Weekendowa walizka – historia o granicach, rodzinie i wytrzymałości
– Znowu?! – jęknęłam w myślach, słysząc dźwięk domofonu w piątkowe popołudnie. Bartosz spojrzał na mnie z tym swoim bezradnym uśmiechem, jakby chciał powiedzieć: „Wiesz, że nie mogłem jej odmówić”. A ja miałam ochotę wrzasnąć: „Żebyś mi w końcu dała spokój!”
Ale nie wrzasnęłam. Zamiast tego, wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi. Stała tam ona – Sylwia, siostra mojego męża, z walizką większą niż połowa naszej szafy. Uśmiechnięta, jakby jej obecność była czymś najnaturalniejszym na świecie.
– Cześć, Kinga! – rzuciła radośnie. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam…
Oczywiście, że przeszkadzasz, pomyślałam. Ale na głos powiedziałam tylko:
– Cześć, Sylwia. Wejdź.
Sylwia zawsze była tą „trudną” w rodzinie Bartosza. Wiecznie w tarapatach, wiecznie szukająca pomocy. Kiedyś nawet ją lubiłam – zanim zaczęła traktować nasz dom jak hotel. Od dwóch lat przyjeżdża do nas niemal co drugi weekend. Zawsze z jakimś dramatem: a to rozstała się z chłopakiem, a to straciła pracę, a to pokłóciła się z matką. I zawsze oczekuje współczucia, wsparcia i… miejsca do spania.
Bartosz twierdzi, że „rodzina to rodzina”, a ja powinnam być bardziej wyrozumiała. Ale ile można? Nasz syn, Michał, ma już dwanaście lat i coraz częściej pyta mnie szeptem: „Mamo, dlaczego ciocia Sylwia znowu tu śpi?”
Tego wieczoru Sylwia rozsiadła się na kanapie z kubkiem herbaty i zaczęła opowiadać o swoim nowym dramacie:
– Wyobrażacie sobie? Tomek powiedział mi, że jestem zbyt wymagająca! Że za dużo gadam! – żaliła się, patrząc na Bartosza błagalnym wzrokiem.
Mój mąż pokiwał głową ze współczuciem. Ja milczałam, zaciskając dłonie na filiżance.
– Może powinnaś dać mu trochę przestrzeni? – zasugerowałam ostrożnie.
Sylwia spojrzała na mnie jak na wroga:
– Łatwo ci mówić! Ty masz wszystko poukładane! Dom, męża, dziecko…
Zrobiło mi się głupio. Przecież nie chciałam jej atakować. Ale czy to moja wina, że ona nie potrafi sobie ułożyć życia?
Noc była koszmarem. Sylwia chrapała w salonie, a ja przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, jak bardzo mnie irytuje. Rano Michał zapytał:
– Mamo, kiedy ciocia pojedzie do domu?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
W sobotę Sylwia postanowiła „pomóc” w kuchni. Skończyło się na tym, że spaliła jajecznicę i rozlała mleko na podłogę.
– Przepraszam… – mruknęła bez przekonania.
– Nic się nie stało – odpowiedział Bartosz i zaczął sprzątać.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Czy naprawdę nie widzi problemu?
Po południu zadzwoniła moja mama. Chciała zaprosić nas na obiad w niedzielę.
– Mamo… mamy gościa – powiedziałam cicho.
– Znowu Sylwia? – westchnęła mama. – Kinga, musisz coś z tym zrobić. To twój dom!
Wiedziałam, że ma rację. Ale jak powiedzieć Bartoszowi, że mam dość jego siostry?
Wieczorem zebrałam się na odwagę.
– Bartosz… musimy porozmawiać.
Spojrzał na mnie zaniepokojony.
– O co chodzi?
– O Sylwię. Nie chcę być niemiła, ale… czuję się jak gość we własnym domu. Ona tu jest za często. Michał też to widzi.
Bartosz westchnął ciężko.
– Wiem… Ale ona nie ma nikogo innego. Po rozwodzie rodziców została sama…
– Ma ciebie! Ale my też mamy prawo do prywatności!
Przez chwilę milczeliśmy. W końcu Bartosz przyznał:
– Postaram się z nią porozmawiać.
Niedzielny poranek był napięty. Sylwia wyczuwała atmosferę i była bardziej cicha niż zwykle. Przed wyjazdem podeszła do mnie w przedpokoju.
– Kinga… Przepraszam, jeśli sprawiam kłopot. Po prostu… czasem czuję się taka samotna.
Spojrzałam na nią i po raz pierwszy od dawna zobaczyłam w niej zagubioną dziewczynę, a nie intruza.
– Rozumiem cię, Sylwia. Ale musimy znaleźć jakiś kompromis. My też potrzebujemy czasu dla siebie.
Pokiwała głową ze łzami w oczach.
Kiedy zamknęły się za nią drzwi, poczułam ulgę… i smutek jednocześnie. Czy bycie dobrą żoną oznacza zawsze poświęcanie siebie? Czy można postawić granice rodzinie i nie czuć się przez to egoistką?
Czasem zastanawiam się: gdzie kończy się empatia, a zaczyna dbanie o własne szczęście? Może każdy z nas musi sam znaleźć odpowiedź…