„W mojej rodzinie byłam tą, która wszystko łagodzi” – a nikt nie widział, że ja też mam prawo nie mieć siły

– Znowu się pokłóciliście? – zapytałam, ledwo powstrzymując drżenie głosu, gdy telefon zadzwonił po raz trzeci tego wieczoru. Po drugiej stronie słyszałam szloch mojej młodszej siostry, Magdy. – On mnie nienawidzi, Anka! – wykrzyczała przez łzy. – Michał powiedział, że już nigdy nie chce mnie widzieć!

Zamknęłam oczy. W kuchni czekała na mnie sterta naczyń, a w pokoju mąż, który już trzeci dzień z rzędu wrócił z pracy w złym humorze i rzucił tylko krótkie „cześć”, zanim zamknął się z laptopem. Dzieci kłóciły się o pilota do telewizora. A ja? Ja miałam być tą, która wszystko naprawi.

– Magda, oddychaj. Wiesz, jaki Michał jest porywczy. Jutro mu przejdzie. Chcesz, żebym do niego zadzwoniła? – zaproponowałam automatycznie, choć w środku czułam narastającą panikę. Kolejny raz miałam być mediatorką. Kolejny raz miałam łatać emocjonalne dziury innych.

Tak było od zawsze. Kiedy byłam dzieckiem, mama płakała po cichu w kuchni, bo tata wracał późno z pracy i nie odzywał się przez pół wieczoru. Siadałam wtedy obok niej i mówiłam: „Mamo, tata cię kocha, tylko jest zmęczony”. Kiedy brat trzaskał drzwiami po kłótni z siostrą, biegłam do niego z herbatą i tłumaczyłam: „Ona nie chciała cię zranić”.

Wszyscy przyzwyczaili się, że Anka zawsze załatwi sprawę. Anka zadzwoni, Anka pogada, Anka pogodzi. Nawet kiedy wyszłam za mąż i urodziłam dzieci, nic się nie zmieniło. Mój mąż, Tomek, też szybko odkrył, że może na mnie zrzucić swoje frustracje. Po ciężkim dniu rzucał torbę w kąt i czekał, aż go przytulę i powiem: „Wszystko będzie dobrze”.

A ja? Ja coraz częściej czułam się jak cień samej siebie.

Pamiętam jeden szczególny wieczór. Było już po dwudziestej drugiej. Dzieci spały, Tomek oglądał mecz w salonie. Siedziałam w łazience na zimnych kafelkach i płakałam w milczeniu. Czułam się kompletnie pusta. Zastanawiałam się: czy ktoś kiedyś zapyta mnie, jak ja się czuję? Czy ktoś zauważy, że też mam prawo być słaba?

Następnego dnia zadzwoniła mama.

– Aniu, twój tata znowu się obraził. Powiedz mu coś, bo ja już nie mam siły – usłyszałam jej zmęczony głos.

Zacisnęłam zęby.

– Mamo, może tym razem sama z nim porozmawiaj? – odparłam ostrożnie.

– Ale on cię posłucha! Ty zawsze potrafisz go przekonać – usłyszałam niemal błagalnie.

Zgodziłam się. Oczywiście, że się zgodziłam. Przecież taka była moja rola.

Wieczorem Tomek wrócił do domu naburmuszony.

– Znowu rozmawiałaś z Magdą? – rzucił oskarżycielsko.

– Tak, miała ciężki dzień…

– A ja? Ja też miałem ciężki dzień! Ale kto mnie wysłucha?

Patrzyłam na niego bezradnie. Chciałam krzyknąć: „A kto mnie wysłucha?!”, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

Z czasem zaczęłam mieć problemy ze snem. Budziłam się w środku nocy z kołataniem serca. W pracy coraz częściej łapałam się na tym, że nie mogę się skupić. Szefowa zwróciła mi uwagę: „Anka, jesteś ostatnio jakaś rozkojarzona”.

Pewnego dnia po prostu nie wytrzymałam.

Była sobota rano. Dzieci biegały po domu, Tomek krzyczał na syna za rozlany sok, a telefon dzwonił bez przerwy – najpierw mama, potem Magda.

Wybiegłam na balkon i zaczęłam płakać tak głośno, że aż sąsiadka spojrzała na mnie zaniepokojona przez balustradę.

Tego dnia po raz pierwszy powiedziałam Tomkowi:

– Nie dam już rady! Mam dość bycia tą, która wszystko łagodzi! Nikt nie pyta mnie o zdanie! Nikt nie widzi, że ja też mogę być zmęczona!

Tomek patrzył na mnie jak na obcą osobę.

– Przecież zawsze dawałaś radę…

– Bo musiałam! Bo nikt inny nie chciał! – wykrzyczałam przez łzy.

Przez chwilę w domu panowała cisza jak makiem zasiał.

Tego wieczoru nie odbierałam telefonów od rodziny. Nie gotowałam obiadu. Nie tłumaczyłam dzieciom świata. Po prostu siedziałam na kanapie i patrzyłam w okno.

Następnego dnia mama zadzwoniła ponownie.

– Aniu… wszystko w porządku? Nie odbierałaś wczoraj telefonu…

– Mamo… ja też czasem potrzebuję pomocy – powiedziałam cicho.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

Od tamtej pory próbuję uczyć się mówić „nie”. To trudne. Rodzina długo nie rozumiała mojej zmiany. Magda obraziła się na kilka tygodni. Mama była rozczarowana. Tomek próbował udawać, że nic się nie stało.

Ale ja po raz pierwszy poczułam ulgę.

Czasem myślę: ile jeszcze kobiet w Polsce żyje tak jak ja? Ile z nas jest niewidzialnych dla własnych bliskich? Czy naprawdę musimy zawsze być silne?