Wstyd, którego nie da się zmyć: Historia matki, którą syn wyparł się dla kariery
Na klatce schodowej pachniało świeżością, a światło odbijało się od wypolerowanych kafli. Stałam tam, z torbą pełną domowych przetworów, serca i nadziei, że mój syn przytuli mnie jak dawniej. Zamiast tego usłyszałam przez domofon jego głos – chłodny, obcy, jakby nie należał już do mojego dziecka.
– Kto tam? – zapytał zniecierpliwiony.
– To ja, mamusia. – Odpowiedziałam cicho, czując jak łzy napływają mi do oczu.
Cisza. Potem szybkie kroki i szelest zamka. Drzwi otworzyły się na tyle, bym mogła zobaczyć jego sylwetkę. Marek – mój Marek – w garniturze, z idealnie przystrzyżonym zarostem. Zmarszczył brwi.
– Mamo… dlaczego nie zadzwoniłaś? – syknął przez zęby, rozglądając się nerwowo po korytarzu.
– Twój numer nie odpowiadał… Przyjechałam, bo muszę z tobą porozmawiać. – Próbowałam się uśmiechnąć, ale głos mi się łamał.
Wpuścił mnie do środka szybko, jakby bał się, że ktoś nas zobaczy. Jego mieszkanie było sterylne, zimne – jak on sam w tej chwili. Postawiłam torbę na podłodze.
– Co się stało? – spytał bez cienia czułości.
– Twój brat, Paweł… On stracił pracę. Jego żona jest w ciąży, a ja… Ja już nie mam siły pomagać wszystkim sama. Mareczku, czy możesz im trochę pomóc? Choćby kilkaset złotych na rachunki…
Westchnął ciężko i spojrzał na mnie tak, jakbym była natrętną petentką.
– Mamo, ja mam swoje życie. Nie mogę ciągle wracać do waszych problemów ze wsi. Przecież Paweł zawsze był nieudacznikiem…
Zabolało mnie to bardziej niż mróz na dworze. Przypomniałam sobie, jak razem biegali po polu za piłką, jak dzielili się ostatnią kromką chleba.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Marek zerknął na wizjer i odwrócił się do mnie z paniką w oczach.
– Szybko! Do sypialni! Nie wychodź stamtąd! – szepnął ostro.
Zanim zdążyłam zaprotestować, popchnął mnie lekko do środka i zamknął drzwi. Usłyszałam rozmowę:
– Cześć Marek! – rozległ się głos kobiety. – To twoja mama była na klatce? Myślałam, że twoi rodzice nie żyją…
– To sąsiadka z dołu. Czasem przychodzi pożyczyć cukier… – odpowiedział szybko Marek.
Zamarłam. Czy naprawdę tak bardzo się mnie wstydzi?
Po chwili wrócił do pokoju.
– Mamo, nie możesz tak po prostu przyjeżdżać. Mam tu swoje życie, znajomych… Oni nie muszą wiedzieć o naszej rodzinie. Rozumiesz?
– Nie rozumiem! – wybuchłam nagle. – Wychowałam cię sama po śmierci ojca! Sprzątałam u ludzi, żebyś mógł studiować! Oddałam ci wszystko! A ty teraz udajesz przede mną kogoś innego?
Marek odwrócił wzrok.
– To nie tak… Po prostu tu jest inaczej. Ludzie patrzą na wszystko…
– Na co patrzą? Na matkę w starym płaszczu? Na słoiki z ogórkami? – głos mi drżał. – Wstydzisz się mnie?
Nie odpowiedział. Wyjął portfel i wręczył mi kilka banknotów.
– Weź to i wróć do domu. Proszę cię…
Poczułam się jak żebraczka. Wyszłam bez słowa, zostawiając torbę na podłodze.
W pociągu do domu płakałam całą drogę. Przypominałam sobie Marka jako małego chłopca: jak tulił się do mnie po nocach, jak obiecywał, że nigdy mnie nie zostawi.
W domu Paweł czekał na wieści.
– I co? Pomógł?
Pokręciłam głową.
– Dał pieniądze… ale straciłam syna.
Paweł objął mnie mocno.
– Mamo, my cię nigdy nie zostawimy. On jeszcze zrozumie…
Ale czy naprawdę zrozumie? Czy kiedyś wróci do nas ten Marek sprzed lat?
Kilka tygodni później dostałam list polecony z kancelarii prawnej. Marek prosił o niekontaktowanie się z nim bez uprzedzenia – „dla dobra obu stron”.
Zadrżały mi ręce. Zadzwoniłam do córki sąsiadki, Magdy.
– Magda… czy ja naprawdę jestem taka straszna? Że własny syn chce mnie wymazać ze swojego życia?
Magda milczała długo.
– Pani Haniu… On chyba sam siebie nie poznaje w tym świecie.
Od tamtej pory żyję jakby na pół gwizdka. Pomagam Pawłowi i jego rodzinie ile mogę. Czasem patrzę na zdjęcia Marka z dzieciństwa i pytam siebie: gdzie popełniłam błąd? Czy to ja jestem winna temu, że on się nas wstydzi?
Czasem śni mi się nocami ten dzień na klatce schodowej: ja z torbą pełną serca i on – mój syn – który zamyka przede mną drzwi.
Czy naprawdę można wyprzeć się własnych korzeni dla kilku chwil uznania wśród obcych ludzi? Czy sukces jest wart ceny samotności?
Może ktoś z was zna odpowiedź…