Moja mała Lila w sukience od Zienia: Zła matka czy po prostu inna?

– Znowu ją tak ubrałaś? – głos mojej mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, myjąc kubek po kawie, kiedy weszła bez pukania, jak zawsze. – Przecież to dziecko wygląda jak z reklamy, a nie jak normalna dziewczynka z naszej wsi!

Zacisnęłam dłonie na porcelanie. Lila biegała po podwórku w sukience od Zienia, którą zamówiłam przez internet. Miała na sobie białe rajstopki i lakierki, a jej jasne włosy spięte były w kokardę. Była taka szczęśliwa, taka inna niż wszystkie dzieci z naszej ulicy. Czy to naprawdę coś złego?

– Mamo, to tylko sukienka – odpowiedziałam cicho, próbując nie podnieść głosu. – Chcę, żeby Lila czuła się wyjątkowa.

– Wyjątkowa? – prychnęła mama. – Wyjątkowa to będzie wtedy, jak ją ktoś wyśmieje w szkole. Albo jak przyjdzie do domu z płaczem, bo dzieci będą się śmiały z jej imienia. Lila! Kto to w ogóle wymyślił?

Zamknęłam oczy na chwilę. Imię wybrałam sama, bez konsultacji z rodziną. Chciałam, żeby było inne, delikatne, żeby niosło ze sobą coś więcej niż tylko tradycję. Ale od dnia narodzin słyszałam tylko: „Dlaczego nie Ania? Dlaczego nie Kasia?”

Mąż, Tomek, początkowo nie miał zdania. – Jak chcesz – powiedział wtedy, patrząc na mnie zmęczonym wzrokiem po nocnym dyżurze w straży pożarnej. – Byleby była zdrowa.

Ale potem zaczęły się plotki. Najpierw sąsiadka, pani Halina, która zawsze wszystko wie pierwsza.

– Pani Agato, a czemu ta mała tak wystrojona? – zapytała pewnego dnia przez płot. – Przecież tu nie Warszawa.

Uśmiechnęłam się wtedy sztucznie i odpowiedziałam coś o tym, że lubię ładne rzeczy. Ale wewnątrz czułam ukłucie wstydu. Czy naprawdę robię coś złego?

Wieczorami leżałam obok Lilii i patrzyłam na jej spokojną twarz. Czasem pytała:

– Mamusiu, dlaczego pani Halina mówi, że jestem dziwna?

Serce mi pękało.

– Bo jesteś wyjątkowa, kochanie – szeptałam jej do ucha.

Ale czy to wystarczało?

Z czasem presja narastała. W sklepie spożywczym ekspedientka rzucała mi spojrzenia pełne dezaprobaty. Na placu zabaw inne matki szeptały między sobą:

– Widzisz? To ta od tej Lilki w markowych ciuchach.

Czułam się coraz bardziej osaczona. Nawet Tomek zaczął mieć wątpliwości.

– Może mama ma rację? – powiedział pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy przy stole i jedliśmy kolację w milczeniu. – Może powinniśmy trochę przystopować z tym wszystkim?

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

– Przystopować? Chcesz, żebym ubierała nasze dziecko w stare dresy tylko dlatego, że tak robią inni?

– Nie o to chodzi… Po prostu… Może nie musimy aż tak się wyróżniać?

Wtedy wybuchłam.

– A może właśnie musimy! Może nie chcę, żeby moja córka była taka sama jak wszyscy! Może chcę jej dać to, czego sama nigdy nie miałam!

Zapanowała cisza. Tomek spuścił wzrok.

W nocy długo nie mogłam zasnąć. Wspominałam swoje dzieciństwo – stare ubrania po kuzynkach, wieczne porównania do innych dzieci, brak poczucia własnej wartości. Przysięgłam sobie wtedy, że moje dziecko nigdy nie poczuje się gorsze.

Ale czy nie przesadziłam?

Pewnego dnia Lila wróciła ze szkoły zapłakana.

– Mamusiu… dziewczyny powiedziały, że jestem dziwna i że mam głupie imię…

Przytuliłam ją mocno.

– Kochanie…

Ale nie wiedziałam już, co powiedzieć. Moje serce rozdzierało się na pół.

Wieczorem przyszła mama.

– Widzisz? Mówiłam ci! – rzuciła oskarżycielsko. – Dziecko cierpi przez twoje fanaberie!

Nie wytrzymałam.

– A może to wy wszyscy jesteście zamknięci na inność?! Może problem nie jest we mnie ani w Lilii!

Mama spojrzała na mnie z bólem.

– My tylko chcemy dla was dobrze…

Tego wieczoru długo płakałam. Tomek próbował mnie pocieszyć:

– Agata… Może po prostu musimy znaleźć złoty środek? Może pozwólmy Lilii samej decydować?

Zgodziłam się niechętnie.

Następnego dnia zapytałam córkę:

– Lila, chcesz nosić te sukienki? Czy wolisz ubierać się jak inne dzieci?

Spojrzała na mnie dużymi oczami.

– Chcę czasem być jak inne dziewczynki… Ale lubię też moje sukienki…

Uśmiechnęłam się przez łzy.

Od tego dnia zaczęłyśmy razem wybierać ubrania. Czasem były to zwykłe legginsy i bluza z Pepco, czasem elegancka sukienka na specjalną okazję. Imię pozostało – bo przecież to ona jest Lilą i nikt jej tego nie odbierze.

Plotki ucichły powoli. Sąsiadki znalazły sobie nowe tematy do rozmów. Mama zaczęła akceptować nasze wybory, choć czasem jeszcze kręci głową z dezaprobatą.

A ja? Nadal mam wątpliwości. Czy byłam złą matką? Czy za bardzo chciałam wynagrodzić własne braki przez córkę? Czy można kochać za bardzo?

Czasem patrzę na Lilę i pytam siebie: gdzie jest granica między miłością a przesadą? Czy naprawdę musimy być tacy sami jak wszyscy wokół?