Łzy mojej matki: Sekret, który rozdarł naszą rodzinę na strzępy

– Mamo, co się stało? – zapytałam, czując jak serce wali mi w piersi. Po drugiej stronie słyszałam tylko jej płacz. Nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby mama płakała w taki sposób – jakby coś w niej pękło na zawsze.

– Musisz przyjechać, Marto… Proszę… – wyszeptała w końcu. – I zabierz ze sobą Kasię.

Zerwałam się z łóżka, jeszcze w piżamie. W kuchni Kasia już robiła kawę, nieświadoma tego, że za chwilę nasz świat rozpadnie się na kawałki. Spojrzałam na nią i przez chwilę chciałam ją ochronić przed tym, co miało nadejść. Ale wiedziałam, że nie mogę.

– Kasia, musimy jechać do mamy. Teraz.

Nie zadawała pytań. W milczeniu ubrałyśmy się i wyszłyśmy na klatkę schodową naszego bloku na warszawskim Ursynowie. W samochodzie panowała cisza. Każda z nas była pogrążona w swoich myślach, ale czułam, że Kasia coś przeczuwa.

Mama czekała na nas w kuchni. Siedziała przy stole, blada jak ściana, z czerwonymi od płaczu oczami. Na stole leżała stara koperta z pożółkłym listem.

– Usiądźcie – powiedziała cicho. – Muszę wam coś powiedzieć.

Wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić. Najpierw powoli, potem coraz szybciej, jakby bała się, że zabraknie jej odwagi. Słowa spadały na nas jak ciężkie kamienie: „To nie twój ojciec…”, „Byłam młoda…”, „Bałam się…”, „Nie chciałam was skrzywdzić…”

Okazało się, że mój ojciec – ten, którego kochałam i którego śmierć opłakiwałam przez lata – nie był moim biologicznym ojcem. Mama przez całe życie ukrywała przede mną prawdę o moim pochodzeniu. Kasia była jego córką, ja – owocem romansu mamy z jej kolegą z pracy.

Poczułam się jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Wszystko, co wiedziałam o sobie, nagle przestało mieć sens. Spojrzałam na Kasię – jej twarz była kamienna, ale widziałam w jej oczach szok i ból.

– Dlaczego teraz? – zapytałam drżącym głosem.

Mama spuściła wzrok.

– Dostałam ten list… Twój biologiczny ojciec jest chory. Chce cię poznać, zanim umrze.

Wybuchłam płaczem. Kasia zerwała się z krzesła i wybiegła z kuchni. Zostałyśmy same – ja i mama, dwie kobiety połączone kłamstwem i żalem.

Przez kolejne dni nie mogłam spać. W głowie kłębiły mi się pytania: Kim jestem? Czy tata mnie naprawdę kochał? Czy Kasia nadal jest moją siostrą? Czy powinnam spotkać się z człowiekiem, który przez całe życie był dla mnie obcy?

Kasia zamknęła się w sobie. Przestała odbierać moje telefony. W pracy nie mogłam się skupić – szefowa patrzyła na mnie z troską, ale nie miałam siły tłumaczyć jej czegokolwiek.

W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do szpitala w Radomiu, gdzie leżał mój biologiczny ojciec – pan Andrzej Nowakowski. Bałam się tego spotkania jak niczego wcześniej.

Leżał na łóżku, wychudzony i blady. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się smutno.

– Marta… Dziękuję, że przyszłaś.

Nie wiedziałam co powiedzieć. Przez chwilę tylko patrzyliśmy na siebie w milczeniu.

– Przepraszam cię za wszystko – wyszeptał. – Nigdy nie miałem odwagi walczyć o ciebie…

Wyszłam ze szpitala roztrzęsiona. W głowie miałam mętlik: gniew na mamę, żal do Andrzeja, tęsknotę za tatą, którego już nie było.

Wieczorem zadzwoniła Kasia.

– Musimy porozmawiać – powiedziała krótko.

Spotkałyśmy się w naszej ulubionej kawiarni na Mokotowie. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie jak dwie obce osoby.

– Nie wiem, co mam czuć – zaczęła Kasia. – Przez całe życie myślałam, że jesteśmy takie same… A teraz?

– Nadal jesteśmy siostrami – odpowiedziałam cicho. – To wszystko niczego nie zmienia…

Ale obie wiedziałyśmy, że to nieprawda. Coś pękło między nami na zawsze.

Przez kolejne tygodnie próbowałyśmy odbudować naszą relację, ale każde spotkanie było pełne napięcia i niedopowiedzeń. Mama zamknęła się w sobie, a ja czułam coraz większą pustkę.

Czasem zastanawiam się: czy lepiej byłoby nigdy nie poznać prawdy? Czy rodzina to tylko więzy krwi? A może to coś więcej?

Może wy mi powiecie… Czy wybaczylibyście swojej matce takie kłamstwo? Czy można jeszcze odbudować rodzinę po czymś takim?