List, który roztrzaskał moje życie: Kiedy własna matka żąda alimentów od córki
— Co to jest? — zapytałam, patrząc na męża, który stał w progu kuchni z kopertą w ręku. Jego twarz była blada, a oczy unikały mojego wzroku. — To przyszło dzisiaj poleconym — odpowiedział cicho, podając mi list. Rozpoznałam charakter pisma od razu. Moja matka. Ta sama, która przez ostatnie dwadzieścia lat była dla mnie bardziej wspomnieniem niż osobą z krwi i kości.
Drżącymi rękami otworzyłam kopertę. Słowa były krótkie, chłodne, jakby pisała je obca osoba: „W związku z moją trudną sytuacją materialną, zwracam się do Ciebie o alimenty. Jako córka masz obowiązek mnie wspierać.”
Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie wiadro lodowatej wody. Przez chwilę nie mogłam oddychać. Przed oczami stanęły mi obrazy z dzieciństwa: jej krzyk, trzaskające drzwi, wieczne pretensje i wieczory spędzane samotnie w pokoju, kiedy ona znikała na całe noce. Potem rozwód z ojcem i jej decyzja, żeby zostawić mnie pod opieką babci. Od tamtej pory widywałyśmy się sporadycznie – raz na kilka lat, przy okazji pogrzebu czy świąt.
— Co zamierzasz zrobić? — spytał Michał, mój mąż, siadając naprzeciwko mnie.
— Nie wiem… — odpowiedziałam szczerze. — Jak ona może mieć do mnie taki tupet?
Przez kolejne dni chodziłam jak struta. Nie mogłam spać. W pracy popełniałam błędy, a dzieci pytały, czemu jestem taka rozkojarzona. W końcu zadzwoniłam do babci.
— Babciu, dostałam list od mamy… Ona chce ode mnie alimenty.
Babcia westchnęła ciężko.
— Wiedziałam, że kiedyś to się stanie. Twoja matka zawsze myślała tylko o sobie. Ale pamiętaj, że to Twoje życie. Nie musisz płacić za jej błędy.
Ale czy naprawdę nie muszę? Przez całe życie próbowałam udowodnić sobie i światu, że nie jestem taka jak ona. Że potrafię być dobrą matką dla moich dzieci, że umiem kochać bezwarunkowo. Teraz miałam poczucie, że wszystko to może runąć przez jeden podpis pod przelewem.
Wieczorem usiadłam z Michałem przy stole.
— Może powinnaś z nią porozmawiać? — zaproponował ostrożnie.
— O czym? O tym, jak przez lata miała mnie gdzieś? O tym, że teraz przypomniała sobie o moim istnieniu tylko dlatego, że potrzebuje pieniędzy?
Michał milczał. Wiedział, jak bardzo boli mnie ta sprawa.
Postanowiłam zadzwonić do mamy. Słyszałam jej głos po raz pierwszy od pięciu lat.
— Cześć…
— O! W końcu się odezwałaś — usłyszałam jej chłodny ton.
— Dostałam Twój list. Chciałam zapytać… dlaczego teraz? Dlaczego ode mnie?
— Bo jesteś moją córką. Masz obowiązek mi pomóc — odpowiedziała bez cienia emocji.
— A gdzie byłaś przez te wszystkie lata? Kiedy płakałam po nocach? Kiedy potrzebowałam matki?
— Nie przesadzaj. Każdy ma swoje życie. Teraz ja potrzebuję pomocy.
Rozłączyłam się bez słowa. Łzy cisnęły mi się do oczu. Czułam się jak mała dziewczynka, której znów ktoś zabrał poczucie bezpieczeństwa.
Przez kolejne tygodnie temat alimentów wracał jak bumerang. Mama przysłała oficjalne pismo od prawnika. Michał próbował mnie wspierać, ale widziałam w jego oczach niepokój – baliśmy się o naszą przyszłość finansową. Mamy dwójkę dzieci, kredyt na mieszkanie i ledwo wiążemy koniec z końcem.
W pracy zaczęto szeptać za moimi plecami. Ktoś widział mnie w sądzie rejonowym i plotki rozeszły się błyskawicznie: „Podobno matka ją pozwała o alimenty!”
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie siostra mamy – ciocia Basia.
— Kasia… Wiem, że to trudne. Ale twoja mama naprawdę jest w kiepskiej sytuacji. Straciła pracę, zdrowie jej szwankuje…
— A ja? Ja mam rodzinę! Dzieci! Dlaczego nikt nie pyta, jak ja się czuję?
— Wiem… Ale czasem trzeba wybaczyć.
Wybaczyć? Jak wybaczyć komuś, kto nigdy nie przeprosił? Kto nigdy nie okazał skruchy?
Sąd przyznał mamie częściowe alimenty – 400 zł miesięcznie. Niby niewiele, ale dla nas to była ogromna kwota. Michał musiał wziąć dodatkowe zlecenia, ja zaczęłam dorabiać korepetycjami po godzinach.
Dzieci pytały:
— Mamo, dlaczego jesteś taka smutna?
Nie umiałam im odpowiedzieć. Nie chciałam mówić źle o własnej matce, ale nie potrafiłam też udawać, że nic się nie stało.
Pewnego wieczoru usiadłam przy biurku i napisałam do mamy list:
„Mamo,
Nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie Ci wybaczyć to wszystko, co się wydarzyło między nami. Ale mimo wszystko postanowiłam płacić te alimenty – nie dlatego, że muszę, ale dlatego, że chcę być lepszym człowiekiem niż Ty byłaś dla mnie.”
Nie wiem, czy kiedykolwiek to przeczytała. Nigdy nie odpisała.
Czasem patrzę na swoje dzieci i zastanawiam się: czy one kiedyś będą musiały płacić za moje błędy? Czy naprawdę jesteśmy dziećmi tylko po to, żeby spłacać długi przeszłości?