Błąd, który stał się dożywotnią karą: Historia Katarzyny

— Jak to się mogło stać… — szepnęłam, wpatrując się w kałuże, które odbijały szare niebo Warszawy. Deszcz mżył mi na twarz, a wiatr targał włosy, jakby chciał mnie ukarać jeszcze bardziej. Walizka była ciężka, ale nie tak ciężka jak serce. Każdy krok bolał — buty na obcasach obtarły mi nogi do krwi, ale to nie stopy krwawiły najbardziej. To dusza krwawiła.

Jeszcze wczoraj miałam dom, rodzinę, męża i córkę. Dziś miałam tylko walizkę i poczucie winy. Wszystko przez jeden błąd. Jeden wieczór, którego nie da się cofnąć.

Pamiętam ten wieczór aż za dobrze. Było późno, wróciłam z pracy wykończona. W domu czekała na mnie cisza — Michał znów został dłużej w biurze, a Zosia zamknęła się w swoim pokoju z telefonem. Czułam się niewidzialna. Wtedy zadzwoniła Magda, moja przyjaciółka jeszcze ze studiów. — Chodź na wino, musisz się wygadać — powiedziała. Poszłam. Potrzebowałam tego.

Wino lało się strumieniami, śmiałyśmy się, wspominałyśmy stare czasy. Wtedy pojawił się on — Paweł, dawny znajomy z uczelni. Przystojny, czarujący, zawsze wiedział jak rozbawić kobietę. Zaczęliśmy rozmawiać, potem tańczyć. Magda poszła wcześniej do domu, a ja zostałam z Pawłem. Nie wiem nawet kiedy przestałam myśleć o rodzinie. Byłam tylko ja i on, muzyka i alkohol. Potem hotel. Potem rano — kac moralny większy niż ten zwykły.

Chciałam zapomnieć, wymazać to z pamięci. Przysięgłam sobie: nigdy więcej. Ale los bywa okrutny — Michał znalazł wiadomość od Pawła na moim telefonie. Nie musiał czytać dużo, wystarczyło jedno zdanie: „Dziękuję za wczoraj”.

— Katarzyna… co to ma znaczyć? — zapytał cicho, patrząc na mnie tymi swoimi spokojnymi oczami. Nigdy nie widziałam w nich tyle bólu.

— To był błąd… — wyszeptałam, a łzy same popłynęły po policzkach.

— Jeden błąd? — powtórzył z goryczą. — Wiesz, ile razy ja miałem okazję popełnić taki błąd? Ale nie zrobiłem tego. Bo mam rodzinę.

Nie krzyczał. To bolało najbardziej. Jego milczenie było jak wyrok.

Zosia dowiedziała się przypadkiem — usłyszała naszą rozmowę przez drzwi. Wybiegła z domu, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż drżały szyby.

Przez tydzień mieszkaliśmy razem jak obcy ludzie. Michał spał na kanapie, Zosia wracała późno do domu i nie odzywała się do mnie ani słowem. Ja chodziłam jak cień po mieszkaniu, próbując znaleźć sposób na cofnięcie czasu.

W końcu Michał powiedział: — Nie mogę tak żyć. Musisz odejść.

Spakowałam walizkę w milczeniu. Zosia nawet nie spojrzała mi w oczy.

Teraz szłam przez jesienną Warszawę, nie mając dokąd pójść. Mama mieszkała daleko pod Lublinem i od lat nie utrzymywałyśmy bliskiego kontaktu — po śmierci taty wszystko się posypało. Przyjaciółki? Magda była jedyną osobą, której mogłam zaufać, ale nie chciałam jej obciążać swoimi problemami.

Zatrzymałam się pod klatką schodową starej kamienicy na Pradze i zadzwoniłam do Magdy.

— Kasiu? Co się stało? — usłyszałam jej zaniepokojony głos.

— Mogę u ciebie przenocować? — zapytałam cicho.

— Oczywiście! Przyjeżdżaj od razu.

U Magdy było ciepło i pachniało świeżo parzoną kawą. Usiadłyśmy w kuchni, a ja opowiedziałam jej wszystko od początku do końca.

— Każdemu może się zdarzyć… — próbowała mnie pocieszyć.

— Nie każdemu rujnuje to życie całej rodziny — przerwałam jej ostro.

Przez kolejne dni próbowałam jakoś funkcjonować: znalazłam tymczasową pracę w kawiarni na Mokotowie, wynajęłam mały pokój u starszej pani. Ale każda noc była koszmarem — śniło mi się mieszkanie na Ochocie, śmiech Zosi, dotyk Michała.

Pisałam do nich codziennie: „Przepraszam”, „Tęsknię”, „Kocham was”. Odpowiedzi nie było.

Po miesiącu spotkałam Zosię przypadkiem pod szkołą muzyczną.

— Zosiu…

Spojrzała na mnie chłodno.

— Po co przyszłaś?

— Chciałam cię zobaczyć… Porozmawiać…

— Nie mam o czym z tobą rozmawiać — rzuciła i odeszła bez słowa.

To bolało bardziej niż wszystko inne.

Michał przysłał mi wiadomość dopiero po dwóch miesiącach: „Proszę cię, nie kontaktuj się z nami przez jakiś czas. Musimy sobie poukładać życie na nowo”.

Zostałam sama ze swoim błędem. Każdego dnia zadawałam sobie pytanie: dlaczego? Dlaczego pozwoliłam sobie na chwilę słabości? Czy naprawdę byłam aż tak nieszczęśliwa? Czy można naprawić coś takiego?

Czasem myślę o tym wieczorze jak o koszmarze sennym — wszystko wydaje się nierealne i obce. Ale potem patrzę na swoje odbicie w oknie tramwaju i widzę kobietę złamaną przez własne decyzje.

Minął rok. Michał złożył pozew o rozwód. Zosia wyjechała na studia do Krakowa i nie odzywa się do mnie wcale. Ja nadal pracuję w kawiarni i wynajmuję ten sam pokój na Pradze.

Czasem spotykam Pawła przypadkiem na ulicy — on już dawno ułożył sobie życie z kimś innym. Dla niego to była tylko przygoda. Dla mnie — wyrok dożywotni.

Czy można wybaczyć sobie coś takiego? Czy zasługuję jeszcze na drugą szansę? A może są błędy, których nie da się już nigdy naprawić?