały ograniczyć kontakty.
Mama patrzyła na mnie długo w milczeniu. Widziałam łzy w jej oczach.
– Myślisz, że mi nie zależy? Że nie boli mnie to wszystko?
– Wiem… Ale musisz to zrobić dla Zosi.
Potem z Haliną:
– Pani Halino, proszę… Jeśli pani naprawdę kocha Zosię, musi pani przestać rywalizować z moją mamą.
Halina spuściła wzrok.
– Ja tylko nie chcę być sama…
Od tamtej pory minęło kilka miesięcy. Babcie widują się rzadziej i zawsze pod moim nadzorem. Czasem widzę w ich oczach żal i smutek, ale też próbują rozmawiać ze sobą normalnie. Zosia znów zaczęła się uśmiechać.
Często zastanawiam się: czy zrobiłam dobrze? Czy można pogodzić miłość i zazdrość w rodzinie? A może czasem trzeba wybrać między spokojem dziecka a uczuciami dorosłych? Co wy byście zrobili na moim miejscu?