Kiedy w jednej kawalerce mieści się zbyt wiele marzeń: Opowieść o małżeństwie, które dusi przeszłość

— Nie wierzę, że to się dzieje — powtarzałam w myślach, patrząc na Adama, który nerwowo stukał palcami w blat kuchenny. W naszej kawalerce było duszno, jakby ściany zbliżały się do siebie z każdą minutą. Zza okna dochodziły odgłosy tramwaju i krzyki dzieci z podwórka, ale ja słyszałam tylko własne serce bijące jak szalone.

— Aniu, musimy o tym porozmawiać — powiedział Adam cicho, unikając mojego wzroku. — Ola nie ma gdzie się podziać. Jej matka wyjeżdża do Niemiec, a ona nie chce zostać sama w tamtym mieszkaniu. To tylko na jakiś czas.

— Na jakiś czas? — powtórzyłam z goryczą. — Adam, nasza kawalerka ledwo mieści nas dwoje! Gdzie ona będzie spać? Na podłodze? W łazience?

Wiedziałam, że jestem okrutna, ale nie mogłam powstrzymać narastającej frustracji. Dwa lata temu wyszłam za Adama, rozwiedzionego mężczyznę po przejściach. Wierzyłam, że razem zbudujemy coś nowego, lepszego niż to, co oboje mieliśmy wcześniej. Przeprowadziliśmy się do tej maleńkiej kawalerki na Pradze, bo tylko na to było nas stać. Miało być tymczasowo, miało być romantycznie — ciasnota miała nas zbliżyć. Ale teraz czułam się jak w klatce.

Adam westchnął ciężko i usiadł naprzeciwko mnie.

— To moja córka — powiedział bezradnie. — Nie mogę jej zostawić na lodzie.

Poczułam ukłucie zazdrości i wstydu. Wiedziałam, że Ola jest dla niego ważna. Miała dwadzieścia lat, studiowała psychologię i zawsze była dla mnie trochę obca. Spotykałyśmy się od święta, wymieniałyśmy uprzejmości, ale nigdy nie poczułam się jej macochą. Teraz miała zamieszkać z nami — w naszym jedynym pokoju, gdzie nawet nie było miejsca na drugi materac.

— A co ze mną? — zapytałam cicho. — Czy ja też się liczę?

Adam spojrzał na mnie z bólem w oczach.

— Oczywiście, że tak. Ale to trudna sytuacja. Proszę cię, Aniu…

Nie odpowiedziałam. Wstałam i wyszłam na balkon, choć było zimno i padał deszcz. Potrzebowałam powietrza. Patrzyłam na szare blokowisko i zastanawiałam się, kiedy moje życie tak się skomplikowało. Przecież miałam marzenia: własny dom, ogród, dzieci… Zamiast tego miałam męża z przeszłością i jego dorosłą córkę na głowie.

Wieczorem Adam próbował mnie przytulić, ale odsunęłam się.

— Muszę to przemyśleć — powiedziałam szorstko.

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, słuchając oddechu Adama i wyobrażając sobie Olę rozkładającą swoje rzeczy w naszym pokoju. Widziałam jej kosmetyki na mojej półce w łazience, jej ubrania wiszące obok moich sukienek. Czułam się jak intruz we własnym domu.

Następnego dnia Ola przyszła z walizką. Była uprzejma, ale spięta.

— Cześć, Aniu — powiedziała nieśmiało. — Mam nadzieję, że nie sprawiam kłopotu…

Uśmiechnęłam się wymuszenie.

— Nie martw się — skłamałam. — Jakoś damy radę.

Adam próbował rozładować atmosferę żartami, ale nikt się nie śmiał. Wieczorem Ola rozłożyła materac obok naszego łóżka i zasnęła niemal natychmiast. Ja leżałam sztywno pod kołdrą i czułam jej obecność jak ciężar na piersi.

Z dnia na dzień było coraz gorzej. Ola zostawiała swoje rzeczy wszędzie: książki na stole, kosmetyki w łazience, buty pod drzwiami. Adam starał się być pośrednikiem między nami, ale coraz częściej kłóciliśmy się o drobiazgi: o hałas, o bałagan, o brak prywatności.

Pewnego wieczoru nie wytrzymałam.

— Tak dalej być nie może! — wybuchłam płaczem. — To nie jest życie! Nie mam już swojego miejsca!

Ola spojrzała na mnie zaskoczona i skrzywdzona.

— Przepraszam… Nie chciałam…

Adam objął mnie ramieniem.

— Aniu, proszę cię… To tylko przejściowe…

Ale ja już wiedziałam, że to nieprawda. To nie była tylko kwestia miejsca czy bałaganu. To była przeszłość Adama, która wdarła się do mojego życia i zburzyła mój spokój. To były niespełnione marzenia i poczucie winy za to, że nie potrafię być bardziej wyrozumiała.

Kilka dni później spakowałam walizkę.

— Dokąd idziesz? — zapytał Adam zrozpaczony.

— Muszę odpocząć — odpowiedziałam drżącym głosem. — Muszę pomyśleć o sobie.

Wyszłam na klatkę schodową i poczułam ulgę pomieszaną z bólem. Wiedziałam, że ranię Adama i Olę, ale nie mogłam już dłużej udawać, że wszystko jest w porządku.

Teraz siedzę u przyjaciółki na kanapie i zastanawiam się: czy naprawdę można pogodzić własne szczęście z cudzą przeszłością? Czy miłość wystarczy, by przetrwać takie próby? A może czasem trzeba po prostu odejść i zacząć wszystko od nowa?