Między dwoma światami: Opowieść babci, której odebrano wnuka

— Nie chcę, żebyś tu więcej przychodziła, mamo. — Głos Ani drżał, ale jej oczy były twarde jak lód. Stałam w progu ich mieszkania na warszawskim Ursynowie, ściskając w dłoni pluszowego misia dla Jasia. Za drzwiami słyszałam jego śmiech, a serce rozdzierało mi się na pół.

— Aniu, przecież to tylko godzina… Chciałam zobaczyć wnuka, przyniosłam mu zabawkę… — próbowałam jeszcze, ale ona już odwracała wzrok.

— Kamil nie chce cię tu widzieć. Proszę, uszanuj to. — Jej głos był cichy, ale stanowczy. Drzwi zamknęły się powoli, a ja zostałam sama na klatce schodowej, czując się jak intruz we własnej rodzinie.

Nie pamiętam, kiedy zaczęło się psuć. Może wtedy, gdy po śmierci mojego męża za bardzo chciałam być blisko Ani? Może gdy próbowałam doradzać jej w wychowaniu Jasia? Kamil zawsze był zamknięty w sobie, nie lubił moich wizyt. Ale nigdy nie sądziłam, że dojdzie do tego, że zostanę odcięta od wnuka.

Wróciłam do pustego mieszkania na Ochocie. Cisza była przytłaczająca. Usiadłam przy stole i patrzyłam na zdjęcie Ani z dzieciństwa. Miała wtedy siedem lat i szeroki uśmiech. Zawsze byłyśmy blisko. Po śmierci ojca trzymałyśmy się razem. A teraz… Teraz nie mogłam nawet zadzwonić bez obawy, że nie odbierze.

Wieczorem zadzwoniła moja siostra, Zofia.

— I co? Byłaś u nich? — zapytała ostrożnie.

— Byłam. Nie wpuścili mnie — odpowiedziałam cicho.

— Maria, musisz dać im czas. Może Kamil się uspokoi… — próbowała pocieszać.

Ale ja wiedziałam, że to nie kwestia czasu. To coś głębszego. Kamil nigdy mnie nie zaakceptował. Uważał mnie za wścibską, za bardzo obecna w ich życiu. Ale czy to grzech chcieć widywać własnego wnuka?

Przez kolejne tygodnie próbowałam wszystkiego: pisałam SMS-y do Ani, zostawiałam paczki pod drzwiami, wysyłałam kartki na imieniny Jasia. Odpowiedzi nie było żadnej. Czułam się coraz bardziej bezradna i upokorzona.

Pewnego dnia spotkałam Anię przypadkiem w sklepie spożywczym. Stała przy kasie z Jasiem za rękę. Chłopiec miał już cztery lata i urósł od ostatniego razu, gdy go widziałam.

— Aniu… — zaczęłam niepewnie.

Spojrzała na mnie zaskoczona, potem szybko spuściła wzrok.

— Cześć, mamo — powiedziała cicho.

Jasio patrzył na mnie z ciekawością.

— Kim jest ta pani? — zapytał.

Serce mi pękło.

— To… znajoma — odpowiedziała Ania i szybko wyszła ze sklepu.

Stałam tam jeszcze chwilę, próbując powstrzymać łzy. Czy naprawdę stałam się dla własnego wnuka obcą osobą?

Wieczorami wracały do mnie wspomnienia: jak trzymałam Anię za rękę w drodze do przedszkola, jak tuliła się do mnie po koszmarze sennym. Teraz ona tuliła swojego syna — beze mnie.

Zaczęłam chodzić na spotkania grupy wsparcia dla dziadków odciętych od wnuków. Poznałam tam panią Halinę i pana Stefana — każdy z nas miał swoją historię bólu i tęsknoty. Rozmawialiśmy o tym, jak trudno pogodzić się z odrzuceniem przez własne dzieci. Jak boli świadomość, że nasze miejsce w rodzinie zostało wymazane.

Pewnego dnia Halina powiedziała:

— Maria, musisz walczyć o siebie. Nie możesz pozwolić, żeby cię zniszczyli.

Ale jak walczyć? Przecież nie chcę robić Ani na złość. Chcę tylko być babcią dla Jasia.

Postanowiłam napisać list do Ani. Pisałam całą noc:

„Kochana Aniu,
Nie wiem, co zrobiłam źle. Jeśli cię zraniłam — przepraszam z całego serca. Tęsknię za tobą i za Jasiem każdego dnia. Proszę cię tylko o jedno: pozwól mi być częścią waszego życia. Nie chcę niczego więcej. Kocham was nad życie.
Mama”

Nie dostałam odpowiedzi.

Minęły miesiące. Święta spędziłam sama przy stole dla dwóch osób. Zostawiłam wolne miejsce dla Ani i Jasia — tak na wszelki wypadek. Nikt nie przyszedł.

W styczniu zachorowałam na grypę. Leżałam w łóżku z gorączką i myślałam o tym, co by było, gdyby coś mi się stało. Czy Ania by żałowała? Czy Jasio kiedykolwiek dowie się, że miał babcię?

Któregoś dnia zadzwonił domofon. Z trudem podniosłam się z łóżka.

— Mamo? To ja… Ania — usłyszałam jej głos.

Serce mi stanęło. Otworzyłam drzwi drżącymi rękami.

Ania weszła do środka z Jasiem za rękę. Chłopiec patrzył na mnie niepewnie.

— Przyszliśmy tylko na chwilę — powiedziała cicho Ania.

Usiedliśmy przy stole. Jaś bawił się samochodzikiem, który znalazł na półce.

— Mamo… Kamil nie chce cię widywać u nas w domu. Ale… Ja też tęsknię — wyszeptała Ania ze łzami w oczach.

Objęłyśmy się po raz pierwszy od lat.

Nie wiem, co będzie dalej. Może Kamil nigdy mnie nie zaakceptuje. Może będę widywać Jasia tylko ukradkiem, poza domem córki. Ale wiem jedno: nie przestanę walczyć o moją rodzinę.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy naprawdę bycie babcią to taki wielki grzech? Czy można kochać za bardzo? Co wy byście zrobili na moim miejscu?