Jestem w ciąży, a mój chłopak nie chce się ze mną ożenić – jego mama go wspiera, ale ojciec staje po mojej stronie. Co mam zrobić?
– Nie rozumiesz, Anka! Ja po prostu nie chcę się żenić! – Michał krzyknął, trzaskając drzwiami mojego pokoju. Stałam przy oknie, ściskając w dłoni test ciążowy. Dwa wyraźne paski. Moje serce waliło jak oszalałe, a w głowie kłębiły się myśli: co teraz? Przecież zawsze marzyłam o rodzinie, o tym, że kiedyś będę miała męża i dzieci. Ale nie tak to miało wyglądać.
Michał od początku był inny niż wszyscy chłopcy, których znałam. Poznaliśmy się na studiach w Krakowie – on studiował informatykę, ja pedagogikę. Był czuły, zabawny, miał w sobie coś, co sprawiało, że czułam się przy nim bezpieczna. Przez dwa lata byliśmy nierozłączni. Wspólne wyjazdy nad Wisłę, wieczory z planszówkami, długie rozmowy o przyszłości. Wydawało mi się, że jesteśmy dla siebie stworzeni.
Ale kiedy powiedziałam mu o ciąży, zobaczyłam w jego oczach strach. Najpierw milczał przez kilka minut, potem zaczął chodzić po pokoju tam i z powrotem.
– Anka… Ja nie wiem, czy jestem gotowy na dziecko. A już na pewno nie na ślub – powiedział cicho.
Poczułam się tak, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Przecież jeszcze tydzień temu rozmawialiśmy o tym, jak fajnie byłoby mieć kiedyś dzieci. „Kiedyś” – to słowo teraz brzmiało jak wyrok.
Nie spałam całą noc. Rano zadzwoniłam do mamy. Zawsze była moją podporą, ale tym razem jej głos był pełen niepokoju.
– Aniu, musisz porozmawiać z Michałem jeszcze raz. Może on po prostu się boi? – próbowała mnie pocieszyć.
Ale Michał był nieugięty. Przestał odbierać telefony, unikał spotkań. Po kilku dniach zdecydowałam się pojechać do jego rodziców do Wieliczki. Może oni mi pomogą?
W drzwiach przywitała mnie jego mama, pani Grażyna. Zawsze była uprzejma, ale dziś jej twarz była napięta.
– Aniu… Michał mówił mi o wszystkim. Rozumiem twoją sytuację, ale nie możesz go zmuszać do ślubu – powiedziała chłodno.
– Ale ja go nie zmuszam! Chciałam tylko… żebyśmy byli rodziną – odpowiedziałam drżącym głosem.
– On jest jeszcze młody. Ma przed sobą całe życie. Dziecko to nie powód do ślubu – dodała stanowczo.
Poczułam się jak intruz. Jakby cała odpowiedzialność za tę sytuację spadła tylko na mnie. Wyszłam stamtąd z poczuciem klęski.
Kilka dni później zadzwonił do mnie pan Andrzej, ojciec Michała.
– Aniu, chciałbym się z tobą spotkać – powiedział spokojnie.
Spotkaliśmy się w małej kawiarni niedaleko rynku. Pan Andrzej był zupełnie inny niż jego żona – ciepły, empatyczny.
– Wiem, że to trudna sytuacja dla was obojga – zaczął. – Ale Michał zawsze był uparty. Może potrzebuje czasu? Ja sam miałem wątpliwości przed ślubem z Grażyną…
– Ale co mam zrobić? – zapytałam bezradnie. – Nie chcę być samotną matką…
– Nie będziesz sama. Pomogę ci, jeśli będzie trzeba. Ale musisz dać Michałowi czas i przestrzeń. I pamiętaj: twoje szczęście też jest ważne.
Wróciłam do domu z mętlikiem w głowie. Z jednej strony chciałam walczyć o naszą rodzinę, z drugiej – czułam się upokorzona i odrzucona.
Minęły tygodnie. Brzuch powoli zaczynał być widoczny pod ubraniem. Michał czasem pisał krótkie wiadomości: „Jak się czujesz?”, „Potrzebujesz czegoś?” Ale unikał rozmów o przyszłości.
W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do niego jeszcze raz.
– Michał, musimy porozmawiać – zaczęłam stanowczo.
Siedział na łóżku, patrzył w podłogę.
– Boję się – wyszeptał nagle. – Boję się, że nie dam rady być dobrym ojcem. Że wszystko zepsuję…
– Ja też się boję! Ale możemy spróbować razem…
– Nie chcę ślubu z przymusu – przerwał mi gwałtownie. – Nie chcę być jak moi rodzice…
Zrozumiałam wtedy, że jego opór nie wynika z braku uczuć do mnie czy dziecka, tylko z lęku przed powieleniem błędów własnych rodziców. Pani Grażyna zawsze była chłodna wobec pana Andrzeja; ich małżeństwo przypominało bardziej układ niż prawdziwą bliskość.
Wróciłam do domu i długo płakałam w poduszkę. Mama tuliła mnie i powtarzała: „Dasz radę, Aniu”.
Czas mijał nieubłaganie. W pracy zaczęły się plotki – „Anka jest w ciąży bez ślubu”, „Co na to rodzice Michała?” Czułam na sobie spojrzenia sąsiadek i koleżanek z przedszkola, gdzie pracowałam jako nauczycielka.
Pewnego dnia zadzwoniła pani Grażyna.
– Aniu… Przepraszam za tamtą rozmowę. Chciałam ci powiedzieć… Jeśli będziesz czegoś potrzebować, możesz na mnie liczyć.
Nie wiedziałam, czy jej wierzyć. Ale doceniłam ten gest.
W końcu Michał przyszedł do mnie sam.
– Chcę być przy tobie i dziecku – powiedział cicho. – Ale ślub… jeszcze nie teraz. Muszę do tego dorosnąć.
Zgodziłam się. Postanowiliśmy spróbować być razem bez formalności – przynajmniej na razie.
Dziś jestem już mamą małego Antosia. Michał jest obecny w naszym życiu, choć nadal mieszka osobno i powoli uczy się ojcostwa. Jego mama pomaga mi przy dziecku, a pan Andrzej stał się dla mnie prawdziwym wsparciem.
Czasem zastanawiam się: czy dobrze zrobiłam? Czy powinnam była walczyć o ślub za wszelką cenę? A może najważniejsze jest to, żebyśmy byli szczęśliwi – nawet jeśli nasza rodzina wygląda inaczej niż sobie wymarzyłam?
Czy wy też mieliście kiedyś poczucie, że życie wymyka wam się spod kontroli? Jak poradziliście sobie z presją otoczenia i własnymi oczekiwaniami?