Okrutny wybór mojej teściowej: Jak faworyzowanie jednego syna zniszczyło naszą rodzinę
— Nie musisz tu przychodzić, Marto. — Głos teściowej był zimny jak lód, kiedy otworzyła mi drzwi. Stałam na wycieraczce z ciastem w rękach, a ona patrzyła na mnie tak, jakby widziała wroga. — Rafał już jest, wystarczy.
Zamarłam. To był pierwszy raz, kiedy usłyszałam to tak otwarcie, ale przecież czułam to od dawna. Od dnia ślubu z Pawłem wiedziałam, że nie jestem tą wymarzoną synową. Ale wtedy jeszcze miałam nadzieję, że z czasem się do mnie przekona. Myliłam się.
Weszłam do środka, bo Paweł nalegał, żebym przyszła. W salonie już siedział Rafał — młodszy brat Pawła, oczko w głowie teściowej. Uśmiechał się szeroko, jakby to on był gospodarzem. Teściowa natychmiast podała mu kawę i ciasto, które sama upiekła. Moje ciasto postawiła na parapecie, nawet nie spojrzała.
— Mamo, Marta też przyniosła sernik — powiedział Paweł nieśmiało.
— Może później spróbujemy — ucięła teściowa.
Czułam się jak powietrze. Rafał opowiadał o swojej nowej pracy w banku, a teściowa słuchała go z zachwytem. Każde jego słowo było dla niej świętością. Paweł próbował się wtrącić, ale matka go zignorowała.
— Wiesz, mamo, Paweł dostał awans — powiedziałam cicho.
Teściowa spojrzała na mnie z irytacją.
— Rafał też niedawno awansował. I to na wyższe stanowisko — rzuciła z dumą.
Wyszłam do kuchni pod pretekstem nalania sobie wody. Łzy napływały mi do oczu. Czułam się upokorzona i bezsilna. Paweł wszedł za mną.
— Kochanie, nie przejmuj się. Mama zawsze była taka wobec Rafała. Ja już się przyzwyczaiłem — szepnął i przytulił mnie mocno.
Ale ja nie potrafiłam się przyzwyczaić. Z każdym kolejnym spotkaniem było gorzej. Teściowa coraz bardziej faworyzowała Rafała: jemu kupowała prezenty, jemu pomagała finansowo, jemu poświęcała czas i uwagę. Nas traktowała jak powietrze.
Kiedy urodziła się nasza córka Zosia, miałam nadzieję, że coś się zmieni. Że wnuczka stopi lód w sercu teściowej. Przez chwilę rzeczywiście wydawało się lepiej — przyszła do szpitala z kwiatami i pluszakiem. Ale kiedy tylko Rafał pojawił się w drzwiach sali, całą uwagę skupiła na nim.
— Rafałku, zobacz jaka śliczna! Chcesz ją potrzymać? — zapytała z entuzjazmem.
Nawet nie spojrzała na mnie.
Z czasem zaczęły się poważniejsze problemy. Paweł zachorował — lekarze wykryli u niego nowotwór jelita grubego. Świat mi się zawalił. Potrzebowaliśmy wsparcia rodziny jak nigdy wcześniej.
Teściowa przyszła do szpitala raz. Przyniosła zupę i kilka gazet.
— Muszę lecieć do Rafała, on ma dzisiaj ważną prezentację — powiedziała po piętnastu minutach.
Nie mogłam uwierzyć w jej obojętność. Paweł był jej synem! Potrzebował matki! Ale ona była zajęta życiem Rafała: jego pracą, jego problemami, jego sukcesami.
Pewnego dnia usłyszałam rozmowę Pawła z matką przez telefon:
— Mamo, czy możesz przyjechać? Marta musi jechać z Zosią do lekarza, a ja nie dam rady sam zostać w domu…
— Nie mogę, Pawełku. Rafał potrzebuje mnie dzisiaj bardziej. On jest taki zestresowany tą nową pracą…
Paweł odłożył słuchawkę i spojrzał na mnie bezradnie. W jego oczach widziałam ból i zawód.
Choroba postępowała szybko. Paweł słabł z dnia na dzień. Zosia miała wtedy trzy lata i nie rozumiała, dlaczego tata nie może się z nią bawić jak dawniej.
W tym czasie Rafał przychodził do nas rzadko. Kiedy już się pojawił, teściowa była zawsze z nim — przynosiła mu jedzenie, dopytywała o samopoczucie, a Pawła traktowała jak cień.
Pewnego dnia wybuchłam:
— Dlaczego pani tak nas traktuje? Dlaczego Rafał jest ważniejszy niż własny chory syn?
Teściowa spojrzała na mnie z pogardą:
— Bo Rafał zawsze był słabszy! Musiałam go chronić! Paweł sobie radził sam!
— Ale teraz nie radzi sobie sam! Teraz potrzebuje pani bardziej niż kiedykolwiek!
— Nie będziesz mi mówić, jak mam kochać moje dzieci! — krzyknęła i wyszła trzaskając drzwiami.
Po tej kłótni kontakt praktycznie się urwał. Zostaliśmy sami z chorobą Pawła i opieką nad Zosią. Pomagali nam moi rodzice i sąsiedzi. Teściowa pojawiła się dopiero na pogrzebie Pawła.
Stałam wtedy obok trumny z Zosią za rękę. Teściowa płakała głośno i teatralnie przy Rafału. Ani razu nie podeszła do mnie ani do wnuczki.
Po pogrzebie próbowała jeszcze raz zaprosić Rafała do siebie na obiad — mnie nawet nie zaprosiła.
Minęły dwa lata od śmierci Pawła. Zosia pyta czasem o babcię, ale ja nie potrafię jej odpowiedzieć dlaczego babcia jej nie odwiedza.
Często zastanawiam się: czy można kochać jedno dziecko bardziej niż drugie? Czy matka naprawdę może być tak ślepa na cierpienie własnego syna? Czy to ja jestem winna temu rozbiciu rodziny?
Może ktoś z was potrafi mi odpowiedzieć: czy można wybaczyć matce taki wybór? Czy wy byście potrafili?