Zostań Wdową na Zawsze – Historia Marty i Jej Walki o Własne Życie

– Jak możesz w ogóle o tym myśleć, Marto? – głos teściowej przeszył ciszę kuchni jak nóż. – On nie żyje dopiero dwa lata. Chcesz już zapomnieć o moim synu?

Zacisnęłam dłonie na kubku z herbatą, czując jak łzy napływają mi do oczu. Nie mogłam patrzeć na Zofię, jej twarz wykrzywioną bólem i gniewem. Przez chwilę miałam ochotę wykrzyczeć jej w twarz wszystko, co mnie boli, ale powstrzymałam się. Emma bawiła się w pokoju obok, a Michał układał klocki na dywanie. Nie mogłam pozwolić sobie na kolejną awanturę.

Dwa lata temu świat mi się zawalił. Paweł – mój mąż, mój przyjaciel, ojciec moich dzieci – zginął pod kołami samochodu, czekając na autobus pod naszym blokiem. To był zwykły dzień. Miał wrócić do domu z pracy, kupić bułki na kolację. Zamiast tego odebrałam telefon od policji. Pamiętam, jak upadłam na podłogę, jak Emma płakała, a Michał pytał, czemu mama nie wstaje.

Od tamtej pory każdy dzień był walką. Z bólem, samotnością, rachunkami, które piętrzyły się na stole. Z bezsennością i lękiem o przyszłość dzieci. Ale najtrudniejsza była walka z oczekiwaniami innych. Szczególnie Zofii.

– Marto, powinnaś być wdzięczna losowi za to, co miałaś – mówiła często teściowa. – Paweł był wyjątkowym człowiekiem. Nie znajdziesz drugiego takiego.

Wiedziałam, że miała rację. Paweł był dobry, czuły, kochający. Ale nie rozumiała, że ja nie chcę nikogo zastępować. Chciałam tylko znów poczuć się żywa. Przestać być tylko wdową i matką.

Pewnego wieczoru, gdy dzieci już spały, usiadłam przy stole i zaczęłam pisać list do Pawła. „Kochany, nie wiem już, kim jestem. Twoja mama mówi, że powinnam zostać sama do końca życia. Że to jedyny sposób, by cię uhonorować. Ale ja… ja się duszę. Boję się przyszłości. Boję się samotności bardziej niż śmierci.”

Nie wysłałam tego listu nigdzie. Schowałam go do szuflady razem z innymi – tymi, których nigdy nie przeczyta nikt poza mną.

Zofia coraz częściej przychodziła bez zapowiedzi. Przynosiła ciasto dla dzieci, ale jej oczy zawsze śledziły każdy mój ruch.

– Słyszałam, że widziano cię z kimś w parku – powiedziała pewnego dnia z lodowatym spokojem.

– To był tylko kolega z pracy – odpowiedziałam cicho.

– Kolega? – prychnęła. – Dwa lata! Tyle minęło! Jak możesz tak szybko zapominać?

Chciałam krzyczeć: „Nie zapominam! Każdego dnia tęsknię za Pawłem!” Ale wiedziałam, że to nic nie zmieni.

W pracy też nie było łatwo. Szefowa patrzyła na mnie z litością, koleżanki szeptały za plecami.

– Marta, może powinnaś spróbować terapii? – zaproponowała Ania z działu kadr.

– Nie mam czasu na terapię – odpowiedziałam szorstko. – Mam dzieci i rachunki do opłacenia.

Wieczorami siadałam na balkonie i patrzyłam na światła miasta. Czułam się jak duch we własnym życiu. Dzieci były moją kotwicą, ale czasem miałam ochotę po prostu uciec. Gdziekolwiek.

Któregoś dnia Michał zapytał:

– Mamo, czy tata wróci?

Zamarłam.

– Nie kochanie… Tata jest w niebie.

– A ty będziesz zawsze sama?

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Wtedy Emma przytuliła się do mnie i szepnęła:

– Ja chcę mieć jeszcze kiedyś tatę.

Te słowa rozdarły mi serce na pół.

Zaczęłam coraz częściej myśleć o tym, co by było gdybym pozwoliła sobie na szczęście. Czy to naprawdę zdrada? Czy Paweł chciałby widzieć mnie wiecznie smutną?

Pewnej niedzieli Zofia przyszła wcześniej niż zwykle. Zastała mnie przy śniadaniu z dziećmi i… Markiem – sąsiadem z piętra wyżej, który przyszedł naprawić cieknący kran.

– Co on tu robi?! – wykrzyczała teściowa tak głośno, że Emma zaczęła płakać.

– Pomaga mi… – próbowałam tłumaczyć.

– Pomaga?! To tak teraz wygląda twoje „honorowanie” Pawła?!

Marek spojrzał na mnie przepraszająco i wyszedł bez słowa.

Zofia rzuciła mi spojrzenie pełne pogardy:

– Jesteś niewdzięczna! Gdyby Paweł widział…

Nie wytrzymałam:

– Gdyby Paweł żył, nie byłabym sama! Nie rozumiesz tego?!

Zofia wybiegła trzaskając drzwiami. Dzieci patrzyły na mnie szeroko otwartymi oczami.

Przez kolejne dni unikałam kontaktu z teściową. Czułam się winna i jednocześnie wściekła. Czy naprawdę muszę poświęcić całe swoje życie dla pamięci o mężu? Czy to jest sprawiedliwe wobec mnie i dzieci?

Wieczorem zadzwonił telefon.

– Marta… przepraszam za dzisiaj – usłyszałam cichy głos Zofii. – Po prostu… ja też tęsknię za Pawłem.

Milczałam długo.

– Ja też tęsknię – odpowiedziałam w końcu łamiącym się głosem.

Po tej rozmowie coś się zmieniło. Zofia przestała mnie kontrolować tak nachalnie, choć jej spojrzenie wciąż było pełne bólu i żalu.

Czasem spotykam się z Markiem na spacerze z dziećmi. Rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Nie wiem jeszcze, co z tego będzie. Ale wiem jedno: mam prawo do szczęścia.

Czy naprawdę musimy poświęcać siebie dla cudzych oczekiwań? Czy pamięć o ukochanej osobie wymaga od nas rezygnacji z własnego życia? Może czas przestać być tylko wdową i zacząć znów być sobą?