Kiedy teściowa postawiła mi ultimatum: historia Eweliny o wyborze między miłością a szacunkiem do siebie

– Ewelina, nie będziesz już więcej gotować tej zupy w moim domu! – głos teściowej przebił się przez gwar rozmów przy stole, jakby ktoś nagle wyłączył dźwięk w całym mieszkaniu. Siedziałam z łyżką w dłoni, patrząc na nią z niedowierzaniem. Wokół nas – mój mąż Tomek, jego siostra Kasia, dzieci i nawet mój teść – wszyscy zamarli.

To był zwykły niedzielny obiad u teściów na warszawskim Mokotowie. Zawsze czułam się tam trochę jak gość, nigdy jak część rodziny. Ale tego dnia coś pękło.

– Mamo, przecież Ewelina się starała… – zaczął Tomek, ale teściowa przerwała mu ruchem ręki.

– Nie będę jadła tej twojej dziwnej pomidorowej! U nas robi się ją inaczej. I koniec dyskusji.

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystko i wybiec z mieszkania. Ale zostałam. Zawsze zostawałam. Dla Tomka, dla dzieci, dla świętego spokoju.

Po obiedzie zamknęłam się w łazience. Słyszałam przez drzwi, jak Kasia próbuje rozładować atmosferę żartami, a Tomek tłumaczy matce, że przecież każdy gotuje inaczej. Ale ona była nieugięta.

– Albo będzie po mojemu, albo nie przychodźcie więcej! – usłyszałam jej głos.

Wróciłam do salonu z wymuszonym uśmiechem. Teść spojrzał na mnie ze współczuciem, ale nic nie powiedział. Tomek był spięty, dzieci czuły napięcie i zaczęły się kłócić o zabawki.

Wieczorem w domu Tomek próbował mnie pocieszyć.

– Wiesz, jaka ona jest… Lepiej jej ustąpić. Przecież to tylko zupa.

– To nie chodzi o zupę! – wybuchłam. – To chodzi o to, że ona zawsze musi mieć rację. Że nigdy nie jestem wystarczająco dobra dla twojej rodziny!

Tomek spuścił wzrok.

– Proszę cię, nie rób problemu…

Wtedy poczułam się naprawdę sama. Przez kolejne dni chodziłam jak cień. W pracy nie mogłam się skupić, w domu byłam rozdrażniona. Dzieci pytały, czemu mama jest smutna.

W czwartek zadzwoniła teściowa.

– Ewelina, w sobotę robimy imieniny Tomka. Proszę cię, nie przynoś niczego do jedzenia. Ja wszystko przygotuję.

– Dobrze – odpowiedziałam cicho i odłożyłam słuchawkę.

Wieczorem powiedziałam Tomkowi:

– Nie pójdę na te imieniny.

Spojrzał na mnie zaskoczony.

– Zwariowałaś? Co powiem mamie?

– Powiedz jej prawdę. Że mam dość udawania. Że nie będę już dłużej pozwalać jej sobą pomiatać.

Tomek milczał długo. Potem wyszedł z pokoju bez słowa.

W sobotę rano spakowałam dzieci i pojechaliśmy do mojej mamy do Piaseczna. Tam mogłam być sobą. Mama przytuliła mnie bez słowa i podała herbatę z malinami.

– Dziecko, ile jeszcze będziesz się dla nich poświęcać?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

Po południu zadzwonił Tomek.

– Mama pyta, gdzie jesteście.

– U mojej mamy – odpowiedziałam spokojnie.

– Ewelina…

– Tomek, musisz wybrać. Albo będziemy rodziną i postawisz granice swojej matce, albo…

Nie dokończyłam. Usłyszałam tylko jego ciężki oddech i ciszę w słuchawce.

Przez kolejne dni Tomek spał na kanapie. Unikaliśmy rozmów. Dzieci pytały, czemu tata nie śpi z nami w sypialni.

W końcu usiedliśmy razem przy stole.

– Kocham cię – powiedział cicho – ale nie potrafię sprzeciwić się mamie. Ona jest sama od śmierci taty…

– A ja? Ja też jestem sama w tym wszystkim! – łzy popłynęły mi po policzkach.

Następnego dnia spakowałam walizkę i pojechałam z dziećmi do mamy. Tomek nie próbował mnie zatrzymać.

Minęły dwa miesiące. Dzieci przyzwyczaiły się do nowego domu, ja zaczęłam oddychać pełną piersią. Czasem płakałam nocami z tęsknoty za tym, co było dobre między mną a Tomkiem. Ale wiedziałam jedno: już nigdy nie pozwolę nikomu decydować za mnie o moim życiu.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę musiałam wybierać między miłością a szacunkiem do siebie? Czy można być szczęśliwym w rodzinie, gdzie jedna osoba zawsze musi mieć rację? Co Wy byście zrobili na moim miejscu?