Oddałam siostrze wszystko, a ona… Nawet nie zauważyła, kiedy się rozsypałam – historia o poświęceniu, które boli najbardziej
– Magda, możesz przyjechać? – głos mojej siostry drżał przez telefon. Była środa, godzina 22:17. Siedziałam już w piżamie, z kubkiem herbaty w dłoniach, próbując wyciszyć myśli po kolejnym ciężkim dniu w pracy. Ale przecież to była Anka. Moja młodsza siostra. Ta, której obiecałam kiedyś, że zawsze będę przy niej, bez względu na wszystko.
– Już jadę – odpowiedziałam bez wahania, choć w środku czułam narastające zmęczenie i żal. Znowu ona. Znowu ja rzucam wszystko, żeby ratować jej świat.
Wsiadłam do samochodu i jechałam przez opustoszałe ulice Warszawy. W głowie kłębiły mi się myśli: ile jeszcze razy będę musiała być tą silną? Ile razy jeszcze będę musiała rezygnować z siebie?
Anka czekała na mnie na klatce schodowej. Miała rozmazany makijaż i czerwone oczy. Bez słowa rzuciła mi się na szyję.
– On mnie zostawił… – wyszeptała. – Magda, ja nie dam rady sama.
Przytuliłam ją mocno, choć w środku czułam pustkę. Ile razy już słyszałam te słowa? Ile razy zbierałam ją z podłogi po kolejnych nieudanych związkach, problemach w pracy, kłótniach z mamą? Zawsze byłam tą, która łatała jej świat.
Zostałam u niej do rana. Słuchałam jej płaczu, robiłam herbatę z miodem, głaskałam po włosach. Rano poszłam do pracy niewyspana, z bólem głowy i ciężarem na sercu. Szefowa patrzyła na mnie krzywo, koleżanki szeptały coś za plecami. Ale przecież nikt nie wiedział, że tej nocy znów ratowałam czyjeś życie kosztem własnego.
Tak wyglądało moje życie od lat. Anka była oczkiem w głowie rodziców – piękna, utalentowana, zawsze w centrum uwagi. Ja byłam tą „rozsądną”, „odpowiedzialną”, tą, która nigdy nie sprawiała problemów. Kiedy tata odszedł od mamy, miałam 16 lat. To ja tuliłam Ankę do snu i tłumaczyłam jej świat. To ja rezygnowałam z wyjazdów ze znajomymi, żeby zostać z nią w domu.
Z czasem przyzwyczaiłam się do tej roli. Byłam jej powierniczką, opiekunką, czasem nawet matką. Ale nigdy nie byłam dla niej kimś ważnym na tyle, by zapytała: „A jak ty się czujesz?”
Pamiętam jedno popołudnie sprzed kilku miesięcy. Siedziałyśmy razem na ławce w parku. Anka opowiadała o swoim nowym chłopaku – Pawle. Była podekscytowana, szczęśliwa. Próbowałam powiedzieć jej o swoim awansie w pracy – pierwszy raz od lat czułam się doceniona. Ale zanim skończyłam zdanie, Anka już dzwoniła do Pawła.
– Przepraszam, Magda, muszę lecieć! – rzuciła przez ramię.
Zostałam sama na ławce z niedopitą kawą i poczuciem niewidzialności.
Ostatnie miesiące były dla mnie szczególnie trudne. Mama zachorowała na serce – to ja jeździłam z nią do lekarzy, pilnowałam leków, robiłam zakupy. Anka wpadała czasem na godzinę z bukietem kwiatów i zdjęciem na Instagramie: „#rodzina #najważniejsza”.
W pracy coraz częściej słyszałam: „Magda, musisz bardziej się angażować”. Ale jak miałam to zrobić, skoro każdą wolną chwilę poświęcałam rodzinie?
Pewnego dnia wróciłam do domu i zobaczyłam wiadomość od Anki: „Magda, możesz pożyczyć mi 2 tysiące? Paweł wyjechał i zostałam bez kasy na czynsz”.
Nie odpisałam od razu. Siedziałam długo w ciszy, patrząc na ścianę. W głowie miałam pustkę i jedno pytanie: czy ona naprawdę nie widzi, że ja też mam swoje granice?
W końcu napisałam: „Anka, nie mogę ci pomóc. Sama mam problemy finansowe”.
Odpisała po godzinie: „Serio? Myślałam, że zawsze mogę na ciebie liczyć”.
To był ten moment. Poczułam się tak bardzo samotna jak nigdy wcześniej.
Przez kolejne dni Anka się nie odzywała. Mama pytała: „Co się stało między wami?”. Nie umiałam odpowiedzieć.
W pracy zawaliłam ważny projekt – pierwszy raz w życiu. Szefowa wezwała mnie na rozmowę.
– Magda, co się z tobą dzieje? Zawsze byłaś taka niezawodna.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciało mi się płakać.
Wieczorem zadzwoniła Anka.
– Wiesz co? Jesteś egoistką – powiedziała zimno. – Myślałam, że rodzina jest najważniejsza.
Rozłączyła się zanim zdążyłam odpowiedzieć.
Siedziałam długo w ciemności. Przypomniały mi się wszystkie te noce spędzone przy jej łóżku, wszystkie rozmowy do rana, wszystkie moje poświęcenia.
A potem przyszło olśnienie: nigdy nie byłam dla niej ważna jako osoba. Byłam tylko funkcją – kimś od rozwiązywania problemów.
Minęły tygodnie ciszy. Zaczęłam chodzić na spacery sama ze sobą. Zapisałam się na jogę. Po raz pierwszy od lat kupiłam sobie nową sukienkę – nie dla kogoś, tylko dla siebie.
Mama powoli dochodziła do siebie po operacji serca. Zaczęłyśmy rozmawiać o dawnych czasach – o tym, jak bardzo obie byłyśmy samotne w tej rodzinie pełnej pozorów.
Anka odezwała się dopiero po dwóch miesiącach.
– Magda… Przepraszam – powiedziała cicho przez telefon. – Nie wiedziałam…
Nie odpowiedziałam od razu. W końcu zapytałam:
– A czy ty kiedykolwiek zapytałaś mnie, jak ja się czuję?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
Dziś wiem jedno: można oddać komuś wszystko i zostać z niczym. Można być podporą całego świata i samemu rozsypać się na kawałki.
Czy warto poświęcać się dla kogoś bez wzajemności? Czy miłość do rodziny naprawdę powinna oznaczać rezygnację z siebie? Może czasem trzeba nauczyć się kochać także siebie…