„Dlaczego ona potrafiła się dogadać z moją mamą, a ty nie?” – Historia kobiety, która przez lata żyła w cieniu byłej żony męża

– Znowu się pokłóciłyście? – głos Pawła przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, zmywając talerze po niedzielnym obiedzie u teściowej, a łzy mieszały się z pianą. – Wiesz, że z Kasią nigdy nie miałem takich problemów. Ona potrafiła się dogadać z moją mamą.

Zacisnęłam szczęki, żeby nie wybuchnąć. Ile razy jeszcze to usłyszę? Ile razy będę musiała udowadniać, że jestem wystarczająco dobra? W mojej głowie kłębiły się słowa, których nie miałam odwagi wypowiedzieć na głos. „Może Kasia była idealna, ale już jej tu nie ma. Teraz jestem ja.”

Teściowa, pani Halina, od początku dawała mi do zrozumienia, że nie jestem jej wymarzoną synową. „Kasia zawsze piekła sernik na święta. Ty nie lubisz piec?” – pytała z uśmiechem, który bardziej przypominał grymas. Próbowałam. Naprawdę próbowałam. Przynosiłam ciasta, pomagałam w ogrodzie, nawet nauczyłam się robić jej ulubione pierogi ruskie. Ale zawsze było coś nie tak.

Pamiętam pierwszy raz, kiedy Paweł porównał mnie do swojej byłej żony. Byliśmy wtedy razem od roku. Wracaliśmy od jego rodziców, a on rzucił mimochodem: – Kasia zawsze wiedziała, jak rozładować napięcie między mną a mamą. Ty tylko dolewasz oliwy do ognia.

Zabolało. Bardziej niż chciałam przyznać. Ale wtedy jeszcze wierzyłam, że to minie. Że wystarczy się postarać.

Minęły cztery lata. Każda niedziela wyglądała podobnie: obiad u teściowej, drobne przytyki, a potem cicha kłótnia w samochodzie w drodze powrotnej. Paweł coraz częściej wspominał Kasię – jej cierpliwość, jej takt, jej umiejętność rozmawiania z jego mamą o wszystkim i o niczym.

– Może powinnaś się od niej czegoś nauczyć? – rzucił pewnego razu.

– Może powinieneś ją sobie sprowadzić z powrotem – odpowiedziałam wtedy przez zaciśnięte zęby.

Zapanowała cisza. Taka ciężka, że aż bolało oddychać.

Nie rozumiałam, dlaczego ciągle jestem porównywana do kobiety, która już dawno odeszła z jego życia. Czy naprawdę byłam aż tak inna? Czy to źle, że nie potrafię udawać przed jego matką? Że nie śmieję się z jej żartów o „dzisiejszych kobietach” i nie znoszę jej wiecznych rad?

Pewnego dnia postanowiłam porozmawiać z panią Haliną szczerze. Zaparzyłam herbatę i usiadłam naprzeciwko niej w jej salonie pełnym bibelotów i zdjęć Pawła z dzieciństwa.

– Pani Halino… Chciałabym, żebyśmy się lepiej dogadywały. Naprawdę się staram.

Spojrzała na mnie spod okularów.

– Ja też się staram, Aniu. Ale wiesz… Kasia była taka spokojna. Nigdy nie podnosiła głosu. Zawsze wiedziała, kiedy ustąpić.

– Ja nie jestem Kasią – powiedziałam cicho.

– Wiem – odpowiedziała i wzruszyła ramionami.

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Paweł siedział przed komputerem.

– I co? – zapytał bez odrywania wzroku od ekranu.

– Nic. Dalej jestem niewystarczająca.

Nie odpowiedział. Tylko westchnął ciężko.

Zaczęłam unikać wizyt u teściowej. Zamiast tego chodziłam na długie spacery po parku albo spotykałam się z przyjaciółką, Magdą. To ona pierwsza powiedziała mi coś, co długo nie dawało mi spokoju:

– Anka, ty żyjesz w cieniu tej Kasi. Przecież to chore! On powinien cię wspierać, a nie ciągle porównywać do swojej byłej!

Wróciłam do domu i długo patrzyłam na Pawła śpiącego na kanapie. Czy on naprawdę mnie kocha? Czy tylko szuka w mojej osobie kogoś, kto zastąpi mu dawną żonę?

Kolejna niedziela. Kolejna awantura o nic. Tym razem o to, że nie chciałam zostać na kawę u teściowej.

– Kasia zawsze zostawała! – krzyknął Paweł.

Coś we mnie pękło.

– To może powinieneś do niej wrócić! Może ona była dla ciebie lepsza! Może ja po prostu nie jestem tą osobą, której szukasz!

Zamilkł. Patrzył na mnie przez chwilę w milczeniu.

– Nie rozumiesz… Po prostu chcę, żebyśmy byli rodziną.

– Ale ja nie mogę być nią! Nie mogę być Kasią!

Wyszłam z domu i długo chodziłam po mieście bez celu. W głowie miałam mętlik: czy to ja jestem problemem? Czy naprawdę powinnam się zmienić?

Wieczorem wróciłam do pustego mieszkania. Paweł zostawił mi kartkę: „Muszę przemyśleć wszystko”.

Przez kolejne dni milczeliśmy. Każde z nas zamknięte w swoim świecie żalu i pretensji.

W końcu usiedliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole.

– Paweł… Ja już nie mogę tak żyć – powiedziałam cicho. – Albo zaakceptujesz mnie taką, jaka jestem, albo… musimy się rozstać.

Patrzył na mnie długo bez słowa.

– Przepraszam – powiedział w końcu. – Chyba za bardzo żyłem przeszłością.

Nie wiem, co będzie dalej. Może uda nam się odbudować naszą relację na nowych zasadach. A może każde z nas pójdzie swoją drogą.

Czasem zastanawiam się: ile jesteśmy w stanie poświęcić dla miłości? Czy warto żyć w czyimś cieniu tylko po to, by spełnić oczekiwania innych? Co wy byście zrobili na moim miejscu?