Wszystko się zdarza – historia Jadwigi z Poznania

Obudziłam się kilka minut przed dzwonkiem budzika. Zawsze tak mam – jakby mój organizm wiedział, że za chwilę rozlegnie się ten irytujący dźwięk, który wyrywa mnie z ciepła pościeli i zmusza do zmierzenia się z kolejnym dniem. Przez chwilę leżałam bez ruchu, wpatrując się w sufit. W pokoju panowała cisza, którą przerywał tylko cichy szum kaloryfera. Mój mąż, Andrzej, spał jeszcze obok, oddychając głęboko i spokojnie. Wszystko było tak, jak zawsze – przewidywalnie, bezpiecznie, trochę nudno.

Ale przecież nie zawsze tak było. Kilka lat temu nasze życie wywróciło się do góry nogami. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jedno zdanie wypowiedziane przez naszego syna może rozbić całą tę rutynę na drobne kawałki.

— Mamo, tato, muszę wam coś powiedzieć — powiedział wtedy Kuba, stojąc w drzwiach kuchni z tą swoją poważną miną. Był już wtedy dorosły, ale wciąż widziałam w nim tego małego chłopca, który bał się ciemności i przychodził do naszego łóżka w środku nocy.

— Co się stało? — zapytałam, czując niepokój ściskający mi żołądek.

— Dostałem się na uczelnię w Warszawie. Wyjeżdżam za dwa tygodnie.

Pamiętam ciszę, która wtedy zapadła. Andrzej spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Przecież mieliśmy inne plany dla Kuby. Chcieliśmy, żeby został w Poznaniu, żeby był blisko nas. Miał studiować ekonomię na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza, tak jak ustaliliśmy. A on… on wybrał Warszawę i zupełnie inny kierunek – filozofię.

— Kuba, przecież rozmawialiśmy o tym… — zaczęłam ostrożnie.

— Wiem, mamo. Ale to moja decyzja. Chcę spróbować czegoś innego. Chcę żyć po swojemu.

Andrzej milczał przez dłuższą chwilę. Widziałam, jak zaciska pięści pod stołem. Zawsze był stanowczy i nie lubił sprzeciwu. W naszym domu panował porządek – wszystko miało swoje miejsce i czas. Nawet uczucia były dawkowane według niewidzialnego harmonogramu.

— To nie jest dobry pomysł — powiedział w końcu Andrzej chłodnym tonem. — Warszawa to nie Poznań. Tam sobie nie poradzisz.

Kuba tylko wzruszył ramionami i wyszedł z kuchni. Zostaliśmy sami z Andrzejem, a między nami zawisła ciężka cisza.

Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Kuba wyjechał i rzadko dzwonił. Czułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi kawałek serca i zostawił pustkę, której nie potrafiłam niczym wypełnić. Andrzej udawał, że nic się nie stało, ale widziałam, jak coraz częściej zamyka się w swoim gabinecie i przegląda stare zdjęcia Kuby z dzieciństwa.

Minęły lata. Nasze życie wróciło do pozornej normalności – praca, zakupy w Biedronce, niedzielne obiady u teściowej. Ale coś we mnie pękło na zawsze. Każdego dnia zastanawiałam się, czy powinnam była pozwolić Kubie odejść bez walki. Czy powinnam była bardziej go wspierać? A może powinnam była walczyć o to, żeby został?

Czasem Andrzej zaczynał rozmowę o Kubie:

— Dzwonił ostatnio?

— Nie — odpowiadałam krótko i odwracałam wzrok.

Nie potrafiliśmy rozmawiać o synu bez kłótni. On obwiniał mnie o to, że byłam zbyt miękka i pozwoliłam Kubie na wszystko. Ja obwiniałam jego za brak czułości i zrozumienia.

Pewnego dnia dostałam od Kuby wiadomość: „Mamo, przyjadę na święta”. Serce mi zabiło mocniej. Przez kilka dni żyłam tylko tą myślą – co powiem synowi? Czy będzie między nami tak samo jak dawniej?

Kiedy Kuba wszedł do mieszkania, wyglądał inaczej – dojrzalej, pewniej siebie. Przywitał się z nami chłodno, jakby był gościem w hotelu.

— Jak ci się żyje w Warszawie? — zapytałam niepewnie.

— Dobrze, mamo. Pracuję w księgarni, piszę pracę magisterską.

Andrzej patrzył na niego spod byka.

— I co dalej? Masz jakiś plan? Filozofia to nie zawód.

Kuba uśmiechnął się smutno.

— Może nie zawód, ale pasja. Chcę być szczęśliwy.

Zapanowała niezręczna cisza. Przez resztę wieczoru rozmawialiśmy o pogodzie i polityce. Po kolacji Kuba wyszedł na spacer po starym osiedlu.

Zostałam sama w kuchni i płakałam cicho nad talerzem niedojedzonego sernika. Andrzej udawał, że tego nie widzi.

Tamte święta minęły szybko i bez większych emocji. Kuba wrócił do Warszawy, a ja znów zostałam sama ze swoimi myślami.

Czasem zastanawiam się, czy można było to wszystko rozegrać inaczej. Czy gdybym była inną matką – bardziej stanowczą albo bardziej wyrozumiałą – nasze życie wyglądałoby dziś inaczej? Czy Andrzej byłby szczęśliwszy? Czy Kuba zostałby w Poznaniu?

Może wszystko dzieje się po coś? Może każda decyzja niesie ze sobą konsekwencje, których nie da się przewidzieć?

Patrzę na Andrzeja śpiącego obok mnie i myślę: czy naprawdę można przygotować się na niespodzianki życia? Czy rutyna daje nam bezpieczeństwo czy tylko złudzenie kontroli? Czasem mam wrażenie, że wszystko się zdarza – niezależnie od naszych planów i marzeń.