Babcia, która zawsze ma coś ważniejszego: Prawda o rodzinnych obietnicach

– „Kasiu, bardzo bym chciała zająć się dziś Olą i Kubą, ale niestety nie mogę, bo muszę iść do lekarza” – słyszę w słuchawce głos mojej teściowej Barbary. Trzymam telefon tak mocno, że aż bieleją mi knykcie. To już trzeci raz w tym miesiącu. Barbara jest mistrzynią wymówek – raz boli ją głowa, innym razem czeka na hydraulika, jeszcze innym musi pilnować prania. A przecież wszystkim wokół opowiada, jak bardzo tęskni za wnukami.

Siedzę na podłodze w naszym dwupokojowym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie. Moje dzieci – sześcioletnia Ola i czteroletni Kuba – kłócą się o klocki LEGO. Mąż, Paweł, jeszcze w pracy, a ja mam wrażenie, że zaraz eksploduję. Potrzebuję choćby godziny spokoju, żeby pójść do dentysty, ale nie mam nikogo, kto mógłby zająć się dziećmi. Moja mama po udarze ledwo chodzi, a przyjaciółki mają własne życie i obowiązki. Z rezygnacją ponownie wybieram numer Barbary.

– „Basiu, naprawdę bardzo cię proszę, czy mogłabyś jutro popilnować dzieci? Mam ważną wizytę u dentysty, a Paweł ma zebranie.”

– „Oj Kasiu, kochanie… Jutro? Jutro muszę iść z panią Ireną z klatki na zakupy. Ona już sama nie daje rady…”

Zaciskam powieki i liczę do dziesięciu. – „Rozumiem. Spróbuję coś wymyślić.”

Wieczorem Paweł wraca do domu. Siedzę przy stole z głową opartą na rękach. – „Znowu nie może?” – pyta cicho.

– „Nie. Tym razem zakupy z sąsiadką.”

Paweł wzdycha ciężko. – „Wiesz… ona się stara…”

– „Naprawdę? Bo ja tego nie widzę. Wszędzie opowiada, jak kocha wnuki, a kiedy jej potrzebujemy, zawsze jest coś ważniejszego.”

Paweł wzrusza ramionami i idzie oglądać wiadomości. Zostaję sama z myślami i poczuciem krzywdy. Dlaczego ona tak robi? Dlaczego przed wszystkimi gra rolę idealnej babci, a dla nas jest nieosiągalna?

Tydzień później spotykam Barbarę pod blokiem.

– „Kasiu! Moje kochane wnuki! Tak dawno ich nie widziałam! Musimy się spotkać!” – rzuca się na mnie z przesadnym entuzjazmem.

– „Chciałabym,” – odpowiadam chłodno. – „Ale kiedy cię potrzebuję, nigdy nie masz czasu.”

Barbara marszczy brwi i robi urażoną minę. – „Ależ Kasiu! Mam teraz tyle spraw na głowie… Ale w sobotę na pewno przyjdę!”

Sobota rano. Dzieci od świtu czekają na babcię – Ola narysowała dla niej laurkę, Kuba schował poduszkę z jej ulubionymi cukierkami. Czekamy. Godzina mija za godziną. Barbara nie przychodzi. W końcu dzwoni: – „Kasiu, przepraszam cię bardzo, ale dziś źle się czuję…”

Dzieci są rozczarowane. Ola zamyka się w pokoju i płacze, Kuba rzuca cukierkami o podłogę. Czuję w sobie narastający gniew i smutek.

Wieczorem siedzę z Pawłem przy stole i nie wytrzymuję:

– „Dlaczego Barbara tak nas traktuje? Dlaczego dzieciom obiecuje coś, czego nie zamierza dotrzymać?”

Paweł długo milczy. W końcu mówi cicho:

– „Może się boi… Może nie daje sobie rady z dziećmi sama. Może jest zmęczona albo boi się, że coś się stanie.”

– „To czemu nie powie tego wprost? Dlaczego ciągle udaje przed wszystkimi?”

Paweł wzrusza ramionami:

– „Może nie chce wyjść na złą babcię przed rodziną i znajomymi.”

Nie śpię całą noc. Myślę o tym, jak bardzo oczekiwania innych – i nasze własne – potrafią nas przytłoczyć. Rano zbieram się na odwagę i dzwonię do Barbary.

– „Basiu, możemy porozmawiać?”

– „Oczywiście, Kasiu.”

– „Wiem, że masz dużo obowiązków i może nie jest ci łatwo zostać sama z dziećmi. Ale chciałabym, żebyś była z nami szczera. Dzieci cię kochają i ja też… Ale boli mnie to ciągłe czekanie i niespełnione obietnice.”

Po drugiej stronie zapada cisza. W końcu Barbara mówi cicho:

– „Kasiu… Ja czasem się boję. Boję się, że sobie nie poradzę albo że coś im się stanie. Nie mam już tyle siły co kiedyś…”

Czuję ulgę i smutek jednocześnie.

– „Rozumiem cię, Basiu. Ale następnym razem powiedz nam to od razu. Dzieci wolą znać prawdę niż czekać na babcię, która nigdy nie przychodzi.”

Od tego dnia nasze relacje się zmieniły. Barbara już nie składa pustych obietnic; kiedy przychodzi w odwiedziny, jest naprawdę obecna – choćby tylko na chwilę i zawsze przy mnie.

Czasem zastanawiam się: Dlaczego tak trudno nam dorosłym przyznać się do własnych ograniczeń? I dlaczego wolimy grać przed światem niż być szczerzy wobec najbliższych? Co wy o tym myślicie?