Między nami a pieniędzmi: Historia jednej rozbitej siostrzanej miłości

– Naprawdę myślisz, że to wszystko mi się należało? – głos Magdy drżał, a jej oczy błyszczały gniewem i rozczarowaniem. Stałyśmy naprzeciwko siebie w kuchni naszego rodzinnego domu w Krakowie, gdzie ściany pamiętały jeszcze nasze dziecięce śmiechy i sekrety szeptane pod kołdrą. Teraz jednak czułam, jakby te same ściany miały się zaraz zawalić pod ciężarem naszych słów.

Od dziecka byłyśmy z Magdą nierozłączne. Ja – starsza, bardziej poukładana, ona – wieczna buntowniczka, która zawsze potrafiła mnie rozśmieszyć nawet w najgorszy dzień. Razem przechodziłyśmy przez rozwód rodziców, pierwsze miłości i nieudane egzaminy. Nasza więź wydawała się niezniszczalna. Aż do dnia, kiedy umarła mama i zostawiła nam w spadku mieszkanie na Kazimierzu.

Początkowo nie myślałyśmy o pieniądzach. Było tyle spraw do załatwienia, tyle łez do wypłakania. Ale kiedy emocje opadły, pojawiły się pytania: co zrobić z mieszkaniem? Ja chciałam je wynająć i dzielić się zyskami, Magda nalegała na sprzedaż i szybkie podzielenie pieniędzy. – Ty zawsze musisz mieć wszystko pod kontrolą! – krzyczała pewnego wieczoru, trzaskając drzwiami. – A ty zawsze uciekasz od odpowiedzialności! – odparłam, czując jak narasta we mnie żal za wszystkie lata, kiedy to ja musiałam być tą rozsądną.

Zaczęłyśmy się oddalać. Każda rozmowa kończyła się kłótnią. Wspomnienia z dzieciństwa mieszały się z nowymi pretensjami. Magda wypominała mi, że zawsze byłam faworytką mamy, że to ja dostawałam nowe ubrania, a ona musiała nosić moje znoszone swetry. Ja z kolei pamiętałam wszystkie razy, kiedy musiałam ją wyciągać z kłopotów – po imprezach, po złamanych sercach, po niezdanych egzaminach.

Pewnego dnia Magda przyszła do mnie z dokumentami od notariusza. – Podpisz to – powiedziała chłodno. – Chcę mieć to już za sobą. Spojrzałam na nią i zobaczyłam w jej oczach nie tylko gniew, ale też ból i zmęczenie. Przez chwilę chciałam ją przytulić, powiedzieć, że przecież jesteśmy rodziną, że pieniądze nie są ważniejsze od nas. Ale nie zrobiłam tego. Zamiast tego podpisałam.

Od tamtej pory prawie się nie widujemy. Czasem mijamy się na ulicy albo w sklepie spożywczym pod domem mamy. Wtedy udajemy, że się nie widzimy albo rzucamy sobie krótkie, wymuszone „cześć”. Czasami łapię się na tym, że chcę do niej zadzwonić – opowiedzieć jej o nowej pracy, o tym jak bardzo brakuje mi mamy… Ale potem przypominam sobie nasze ostatnie rozmowy i odkładam telefon.

Ostatnio spotkałam naszą wspólną przyjaciółkę, Kasię. – Wiesz, Magda bardzo za tobą tęskni – powiedziała cicho. – Ale jest dumna i nie potrafi zrobić pierwszego kroku. Przez chwilę poczułam ulgę – więc nie tylko ja cierpię? Ale zaraz potem przyszło poczucie winy. Może powinnam była być tą mądrzejszą? Może powinnam była walczyć o naszą relację bardziej niż o sprawiedliwy podział pieniędzy?

W święta siedziałam sama przy stole i patrzyłam na puste krzesło naprzeciwko. Wspominałam nasze wspólne Wigilii – jak śmiałyśmy się z nieudanych pierogów mamy, jak śpiewałyśmy kolędy fałszując na całego. Teraz cisza była nie do zniesienia.

Kilka dni temu dostałam od Magdy SMS-a: „Możemy porozmawiać?”. Siedziałam długo z telefonem w ręku, nie wiedząc co odpisać. Bałam się tej rozmowy – bałam się usłyszeć wszystko to, co jeszcze w nas siedzi. Ale jeszcze bardziej bałam się tego, że już nigdy nie będziemy dla siebie tymi siostrami sprzed lat.

Czy naprawdę pieniądze mogą zniszczyć coś tak silnego jak siostrzana miłość? Czy można wybaczyć stare żale i zacząć od nowa? Czasem zastanawiam się, ile jesteśmy w stanie poświęcić dla rodziny… I czy warto walczyć o relacje nawet wtedy, gdy wszystko wydaje się już stracone?