Po pięćdziesiątce zakochałam się pierwszy raz naprawdę. I nie wstydzę się tego

— Mamo, ty chyba żartujesz? — głos mojej córki, Agaty, drżał z niedowierzania i lekkiej złości. Stałam w kuchni, ściskając w dłoniach kubek z herbatą, która już dawno wystygła. Patrzyłam na nią, na jej ściągnięte brwi, i czułam, jak serce wali mi w piersi. — Nie żartuję — odpowiedziałam cicho. — Zakochałam się.

Cisza. Tylko zegar na ścianie odmierzał kolejne sekundy. W tej chwili miałam ochotę zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu. Przez całe życie byłam tą rozsądną, przewidywalną. Żoną, matką, siostrą. Zawsze na posterunku, zawsze gotową pomóc innym. A teraz? Teraz miałam pięćdziesiąt trzy lata i pierwszy raz od dawna czułam się… żywa.

Nie tak miało wyglądać moje życie po śmierci męża. Kiedy Janek odszedł nagle na zawał pięć lat temu, świat mi się zawalił. Dzieci były już dorosłe, wyprowadziły się. Zostałam sama w naszym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie. Przez pierwsze miesiące nie potrafiłam nawet wejść do jego szafy. Potem nauczyłam się żyć z ciszą, z samotnością przy stole, z brakiem czyjegoś ciepła obok w łóżku.

Pracowałam dalej w bibliotece, spotykałam się z siostrą Marylą na kawie raz w tygodniu. W weekendy odwiedzałam wnuki. Wszystko było poukładane, przewidywalne. I wtedy pojawił się on — Marek.

Poznałam go przypadkiem na spotkaniu klubu książki. Był wdowcem, kilka lat starszym ode mnie. Miał ciepły uśmiech i oczy, które patrzyły na mnie tak, jak nikt nie patrzył od lat. Rozmawialiśmy o literaturze, o życiu, o tym, jak trudno jest zaczynać wszystko od nowa po pięćdziesiątce. Z każdym kolejnym spotkaniem czułam, że coś we mnie pęka — skorupa samotności, którą budowałam przez lata.

Pierwszy raz od dawna poczułam motyle w brzuchu. Bałam się tego uczucia jak ognia. Przecież to nie wypada! Co powiedzą dzieci? Co powie Maryla? Przecież jestem już „za stara” na takie rzeczy…

Ale Marek był cierpliwy. Zaprosił mnie do kina na stary polski film. Potem na spacer po Łazienkach. Rozmawialiśmy godzinami przez telefon. Czułam się przy nim młoda, piękna, ważna. I wtedy postanowiłam powiedzieć dzieciom prawdę.

— Mamo, przecież ty masz swoje lata! — Agata nie mogła uwierzyć. — Co ludzie powiedzą? A co z tatą? — dodała ciszej.

— Agato — przerwałam jej łagodnie — tata nie wróci. Bardzo go kochałam i zawsze będę go pamiętać. Ale ja… ja nie chcę być już sama.

Syn, Tomek, był bardziej powściągliwy. Zadzwonił wieczorem.

— Mamo, jeśli jesteś szczęśliwa… to dobrze. Ale uważaj na siebie, proszę.

Nie spałam tej nocy prawie wcale. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, czy mam prawo do szczęścia. Czy mogę jeszcze kochać? Czy to nie zdrada wobec Janka?

Następnego dnia zadzwoniła Maryla.

— Słyszałam od Agaty… — zaczęła bez przywitania. — Ty chyba oszalałaś! Po co ci to?

— Marylo — westchnęłam ciężko — jestem samotna. Chcę spróbować jeszcze raz być szczęśliwa.

— Ludzie będą gadać! — syknęła siostra. — W twoim wieku…

— Nie obchodzi mnie to już — przerwałam jej stanowczo po raz pierwszy od lat.

Przez kolejne tygodnie czułam się rozdarta między tym, czego chcieli ode mnie inni, a tym, czego pragnęło moje serce. Spotykałam się z Markiem ukradkiem — kawa w małej kawiarni na Mokotowie, wspólne spacery po parku Skaryszewskim. Czasem łapałam się na tym, że rozglądam się nerwowo, czy ktoś nas nie zobaczy.

Ale Marek był inny niż wszyscy mężczyźni, których znałam wcześniej. Słuchał mnie uważnie, nie oceniał. Opowiadał o swojej żonie, o tym jak trudno było mu pogodzić się z jej śmiercią. Raz płakał przy mnie — wtedy poczułam, że naprawdę mu ufam.

Zbliżały się moje urodziny. Marek zaproponował kolację u siebie w domu.

— Chciałbym ci coś powiedzieć — zaczął niepewnie podczas deseru.

Patrzyłam na niego z bijącym sercem.

— Zakochałem się w tobie — wyszeptał.

Poczułam łzy pod powiekami. Nie pamiętam już kiedy ostatni raz ktoś powiedział mi coś takiego z takim przekonaniem.

Po tej nocy postanowiłam przestać się ukrywać. Zaprosiłam dzieci i Marylę do siebie na obiad.

— Chciałabym wam przedstawić Marka — powiedziałam spokojnie.

Agata była sztywna i chłodna przez cały wieczór. Tomek próbował rozmawiać z Markiem o piłce nożnej i polityce. Maryla milczała demonstracyjnie.

Po wyjściu gości usiadłam na kanapie i rozpłakałam się jak dziecko. Marek objął mnie mocno.

— Dasz radę — szepnął.

Minęły miesiące zanim rodzina zaakceptowała mój wybór. Agata długo nie odzywała się do mnie poza krótkimi wiadomościami o wnukach. Maryla przestała zapraszać mnie na kawę.

Ale ja… ja byłam szczęśliwa jak nigdy wcześniej. Odkrywałam siebie na nowo: swoje potrzeby, marzenia i pragnienia. Zaczęliśmy z Markiem podróżować po Polsce: Kazimierz Dolny jesienią, Mazury latem. Czułam się wolna i kochana.

Dziś wiem jedno: nigdy nie jest za późno na miłość. Nawet jeśli inni tego nie rozumieją.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy miałam prawo postawić siebie na pierwszym miejscu? Czy szczęście matki może być egoizmem? A może właśnie teraz pokazuję dzieciom najważniejszą lekcję: że warto walczyć o siebie i swoje marzenia bez względu na wiek?