Nie da się udawać, że wszystko pozostało takie samo – historia Magdy z Bydgoszczy
– Magda, nie płacz już, proszę cię… – głos mamy był cichy, jakby bała się, że głośniejsze słowo roztrzaska ciszę, która od tygodni wisiała nad naszym mieszkaniem przy ulicy Gdańskiej. Ale ja nie mogłam przestać. Siedziałam na podłodze w swoim pokoju, ściskając w rękach zdjęcie taty z zeszłorocznych wakacji nad morzem. Uśmiechał się na nim tak szeroko, jakby nie istniał żaden smutek na świecie. A przecież kilka miesięcy później już go nie było.
Nie pamiętam dokładnie dnia pogrzebu. Wszystko zlało się w jeden szary obraz: czarne płaszcze, mokre od deszczu chodniki i twarze sąsiadów, którzy patrzyli na nas z mieszaniną współczucia i ciekawości. Mama trzymała mnie za rękę tak mocno, że aż bolało. Brat, Tomek, miał wtedy tylko dwanaście lat i nie rozumiał jeszcze, dlaczego tata nie wróci już do domu.
Po pogrzebie wszystko się zmieniło. Mama zamknęła się w sobie. Przestała gotować obiady, przestała rozmawiać z nami o czymkolwiek poza szkołą i rachunkami. Wieczorami siedziała przy kuchennym stole z kubkiem herbaty i patrzyła w okno, jakby czekała na jakiś znak. Ja próbowałam być silna dla Tomka, ale sama czułam się jak dziecko zagubione w ciemnym lesie.
Najgorsze przyszło kilka tygodni później. Pewnego dnia wróciłam ze szkoły wcześniej niż zwykle. W przedpokoju stały obce buty – męskie, eleganckie, zupełnie niepasujące do naszego domu. Usłyszałam śmiech mamy i jakiś męski głos. Zamarłam. Przez uchylone drzwi zobaczyłam mamę siedzącą przy stole z panem Andrzejem – kolegą taty z pracy. Rozmawiali cicho, a mama… uśmiechała się. Po raz pierwszy od miesięcy.
Wieczorem zapytałam ją o to:
– Mamo, kto to był?
– To tylko znajomy – odpowiedziała szybko, unikając mojego wzroku.
– Znajomy? Przecież to kolega taty…
– Magda, proszę cię… Nie zaczynaj.
Nie zaczynaj. Te słowa słyszałam coraz częściej. Nie zaczynaj płakać. Nie zaczynaj pytać. Nie zaczynaj wspominać taty przy Tomku.
Z czasem pan Andrzej zaczął pojawiać się coraz częściej. Najpierw tylko na kawę, potem zostawał na kolację, aż w końcu zaczął nocować. Tomek był zachwycony – Andrzej przynosił mu nowe gry komputerowe i zabierał na mecze Zawiszy. Ja czułam się zdradzona. Jak mama mogła tak szybko zapomnieć o tacie? Jak mogła pozwolić obcemu mężczyźnie wejść do naszego życia?
Pewnej nocy usłyszałam ich rozmowę przez cienką ścianę:
– Musimy powiedzieć dzieciom…
– Magda tego nie zrozumie…
– Jest już prawie dorosła.
Następnego dnia mama usiadła ze mną przy stole.
– Magda, wiem, że to dla ciebie trudne… Ale musisz zrozumieć, że życie toczy się dalej. Andrzej mi pomaga…
– Pomaga? – przerwałam jej ostro. – Czy tata był dla ciebie tylko przeszkodą?
Mama spojrzała na mnie z bólem w oczach.
– Nigdy tak nie mów.
Od tamtej pory w domu panowała wojna podjazdowa. Ja unikałam Andrzeja jak ognia, mama coraz częściej zamykała się w swoim pokoju, a Tomek udawał, że niczego nie widzi. W szkole przestałam rozmawiać z koleżankami – bałam się, że zapytają o mamę i Andrzeja. Zaczęłam opuszczać lekcje, włóczyć się po mieście bez celu.
Pewnego dnia spotkałam na rynku panią Halinę – sąsiadkę z parteru.
– Magda, wszystko w porządku? Wyglądasz na zmęczoną.
Chciałam odpowiedzieć coś uprzejmego, ale łzy same napłynęły mi do oczu.
– Tata by tego nie chciał – powiedziała cicho pani Halina. – On zawsze był dumny z twojej siły.
Te słowa długo dźwięczały mi w głowie. Czy naprawdę byłam silna? Czy raczej tchórzliwie uciekałam przed problemami?
W końcu postanowiłam porozmawiać z mamą szczerze.
– Mamo… Ja nie potrafię zaakceptować Andrzeja. Przynajmniej nie teraz.
Mama spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Wiem, kochanie… Ale ja też jestem tylko człowiekiem. Potrzebuję kogoś obok siebie.
Zrozumiałam wtedy, że każdy z nas przeżywa żałobę inaczej. Mama szukała ukojenia w nowym związku, Tomek uciekał w gry komputerowe, a ja… ja próbowałam zatrzymać czas i udawać, że wszystko jest jak dawniej.
Minęły miesiące. Andrzej został z nami na stałe. Relacje między mną a mamą były chłodne, ale powoli zaczynałyśmy rozmawiać o codziennych sprawach. Zaczęłam spotykać się z psychologiem szkolnym – panią Martą – która pomogła mi zrozumieć własne emocje.
Najtrudniejsze było wybaczyć mamie. Wybaczyć jej to, że poszła dalej, kiedy ja jeszcze tkwiłam w przeszłości. Ale pewnego dnia zobaczyłam ją płaczącą w kuchni nad starym zdjęciem taty i dotarło do mnie, że ona też cierpi – tylko inaczej niż ja.
Dziś wiem jedno: nie da się udawać, że wszystko pozostało takie samo po takiej stracie. Każdy dzień to walka o nową normalność. Czasem myślę o tacie i zastanawiam się: czy byłby ze mnie dumny? Czy potrafiłby wybaczyć mamie szybkie pójście dalej? A może najważniejsze jest to, żebyśmy wszyscy nauczyli się żyć na nowo?
Czy można naprawdę pogodzić się ze stratą i zaakceptować nowe życie? A może zawsze będziemy nosić w sobie tęsknotę za tym, co utracone?