Czy znowu kupiłeś prezent tylko dla swojej mamy, a o mnie zapomniałeś? – Historia o miłości, rozczarowaniu i drugiej szansie
– Czy znowu kupiłeś prezent tylko dla swojej mamy, a o mnie zapomniałeś? – wyrzuciłam z siebie, zanim zdążyłam się powstrzymać. Głos mi zadrżał, a w oczach poczułam znajome pieczenie. Stałam w kuchni naszego mieszkania na warszawskim Ursynowie, wśród zapachu pieczonych pierników i świątecznych mandarynek. Za oknem śnieg padał tak gęsto, że świat wydawał się odcięty od reszty rzeczywistości.
Mój mąż, Paweł, właśnie wrócił z pracy. W rękach trzymał elegancką torbę z logo ekskluzywnego butiku. Oczy mu błyszczały – jak zawsze, gdy miał coś dla swojej mamy.
– Zosia będzie zachwycona – powiedział z dumą, wyciągając z torby kaszmirowy sweter w kolorze śliwki. – Sama mówiła ostatnio, że taki jej się marzy.
Zosia – jego mama. Moja teściowa. Kobieta, która od początku naszego małżeństwa była obecna w każdej naszej decyzji. To ona wybierała kolor ścian w naszym pierwszym mieszkaniu, to ona doradzała, jak wychowywać dzieci, to ona zawsze dostawała najpiękniejsze prezenty.
– A ja? – zapytałam cicho, choć wiedziałam już odpowiedź. – Czy ja też dostanę coś na święta?
Paweł spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem, jakby dopiero teraz zauważył moją obecność.
– Przecież mówiłaś, że niczego nie potrzebujesz – rzucił od niechcenia. – Poza tym… przecież sama kupiłaś sobie tę książkę o ogrodach.
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Nie chodziło o prezent. Nigdy nie chodziło o rzeczy. Chodziło o to, że od lat byłam przezroczysta – dla niego, dla jego matki, dla całej rodziny. Byłam żoną od obowiązków: gotowania, prania, organizowania świąt. Ale nigdy nie byłam tą najważniejszą.
Wtedy do kuchni weszła nasza córka, Lena. Miała czternaście lat i już potrafiła wyczuć napięcie lepiej niż niejeden dorosły.
– Co się dzieje? – zapytała niepewnie.
– Nic – odpowiedziałam zbyt szybko. – Po prostu… tata kupił babci prezent.
Lena spojrzała na ojca z wyrzutem.
– A mamie nic? – spytała bezpośrednio.
Paweł wzruszył ramionami.
– Mama mówiła…
– Mama zawsze mówi! – Lena podniosła głos. – Ale czy ty kiedyś słuchasz?
Zaskoczyło mnie to. Moja córka miała rację. Czy Paweł kiedykolwiek słuchał? Czy kiedykolwiek widział we mnie kobietę, a nie tylko funkcję?
Wieczorem usiadłam na kanapie z kubkiem herbaty i patrzyłam na choinkę. Migotały na niej lampki, które sama rozwieszałam co roku. Przypomniałam sobie pierwsze święta po ślubie. Jak bardzo wtedy wierzyłam, że będziemy rodziną na równych prawach. Że będę dla Pawła kimś wyjątkowym.
Telefon zadzwonił nagle. To była Zosia.
– Paulinko, czy Paweł już wrócił? – zapytała słodkim głosem.
– Tak, jest w domu.
– A prezent przyniósł? Bo mówił mi rano…
Zacisnęłam dłoń na słuchawce.
– Tak, przyniósł.
– Och, jak on zawsze pamięta! – rozczuliła się teściowa. – A ty co tam przygotowujesz na Wigilię? Mam nadzieję, że będą pierogi z grzybami tak jak lubię?
Przez chwilę miałam ochotę powiedzieć jej całą prawdę: że mam dość jej obecności w naszym życiu, że mam dość bycia tą drugą. Ale tylko przytaknęłam i rozłączyłam się szybko.
Następnego dnia Paweł wrócił późno. W domu panowała cisza – Lena była u koleżanki na nocowaniu. Siedziałam przy stole i sortowałam rachunki.
– Paulina… – zaczął niepewnie. – O co ci właściwie chodzi?
