Odkryłam tajemnicę w telefonie męża. Czy jeszcze mogę uwierzyć w naszą miłość?

– Co to za wiadomości, Milorad? – zapytałam, trzymając w dłoni jego telefon, który jeszcze przed chwilą leżał na kuchennym stole, obok rozgrzanego garnka z zupą pomidorową. Moje dłonie drżały, a serce waliło jak oszalałe. W powietrzu unosił się zapach czosnku i świeżej bazylii, ale ja czułam tylko gorycz.

Mój mąż spojrzał na mnie zaskoczony, jakby nie rozumiał, o co pytam. – O czym ty mówisz, Aniu? – odpowiedział z udawaną niewinnością, ale jego wzrok uciekł gdzieś w bok.

Nie musiałam długo szukać. Wystarczyło kilka kliknięć, by zobaczyć rozmowy z kobietą podpisaną jako „Kasia z pracy”. Słowa były jednoznaczne: „Tęsknię za tobą”, „Nie mogę się doczekać jutra”, „Dziękuję za wczoraj…”. Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie wiadro lodowatej wody. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu.

– To nie tak, jak myślisz… – zaczął Milorad, ale przerwałam mu gwałtownie.

– To dokładnie tak, jak myślę! – krzyknęłam, czując, że łzy napływają mi do oczu. – Okłamywałeś mnie. Ile to już trwa?

Zapanowała cisza. Słychać było tylko bulgotanie zupy i tykanie zegara na ścianie. W tej chwili wszystko się zmieniło. Nasze wspólne śniadania, wieczory przed telewizorem, nawet te drobne kłótnie o to, kto wyniesie śmieci – wszystko wydało mi się nagle obce i nieprawdziwe.

Milorad spuścił głowę. – Aniu… To był tylko flirt. Nic się nie wydarzyło… Przysięgam.

– Flirt? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Po tylu latach małżeństwa? Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy?

Poczułam się jak idiotka. Przypomniałam sobie nasze pierwsze spotkanie na uczelni, wspólne wakacje nad Bałtykiem, narodziny naszej córki Zosi. Czy to wszystko było kłamstwem?

Przez kolejne dni chodziłam po domu jak cień. Unikałam wzroku Milorada, nie odbierałam telefonów od przyjaciółek. Zosia patrzyła na mnie z niepokojem.

– Mamo, wszystko w porządku? – zapytała pewnego wieczoru, gdy siedziałam przy stole i bezmyślnie mieszałam herbatę.

Nie chciałam jej martwić. Uśmiechnęłam się blado. – Tak, kochanie. Po prostu jestem zmęczona.

Ale prawda była taka, że nie spałam po nocach. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdą rozmowę z Miloradem z ostatnich miesięcy. Czy naprawdę niczego nie zauważyłam? Czy byłam aż tak ślepa?

W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do mojej siostry, Magdy.

– Anka, musisz z nim porozmawiać – powiedziała stanowczo. – Nie możesz udawać, że nic się nie stało. Zasługujesz na prawdę.

Wiedziałam, że ma rację. Ale bałam się tej rozmowy bardziej niż czegokolwiek innego w życiu.

Wieczorem usiedliśmy razem w salonie. Milorad wyglądał na zmęczonego i przybitego.

– Aniu… Przepraszam cię. Wiem, że cię zraniłem – zaczął cicho. – Nie wiem, co się ze mną stało. W pracy jest ciężko, czuję się niedoceniany… Kasia po prostu mnie słuchała. Nie chciałem cię zdradzić.

– Ale zdradziłeś – powiedziałam spokojnie, choć głos mi drżał. – Może nie fizycznie, ale zdradziłeś mnie sercem. I to boli najbardziej.

Zapanowała długa cisza. Patrzyliśmy na siebie przez łzy.

– Chcę to naprawić – wyszeptał Milorad. – Proszę cię… Daj mi szansę.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Z jednej strony kochałam go całym sercem. Z drugiej – czułam się zdradzona i upokorzona. Czy można odbudować zaufanie po czymś takim?

Kolejne tygodnie były dla mnie piekłem. W pracy nie mogłam się skupić, w domu unosiła się atmosfera napięcia. Zosia coraz częściej zamykała się w swoim pokoju.

Pewnego dnia usłyszałam jej rozmowę przez telefon:

– Mama jest smutna cały czas… Tata też dziwnie się zachowuje… Nie wiem, co się dzieje.

Serce mi pękło na pół. Wiedziałam, że muszę coś zrobić – dla siebie i dla niej.

Zaczęliśmy chodzić na terapię małżeńską. Pierwsze spotkania były trudne i bolesne. Musiałam zmierzyć się z własnymi lękami: przed samotnością, przed oceną innych ludzi, przed tym, że może już nigdy nie będziemy szczęśliwi.

Milorad starał się jak mógł: gotował kolacje, przynosił kwiaty bez okazji, pisał mi liściki zostawiane przy kawie: „Dziękuję, że jesteś”.

Ale ja wciąż miałam w głowie te wiadomości do Kasi.

Pewnego wieczoru usiedliśmy razem na balkonie.

– Aniu… Czy ty mi kiedyś wybaczysz? – zapytał cicho.

Spojrzałam mu prosto w oczy i po raz pierwszy od dawna poczułam spokój.

– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze. – Ale chcę spróbować. Dla siebie. Dla Zosi. Dla nas.

Od tamtej pory każdego dnia uczymy się siebie na nowo. To nie jest łatwe i pewnie nigdy nie będzie takie jak dawniej. Ale wiem jedno: prawda boli mniej niż kłamstwo.

Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć i zapomnieć? Czy warto walczyć o coś, co zostało tak mocno zranione? A może czasem trzeba po prostu pozwolić sobie odejść? Co wy byście zrobili na moim miejscu?