„Mamo, oddaj mi klucze do mieszkania! Przez ciebie Sara wraca późno, a ja ledwo widuję żonę” – historia codziennych wizyt teściowej, która zburzyła nasz domowy spokój

– Znowu była? – spytałem, ledwo przekraczając próg mieszkania. Sara stała w kuchni, z rękami zanurzonymi w zlewie pełnym naczyń. Jej ramiona były napięte, a na twarzy malował się grymas zmęczenia.

– Była. Znowu przestawiała rzeczy w szafkach i narzekała, że nie podlewam kwiatów tak, jak ona by chciała – odpowiedziała cicho, nawet na mnie nie patrząc.

Wiedziałem, że mama przychodzi do nas codziennie po pracy. Zawsze tłumaczyła się troską, a ja przez lata nie widziałem w tym nic złego. Przecież to tylko mama, która chce pomóc. Ale od kiedy wziąłem urlop i sam zacząłem być w domu po południu, zobaczyłem wszystko inaczej.

Pierwszego dnia mojego wolnego usłyszałem klucz w zamku tuż po siedemnastej. Mama weszła bez pukania, jakby to był jej dom. – O, Jasiu! Jesteś! – ucieszyła się na mój widok. – To dobrze, bo trzeba przetrzeć podłogę w łazience. Sara chyba zapomniała.

Zamurowało mnie. Przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć. Mama już była w łazience, szorując kafelki i komentując pod nosem: – Jak można tak zaniedbać porządek? Ja w twoim wieku miałam troje dzieci i wszystko lśniło.

Sara wróciła później niż zwykle. Widziałem jej zmieszanie, gdy zobaczyła mamę w fartuchu i gumowych rękawiczkach. – Dzień dobry, pani Krystyno – powiedziała cicho.

– Dzień dobry, Saro. Zrobiłam ci trochę porządku. Wiesz, trzeba dbać o dom – odpowiedziała mama z uśmiechem.

Wieczorem Sara siedziała na kanapie ze wzrokiem wbitym w ścianę. – Nie mogę już tak żyć – wyszeptała. – Czuję się tu jak gość. Twoja mama robi ze mną wszystko, tylko nie rozmawia jak z dorosłą kobietą.

Próbowałem ją pocieszyć: – Przesadzasz. Mama chce dobrze.

Ale z każdym dniem widziałem coraz więcej. Mama przychodziła codziennie, czasem nawet dwa razy w weekendy. Otwierała szafki, sprawdzała lodówkę, komentowała nasze zakupy. Zaczęła przynosić własne jedzenie i zostawiała je w lodówce, mówiąc: – To na wszelki wypadek, bo nie wiem, czy Sara umie gotować rosół tak jak ja.

Pewnego dnia usłyszałem rozmowę przez drzwi łazienki:

– Saro, nie powinnaś tyle pracować. Kobieta powinna być w domu dla męża.
– Pani Krystyno, ja lubię swoją pracę.
– Ale Jasiu potrzebuje ciepłego obiadu i czystych koszul.

Sara wyszła z łazienki z oczami pełnymi łez. Wtedy po raz pierwszy poczułem gniew na własną matkę.

Wieczorem usiedliśmy z Sarą przy stole. – Musisz coś zrobić – powiedziała stanowczo. – Albo ona przestaje tu przychodzić bez zapowiedzi, albo ja się wyprowadzam.

Nie spałem całą noc. W głowie kłębiły mi się wspomnienia z dzieciństwa: mama zawsze była obecna, troskliwa, czasem nadopiekuńcza. Ale nigdy nie widziałem tego jako problemu. Teraz widziałem wyraźnie: jej obecność dusi naszą rodzinę.

Następnego dnia postanowiłem porozmawiać z mamą. Przyszła jak zwykle o piątej. – Mamo, musimy pogadać – zacząłem niepewnie.

– Co się stało? Coś nie tak? – spytała zaniepokojona.

– Chciałbym, żebyś oddała klucze do naszego mieszkania.

Zamarła. Przez chwilę patrzyła na mnie jak na obcego człowieka.

– Jak to? Przecież jestem twoją matką! Chcę tylko pomóc!

– Wiem, ale musimy mieć własną przestrzeń. Sara czuje się tu obco…

– To ona ci to wmówiła! Ona chce mnie wyrzucić! – krzyknęła mama i rozpłakała się.

Czułem się podle. Ale wiedziałem, że muszę być stanowczy.

– Mamo, kocham cię i zawsze będziesz dla mnie ważna. Ale musimy żyć po swojemu.

Mama oddała klucze z drżeniem rąk. Wyszła bez słowa.

Przez kilka dni nie dzwoniła ani nie pisała. Sara była spokojniejsza, ale ja miałem wyrzuty sumienia. Czy naprawdę zrobiłem dobrze? Czy można kochać matkę i jednocześnie postawić jej granice?

Po tygodniu mama zadzwoniła:

– Jasiu… Może wpadniecie do mnie na obiad?

Wiedziałem już wtedy, że coś się zmieniło na zawsze.

Czasem patrzę na Sarę i zastanawiam się: czy można być dobrym synem i dobrym mężem jednocześnie? Czy każda rodzina musi przejść przez taki konflikt? Co wy byście zrobili na moim miejscu?