Spojrzałam na niego bez słowa.
– Przecież wszystko jest dobrze – ciągnął dalej. – Mamy dom, zdrowe dziecko…
– Wszystko jest dobrze? – przerwałam mu ostro. – Dla kogo? Dla ciebie? Dla twojej mamy? Bo ja czuję się tu jak cień!
Paweł westchnął ciężko.
– Przesadzasz. Zosia jest sama od śmierci taty…
– A ja jestem sama przy tobie! – wybuchłam nagle. – Od lat jestem sama! Nawet nie zauważyłeś, że przestałam się śmiać? Że nie pytasz mnie już o nic poza tym, co będzie na obiad?
Widziałam szok na jego twarzy. Może po raz pierwszy dotarło do niego, jak bardzo jestem zmęczona.
W Wigilię Zosia przyszła do nas jak co roku. Usiadła przy stole i zaczęła opowiadać o swoich problemach zdrowotnych i sąsiadce spod trójki, która „nie zna się na życiu”. Paweł słuchał jej z uwagą i podsuwał kolejne potrawy.
W pewnym momencie Lena wstała od stołu.
– Babciu, a czy ty kiedyś pytasz mamę, jak się czuje?
Zosia spojrzała na nią zaskoczona.
– Oczywiście…
– Nieprawda – Lena pokręciła głową. – Mama zawsze pyta wszystkich o wszystko. Ale nikt nie pyta jej o nic.
Zapadła niezręczna cisza. Paweł chrząknął nerwowo.
Po kolacji poszłam do sypialni i zamknęłam drzwi na klucz. Po raz pierwszy od lat pozwoliłam sobie płakać głośno i bez wstydu. Czułam się tak bardzo samotna i niepotrzebna.
Następnego dnia rano Paweł zapukał do drzwi sypialni.
– Paulina… możemy porozmawiać?
Nie odpowiedziałam od razu. W końcu otworzyłam drzwi.
– Przepraszam – powiedział cicho. – Nie wiedziałem…
Spojrzałam mu prosto w oczy.
– Nie wiedziałeś? Czy nie chciałeś wiedzieć?
Usiadł obok mnie na łóżku.
– Może jedno i drugie…
Milczeliśmy przez chwilę. W końcu powiedział:
– Chcę to zmienić. Chcę być lepszym mężem…
Nie wierzyłam mu wtedy do końca. Ale pozwoliłam sobie mieć nadzieję.
Kilka dni później Paweł wrócił do domu wcześniej niż zwykle. W rękach trzymał małe pudełko przewiązane czerwoną wstążką.
– To dla ciebie – powiedział niepewnie.
Otworzyłam pudełko i zobaczyłam srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie serca.
– To nie chodzi o prezenty… – zaczęłam.
– Wiem – przerwał mi łagodnie. – Chcę ci pokazać, że jesteś dla mnie ważna. Nie tylko słowami…
Od tamtej pory zaczęliśmy rozmawiać więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Paweł zaczął pytać mnie o zdanie nawet w drobnych sprawach: jaki film obejrzymy wieczorem, gdzie pojedziemy na wakacje, co ugotować w weekend.
Zosia początkowo była urażona zmianą układu sił w rodzinie. Próbowała dzwonić częściej niż zwykle i narzekać na wszystko: pogodę, sąsiadów, nawet na to, że Paweł „nie jest już taki jak dawniej”. Ale tym razem Paweł postawił granice:
– Mamo, Paulina jest moją żoną i chcę być dobrym mężem także dla niej.
Zosia obraziła się na kilka tygodni, ale potem pogodziła się z nową sytuacją.
Dziś wiem jedno: czasem trzeba krzyknąć głośno swój ból, żeby ktoś go usłyszał. Czasem trzeba pozwolić sobie na łzy i żal, żeby zrobić miejsce na coś nowego.
Patrzę teraz na Pawła i Lenę przy stole i myślę: ile kobiet żyje tak jak ja kiedyś? Ile z nas godzi się być przezroczystymi dla tych, których kochamy najbardziej?
Czy naprawdę musimy czekać aż ktoś nas zauważy? A może same powinnyśmy upomnieć się o swoje miejsce przy tym stole?